Wywiad

’Wracam do techno-trance’u’ – Marco V dla Euphorii

Dodzwoniliśmy się do Marco w momencie, gdy akurat przesiadywał w studiu i tworzył nowe produkcje. W związku z tym trochę popsuł nam plany, bo chcieliśmy zarzucić go samymi nietypowymi pytaniami. Ale w tej sytuacji trzeba było rozpocząć bardziej tradycyjnie…




Skoro złapałem cię w studiu, powiedz od razu – czym zajmujesz się w tej chwili?


– Wróciłem do serii wydawnictw z początku poprzedniej dekady. Na początku lat zerowych XXI wieku wydawałem serię V.ision. Teraz właśnie powstaje kolejna tego typu EPka, utrzymana w konwencji bardziej, jakby to powiedzieć „techno-trance”.


To zaskakujące! Ostatnimi czasy zwalniałeś.


– Jak wszyscy, wszystko jest teraz wolniejsze. To nadal nie będzie tak szybkie, jak dawnymi czasy, ale czuć będzie feeling techno u podstaw i trancowe melodie na wierzchu.


Co przyczyniło się do powrotu do tego projektu? Ludzie krytykowali cię za wolniejsze i mniej energetyczne sety i produkcje?


– Wiesz, zawsze płynę z prądem. Ze swoim własnym prądem. Robię to co, w tej chwili czuję i to, co gram akurat w moich setach. W tym momencie, czuję, że akurat potrzebuję tego rodzaju muzyki. Dużo energii i właśnie ten klimat „techno trance”. Nie chcę robić tego co zwykle, fajnie jest czasem stworzyć coś w takim stylu, jak kiedyś.

To jakiś rodzaj noworocznego postanowienia?


– Nie, robię po prostu to, co chodzi mi po głowie. Mam jedno jedyne noworoczne postanowienie – nie mieć żadnych postanowień, bo potem nie możesz ich dotrzymać. Bez sensu jest wymyślać coś, czego potem nie można spełnić. Dobrze jest zacząć nowy rok ze świeżym umysłem.


Po roku 2009 z aż dwoma twoimi albumami, czy zamierzasz zrobić sobie teraz dwa lata przerwy?


– Nie mam żadnych planów na kolejny album, ale wydam dużo nowej muzyki. Fakt, nie myślę teraz o dłuższych formach, ale to nie jest tak, że czekam z wydawaniem utworów. Ciągle produkuję, i moje tracki będą systematycznie się ukazywać. Cały czas siedzę w studiu, choć z weną bywa różnie – wszystko sprowadza się do tego, ile masz inspiracji, jak się czujesz. Czasem robisz kilka kawałków z rzędu, a czasem kilka miesięcy jesteś rozstrojony. Wtedy szukam nowych dźwięków, czy stylu.


Na koniec coś z naszego zestawu nietypowych pytań –  jaka jest najbardziej niedorzeczna,  absurdalna rzecz w byciu DJ-em?


– Granie cudzych utworów, muzyki której sam nie zrobiłeś i otrzymywanie ogromnego aplauzu od ludzi. Gdy grasz swoje rzeczy, gdy jesteś zespołem rockowym, wtedy to normalne, że ludzie świrują podczas twojego występu. Większość didżejów gra cudze kawałki, a ludzie reagują, jakby to były ich i to na nich spływa cały entuzjazm. To zawsze  było dla mnie najdziwniejsze w byciu DJ-em.


Jeśli musiałbyś zagrać seta z dwóch kawałków – jakie utwory by to były?


– Pierwszy byłby czymś bardziej techno – dłużej możesz słuchać dobrego groove’u niż melodii, zanim ci się to znudzi. W sumie, zagrałbym jakieś dwa fajne groove’y, mieszając je ze sobą tak długo, jak byłoby to ciekawe. Lepiej tak, niż zagrać dwa hity – w końcu jest to trudniejsze.


A tytuły? Co byś wybrał?


– Wersję Dub mojego kawałka Godd z 2001 roku i pewnie coś z nowej serii V.sion.



Właśnie, kiedy usłyszymy te nowe V.sion?


– Próbuje skończyć kilka od razu i wydać za jednym zamachem – pewnie będzie to w kwietniu, ale na pewno będę w setach grać to, co będzie akurat gotowe. Niektórzy będący na bieżąco z moimi setami, mogą coś już znać.


Gdybyś miał wylądować na pustynnej wyspie, zabierając tylko trzy rzeczy – bez internetu i komórki, co byś wziął?
 
– Byłaby to moja rodzina! Rozumiem, że nie ma prądu, więc nie mogę wziąć studia i laptopa. Chyba, że mogę…


Powiedzmy, że tak.


– W takim razie laptopa… i wielką lodówkę pełną jedzenia.


Jakie jedzenie lubisz najbardziej?


– Tajskie… Azjatyckie – kocham je, nigdy nie mam go dosyć. Wszystko zawierające ryż i odpowiednio ostro przyprawione, jest dla mnie dobre.


Dużo podróżujesz – czy chińszczyzna jest identyczna na całym świecie?


– W Azji jest wszędzie taka sama, ale w Europie kompletnie inna!


Która wersja jest lepsza i dlaczego?


– Azjatyckie jest lepsze w Azji, ale chińszczyznę wolę w Europie. W Chinach jedzą wszystko, co widzą, całe zwierzę ze wszystkimi jego częściami, a to dla mnie za dużo. Lubię dobre, te standardowe dla nas części mięsa, a nie języki czy oczy…




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →