News

Umek dla FTB: 'Sam robię muzykę, nie tak jak niektórzy moi koledzy’

Już w sobotę w Lubiążu najsławniejszy artysta techno spoza Europy Zachodniej. Umek kochany był już w latach 90., teraz kochany jest jeszcze bardziej. Oto pierwsza część przepastnego wywiadu, jakiego mi udzielił.

Jak byś porównał siebie z czasów „Gatex” z sobą dzisiejszym?

– Historia pozostaje taka sama, po prostu dopisałem kilka rozdziałów w międzyczasie. Czy weźmiesz Gatex czy mój nowy album „Responding to Dynamics”, to wciąż techno w różnych kształtach, rozmiarach i kolorach. W muzyce tak jak w życiu staram się myśleć nieszablonowo, uciekać od standardów. „Gatex” to jeden z najbardziej dostojnych techno numerów w historii. Z kolei „Posing As Me” to przykład, jak może brzmieć techno gdy otworzysz umysł i rozszerzysz ramy gatunkowe. Jeden z moich ostatnich numerów wydany w Cocoon „Pravim Haos” to znowu ja zstępujący z mojej ścieżki, i pozostający na niej jednocześnie. Wierzę, że brzmienie mojego pierwszego albumu „Neuro” z 2002 roku i nowy album to wciąż ta sama muzyczna filozofia. Nigdy tak nie eksperymentowałem z brzmieniem jak w ostatnich latach, nigdy wcześniej się tyle na ten temat nie uczyłem. Przeniosłem się do cyfrowego świata, zarówno w kwestii grania jak i produkowania. Poszukałem bardziej ciepłego, organicznego soundu, który połączyłem z dotychczasowym – mocniejszym, chłodniejszym, racjonalniejszym. Zwolniłem tempo, wzbogaciłem w większą ilość dźwięków, i spróbowałem z tego wszystkiego zrobić coś nawet mocniejszego.

To produkcja, a granie?

– Kiedyś grałem z 3 decków, ale przerzuciłem się na dwa laptopy, mogę zrobić dużo więcej. Ruszyłem z labelem 1605 Music Therapy – to więcej niż zwykła wytwórnia, to prawdziwy inkubator kultury klubowej. Serce i dusza do muzyki zostały takie same. Myślę, produkuję, wydaję, gram i żyję w duchu techno. Mógłbym powiedzieć, że „jestem techno”. To oznacza, że produkuję i gram undergroundową elektroniczną muzykę przeznaczoną na parkiety. Moje brzmienie jest konkretne, zorganizowane, chłodne, mocne, mroczne, napędzane basem. Wierzę, że wraz z wszystkimi artystami skupionymi wokół mojego labelu redefiniujemy sławne słoweńskie brzmienie techno. Nie brzmi to tak jak pod koniec lat 90., ale rdzeń jest ten sam – po prostu wszystko przestawiło się z analogowego na cyfrowe, zmieniło kształt dzięki rozwojowi technologii, i wzniosło się wyżej dzięki doświadczeniu producentów i świeżych pomysłach, jakie się pojawiły. To samo stało się ze mną.

Które ze swoich produkcji uważasz za swoje największe osiągnięcia?

– Mógłbym wymieniać wydawnictwa, kluby, festiwale, kraje, artystów, z którymi współpracowałem, liczby sprzedanych egzemplarzy płyt. Ale to, co się liczy najbardziej, to moja osobista satysfakcja i uczucia, których doświadczam każdego dnia. Po ponad 16 latach w tej „grze”, nadal nie mogę sobie wyobrazić robić w życiu czegoś innego. Dla mnie muzyka to coś więcej, niż tylko „zajmowanie się muzyką”. To moje powołanie. Mam problemy z lataniem, ale z drugiej strony odliczam godziny do momentu, gdy znowu stanę za konsoletą i grać będę dla ludzi w kolejny weekend, a nawet częściej. Nadal odczuwam to ciepłe uczucie przechodzące przez kręgosłup, gdy jestem w drodze do klubu czy na festiwal. Podobnie jest z szukaniem nowej muzy.

Tworzenie własnej muzy jest jeszcze lepsze! Nadal spędzam trzy do czterech dni w studiu i pracuję nad kolejnymi kawałkami, a w tym samym czasie wielu moich kolegów zatrudnia innych artystów, żeby wykonywali za nich większą część roboty, a potem wszystko idzie na ich konto. Ja bym tak nie mógł. Chcę mieć totalną kontrolę nad moimi kawałkami, chcę wszystko robić sam. Jestem hiper produktywny, nie mam zastojów w wenie, muszę po prostu spędzić ten czas w studiu, żeby wydostać z siebie wszystkie pomysły…

A ze starych rzeczy swoich?

– Co do najlepszych moich produkcji w historii, raczej żyję „tu i teraz”, więc najbardziej podobają mi się ostatnie. „Lanicor”, „Gatex” i „Posing As Me” uważane są za klasyki- trudno mi się z tym kłócić. W Słowenii i wielu innych krajach wszyscy znają te kawałki, zwłaszcza „Posing As Me”, który nawet dostał się do kilku dużych rozgłośni radiowych. Teraz jednak największą radochę sprawia mi widok reakcji na twarzach ludzi, gdy zapuszczam im „Pravim Haos”, „Hablando”, „Slap” i numery z ostatniej płyty. No i „Gatex” nadal robi miazgę.

A jak w ostatnich latach zmieniły się imprezy techno?

W technicznym sensie cała scena – kiedyś zaczynająca jako totalny spontan, subkultura alternatywna, a gdzieniegdzie nawet ruch anty-establiszmentowy pełen hipisowskiego ducha – teraz stała się ważną częścią muzycznego przemysłu. Zwłaszcza w Europie, a konkretnie w Niemczech, UK i Hiszpanii. To wielka część globalnego szołbiznesu, warta miliardy euro.

Kiedyś mieliśmy anonimowych producentów, didżejów i promotorów, teraz są to opiniotwórcze postaci, często ze statusem gwiazd pop. Mamy potężne firmy wydające muzykę, zajmujące się bookingami i organizacją imprez, mamy radiowe audycje, których słuchają miliony, niektórzy mają nawet własne kolekcje ciuchów… Cały kultura taneczna została podchwycona przez media i przeniesiona do mainstreamu. Myślę, że kultura i muzyka taneczna jest w ostatnich 15 czy 20 latach największą inspiracją dla świata popu – może poza USA, gdzie rządzą zespoły rockowe i hip-hop. Ale nawet tam nie udaje się im od tego uciec – właśnie teraz widzimy proces coraz mocniejszego wpływu europejskiej kultury tanecznej na tamten rynek.
 

A ludzie?

– No właśnie – największa różnica jest w duchu tłumów. W UK, Niemczech czy krajach Beneluksu ta kultura znana jest już od dwóch dekad, stała się naturalną częścią życia, przez co pewno ostrze się zatraciło. Nawet we wschodniej Europie i na Bałkanach to już nie jest nic egzotycznego. W Słowenii to już część mainstreamu – dowodem imprezy na 2 tysiące osób w małym mieście Ljubljanie, do tego w roboczy dzień.

Na początku lat 90. nasza scena miała wielką siłę aktywowania mas ludzi, była wielka euforia i mówiono się o tym nie tylko jako platformie do zabawy, ale też jako narzędziu socjalnej aktywacji. Love Parade była deklaracją wolności i praw człowieka i Europy bez granic. W Serbii ludzie tańczyli protestując przeciwko reżimowi Milosevica, a także NATO, gdy to bombardowało ich kraj. Poza tym znajdziesz też mocne przesłanie w kierunku praw gejowskich i kampanie uświadamiające zagrożenie wirusem HIV. Oczywiście teraz jest to już bardziej komercyjne i skupione na hedonizmie. Teraz, w dobie kryzysu – który postrzegam jako kryzys wartości –  mam nadzieję, że dzisiejsza scena złapie choćby delikatny kontakt z tą pierwotną niewinnością, która definiowała ją na początku lat 90.

Ciąg dalszy nastąpi!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →