News

Trance w środku lata – Shah czy Durand?

“House ze skrzypcami w tle” to dziś klasyk z czasów Neostrady, gdy memy dla większości polskiego Internetu były jeszcze abstrakcją. To samo pewnie można by powiedzieć o “trancie z gitarką”, gdyby nie grono didżejów, starających się cyklicznie udowodnić fanom, że wciąż istnieje ta część nagrań reprezentujących ich ulubiony nurt muzyczny, która szczególnie sprawdzi się w trakcie letnich eskapad, wojaży czy… grilla (vide pamiętna okładka „Somersault” Chicane’a).


Kojarzenie muzyki trance w blasku słońca wyłącznie z motywem gitarowym to oczywiście uproszczenie i stereotypizacja. Pamiętacie “Sunrise at Palamos” M.I.K.E.’a? Żar po prostu wylewał się z tego nagrania, mimo że nie było tam nawet jednego uderzenia w strunę gitary. Ta stereotypizacja nie przeszkadzała nigdy Rogerowi Shahowi, który na sukcesie “White Sand” – utworu prezentującego projekt Sunlounger, zbudował wizerunek człowieka z Balearów, nie stroniąc od gitarowych riffów w najróżniejszych wariacjach i odcieniach. Choć obecnie zazwyczaj widujemy go sygnującego utwory własnym nazwiskiem, to należy mu oddać, że w szerokim wachlarzu letnich nagrań wydanych pod jednym z niezliczonych pseudonimów artystycznych znalazły się także te czysto syntezatorowe jak „Savannah La Mar” czy „Bounty Island”. Najnowsza odsłona kompilacji niemieckiego didżeja z cyklu „Magic Island – Music for Balearic People” łączy oba wymienione podejścia w formacie zbliżonym do autorskich albumów Sunloungera. Pierwsza płyta wprowadza w klimat balearski w wydaniu downtempo. Jest kameralnie i nienachalnie, a całość dodatkowo łagodzą subtelne wokalizy. Obok samego Sunloungera z pewnością znajomo brzmi „nazwisko” Briana Laruso, z którym Shah współtworzy duet Global Experience. Pojawiający się blisko zamknięcia pierwszej części miksu utwór „Ocean Dreams” Denisa Sendera nadaje mu dynamiki i jednocześnie zwiastuje charakter drugiej płyty. Ta jest już ściśle uplifting i modern trancowa, a do letniej stylistyki jej nie bliżej niż każdej innej, która składałaby się z kawałków podążających za tym trendem. House’u wprawdzie nie ma, ale są za to skrzypce.

Po drugiej stronie jest Richard Durand i „In Search of Sunrise”. Mimo że od przekazania mu kontroli nad serią przez Tiësto upłynęło już kilka lat, wciąż trudno jednoznacznie ocenić, czy dla Duranda było to jak wygranie losu na loterii, czy też jak przekleństwo. Cykl cieszył się bowiem renomą, choć nie brakowało malkontentów, dla których popularne „ISOS” skończyło się na trzeciej części. Nie pozostawało to jednak bez konsekwencji – Durand musiał zmierzyć się z powstającą legendą serii, której fani potrafili być wyjątkowo krytyczni jeszcze w chwili, gdy podpisywał się pod nią Tiësto. A gdzie w tej historii miejsce dla gitary? Miejsca jest mianowicie niewiele, bo pomimo przyjętej konwencji motyw ten nie był nigdy dominującym w osiągnięciu zamierzonego celu. Jeśli jednak już się pojawiał, to zazwyczaj w kompozycjach nietuzinkowych – „Sun is Shining” Technique, „Eugina” Salt Tank czy „Solarcoaster” Solarstone. Klasyka. Dopiero „La Noche” na czwartym „ISOS” było letnim numerem według koncepcji Shaha, co jednak nie powinno w ogóle dziwić, biorąc pod uwagę klęskę urodzaju na trzech wcześniejszych odsłonach i liczbę fantastycznych debiutów na czwartej (Estuera, Re:Locate, Leon Bolier, Joni, Ahmet Ertenu).

Wtedy też „In Search of Sunrise” zaczęło zmieniać swój format. Dwupłytową kompilację Durand wkrótce poszerzył o kolejny krążek, następnie wprowadził gościnny udział innych artystów, a w międzyczasie znalazło się również miejsce dla miksu klasyków. Czy to wystarczy, żeby odświeżyć kompilację, jeśli nie została wcześniej ożywiona sama scena? Nie trzeba szczególnie analizować listy utworów, by dojść do wniosku, że A&R mógł się bardziej postarać – Moonbeam razy trzy na pierwszej płycie i niemal cała EP-ka projektu LTN & Kokai na trzeciej – przygotowanej przez BT, to tylko kilka dowodów na to, iż potencjał wydawnictwa nie został w pełni wykorzystany. Podobnie jak drugiej płycie „Magic Island”, najnowszemu „ISOS” można zarzucić zbyt klubowy charakter. Zbyt rzadko na pierwszy plan wysuwają się nagrania zwiewne i smukłe jak „Electrifying Love” Aleksa O’Riona, za często z kolei przytłaczające („This is Life” Duguida) czy zwyczajnie zbyt dynamiczne i bezpośrednie („To the Lost” Amira Hussaina), żeby tytuł kompilacji był wciąż adekwatny. Tych drugich oczywiście nie brakowało na pierwszych odsłonach „ISOS” („Airtight”, „Your Body is a Temple”), ale dzięki nim zachowana została równowaga; natomiast w tym przypadku akcenty zostały rozłożone nietrafnie.

Mimo że artystycznie „Magic Island 6” i „ISOS” szczególnie nie różnią się od siebie, propozycja przedstawiona przez Shaha lepiej sprawdzi się w roli letniej ścieżki dźwiękowej w trancowym temacie. Wbrew temu, że wydana została w mniejszym formacie, oferuje szerszą paletę wrażeń. Niezależnie od preferencji obu pozycjom nadal sporo brakuje do pierwszych części „ISOS” czy miksów Paula Oakenfolda, które pomimo upływu lat brzmią kapitalnie.





Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →