News

Solarstone: 'Mix jest najważniejszy’

Niemal zaraz po wydaniu pierwszej części kompilacji „Electronic Architecture” Solarstone’a fani domagali się kolejnej. Wydaje się, że nie inaczej jest i tym razem, choć autor nie trzymał sztywno listy młodych zdolnych wykonawców, dla których „EA1” niekiedy było wręcz debiutem poza światem cyfrowych wydawnictw. W rozmowie z Solarstone’em Tim Stark szuka przyczyn sukcesu kompilacji unikającej standardów trance’u głównego nurtu.




„Electronic Architecture²” miało stanowić ewolucję w stosunku do pierwszej części. Jak rozumiesz to słowo w tym kontekście?

Ewolucja w najściślejszym znaczeniu to poprawa prezentacji serii „Electronic Architecture” słuchaczowi. Wraz z drugą odsłoną wprowadziliśmy interaktywną stronę internetową, która dawała użytkownikom szansę rekompozycji szaty graficznej albumu zgodnie z ich własną wizją. Trailer „EA²” był obszerniejszy i gwarantował odbiorcom szersze spojrzenie na to, czego mogą spodziewać się po kompilacji. Gdy zaś chodzi o samą muzykę, znalezienie odpowiednich producentów z jasną przyszłością oznaczało dla mnie sześciomiesięczny maraton, w którym musiałem wykazać się większą determinacją, niż podczas przygotowywania pierwszej części. Czułem presję wywołaną tym, że jeśli chcę nagrać płytę na poziomie „EA1”, muszę wyjść z naprawdę wzorowym materiałem.

Seria „Electronic Architecture” jest teraz jasno zdefiniowana jako muzyka kontra sztuka. Co skłoniło cię do takiego podejścia?

Muzycy i wytwórnie zbyt długo karmią słuchaczy grafiką tak okropną jak można sobie tylko wyobrazić. Kiedy muzyka klubowa była w najlepszej formie – biorąc pod uwagę wyniki sprzedaży – labele poświęcały zdecydowanie więcej czasu i artystycznego zaangażowania w odpowiednie zewnętrzne „oprawienie” muzyki. Niektóre z nich, jak na przykład Renaissance, były w gruncie rzeczy wprost dumne z estetycznych walorów swoich wydawnictw. Uznałem, że chociaż dochody ze sprzedaży mogą nie być tak dobre w obecnych czasach, połączenie świetnej muzyki i pięknej grafiki powinno stanowić nieodłączny element kreatywnej kompilacji. Chciałem, aby „Electronic Architecture” była w pewnym sensie błyskiem nadziei dla miłośników cieszących oko wydawnictw.

Jacy są twoi ulubieni wykonawcy? Co szczególnie spodobało ci się w ich twórczości?

W świecie muzyki elektronicznej jednym z moich faworytów jest obecnie Konektiv, producent, który jest związany z moim eksperymentalnym labelem Molecule. Tworzy muzykę z pogranicza prog house’u i trance’u, w dodatku z pewnym nieznośnym twistem. To coś pomysłowego, a nieprzewidywalne elementy w jego nagraniach są jak powiew świeżego powietrza w scenie myślącej w dużej stopniu schematami. Kolejnym jest Nick Stoynoff. Jego twórczość ma wszystkie cechy wczesnych wydawnictw Global Underground – jest złożona, skomplikowana, ale jednocześnie nie przeintelektualizowana. Poza sceną EDM wskazałbym na Hurts – przypominają mi jedną z moich ulubionych grup, Pet Shop Boys, w najlepszej formie.

Okładka „Electronic Architecture²”  jest bardzo sugestywna i wyzwala wyobraźnię. A co ty sam o niej myślisz?

Nie jestem do końca pewien. Tu chodzi tak naprawdę o to, na co ona wskazuje, niż czym rzeczywiście jest. W pewien sposób te intrygujące geometryczne kształty odpowiadają muzycznym częściom kompozycji – gdy komplementują się w tak złożonej formie. Jednak to jest chyba coś bardziej abstrakcyjnego. I to właśnie tak bardzo lubię w stylizacji serii „Electronic Architecture” – ten trudny do uchwycenia charakter grafiki ostatecznie daje każdemu wolne pole do interpretacji.

Przygotowując “EA²”, wyraziłeś chęć sprzeciwu wobec jednorazowego, ulotnego charakteru obecnych kompilacji. Sądzisz, że udało ci się osiągnąć ten cel?

Tak. Czasem mam wrażenie, że wytwórnie nie myślą o swoich fanach kompleksowo. Jestem w stu procentach przekonany, że wykonanie pięknej, estetycznej oprawy dla przemyślanej muzyki to sposób na walkę z piractwem. Ludzie nie lubią cyfrowych plików między innymi z uwagi na ich „nienamacalny” charakter – seria „EA” oferuje coś zupełnie przeciwnego. Nawet do wersji przeznaczonej do pobrania załączyliśmy oszałamiającą broszurę, którą słuchacz może przeglądać z muzyką w tle.

Pierwsza kompilacja sprzedawała się bardzo dobrze, i to długookresowo (w obecnych czasach to rzadkość), co przerosło twoje oczekiwania. Poza tym była nominowana do IDMA. W związku z tym jak bardzo presja wymagań dała ci się we znaki podczas nagrywania drugiej części?

Czułem tę presję dość mocno w dużej mierze przez syndrom drugiej płyty. Z własnego doświadczenia wiem, że kiedy trafisz na fantastyczny pierwszy album jakiegoś wykonawcy, jesteś mniej otwarty na jego przyszłe dokonania, ponieważ przygotowujesz się psychicznie na rozczarowanie. Idąc tym tokiem, jeśli jakiś kawałek jest bezsprzecznie twoim ulubionym, nic, co jego autor opublikuje w przyszłości, go nie przebije, więc dla ciebie ten muzyk nigdy nie będzie już w najlepszej formie. To czysta siła postrzegania. „EA1” została tak dobrze przyjęta, że trudno będzie jej dorównać. Muzyka do drugiej części kompilacji została w 90% nagrana przez innych producentów, więc nie widzę powodów, dla których „EA2” nie miałaby być tak dobra jak pierwsza odsłona, jeśli nie lepsza. Zdecydowałem więc oderwać się od presji i znaleźć możliwie najlepsze kawałki autorstwa młodych, pasjonujących twórców, a następnie zmiksować ją tak dobrze jak tylko potrafiłem. Sądzę, że jeżeli w pełni poświęcisz się czemuś, tak czy inaczej dotrzesz do większej grupy ludzi i to na dłużej.

Jest kilku wykonawców, którzy debiutowali na „EA1” i wrócili na „EA²”.

Na przykład Jahawi, kenijskie najlepsze dobro eksportowe! Uwielbiam jego podejście do progressive trance’u, subtelne melodie, które trafiają głębiej. Jest też Majera z Australii, który znów przeskoczył wszystkich utworem “Escapade”.
Paradoksalnie to dość „znajome” uczucie spojrzeć znów na tylną okładkę „Electronic Architecture” i zobaczyć mnóstwo nazwisk muzyków, o których wcześniej w ogóle nie słyszeliśmy. Wybierz trzech z nich i powiedz, jak na nich trafiłeś i co konkretnie przykuło twoją uwagę w ich twórczości.
Poznałem Piotra poprzez polskiego DJ Maga. Nagrywa ‘microprog’, dla którego całkowicie tracę głowę i trudziłem się, by nie umieścić na płycie więcej niż dwa utwory jego autorstwa. Jest naprawdę wyjątkowy i będzie przyszłą gwiazdą tej sceny. Daniel Mahuad wydaje także jako Konektiv na łamach mojego labelu Molecule i jest kolejnym producentem, który wychodzi poza szablony, a jego kawałki cechują nieprzewidywalne zwroty akcji – po prostu coś niesamowitego. Był kolejnym odkryciem przedsięwzięcia Unsigned Track of the Week w moim programie radiowym Solaris International. Wybrałem jego demo z masy innych i był to strzał w dziesiątkę. Trzecim autorem byłby Ozo Effy – nie pamiętam, skąd wziąłem jego utwór, chyba podczas wyrywkowego przeglądania MySpace czy Soundcloud. Aby odkryć nową muzykę, musisz trochę zboczyć z kursu. Bierne czekanie na świetne dema po prostu nie zadziała, ponieważ możesz być pewien, że ich autorzy wysłali je do pięćdziesięciu innych wytwórni. Musisz dotrzeć do nich wcześniej i być przygotowanym do pracy z młodym artystą, podając mu pomocną dłoń, dzięki czemu bardzo dobry pomysł zostanie przekuty w fantastyczne nagranie.



Na „EA²” znów można znaleźć sporo progresywnych świetności. Jak ważne jest twoim zdaniem połączenie klasyki i świeżego brzmienia na takich albumach?

Jest mnóstwo klasycznych nagrań, które zbierają kurz, czekając i prosząc się o cień uwagi ze strony nowych pokoleń słuchaczy, między innymi poprzez nowy remix. „Electronic Architecture” jest idealną platformą, by wcielić ten pomysł w życie. Kawałki, które wybieram do liftingu, są moimi ulubionymi pozycjami w trancowym archiwum.

Gdybyś mógł odwieść któregoś z klasyków progressive’u od przechodzenia na emeryturę, kogo byś wybrał?

Eat Static. Zmienili mój sposób postrzegania muzyki trance. Byli niesamowicie kreatywni, a ich album, „Abduction”, w mojej opinii wciąż brzmi wspaniale. Nowi producenci powinni brać z nich przykład – ich muzyka była bardzo okazała – i to bez VST, pluginów i setek dostrojonych presetów. Dostaję tak dużo niedbale nagranych utworów, dla których punktem odniesienia powinny być właśnie zespoły takie jak Eat Static. Przy tak wielu obecnie dostępnych narzędziach naprawdę nie można znaleźć usprawiedliwienia dla niezdarnych wykonań!

Zebranie tak wielu ekskluzywnych utworów godnych zamieszczenia ich na kompilacji to wyczyn. W odniesieniu do poprzedniego procesu A&R, jak oceniasz obecny?

Znalezienie muzyki może sprawić naprawdę wiele radości, przeglądanie na chybił-trafił stron Soundcloud czy MySpace, na które normalnie nie poświęciłbym mojego czasu, na „EA” nie ma żadnych ograniczeń gatunkowych (w rozsądnych granicach), więc czasem budzę się na jakichś dziwacznych stronach prowadzonych przez nerdów, przetrząsając na wpół ukończone dema z nadzieją, że będzie to następny przebój. Kocham to!

Zdarzyły ci się jakieś potknięcia w trakcie przygotowywania „EA²”?

Pewnie – kilka. Spędziłem wieki, przygotowując jeden kawałek szczególnie na użytek albumu, by ten ostatecznie wcale nie pasował do pozostałych nagrań na płycie. Właściwie były aż trzy takie utwory – to niezmiernie frustrujące. Wciąż mogę wydać je jednak jako single. To bardzo rozczarowujące dla autora – otrzymać informację: „Przykro nam, ale twoja kompozycja nie została wykorzystana”, ale niestety (albo na szczęście, zależnie od punku widzenia) to wszystko podporządkowane jest kompilacji. Nawet jeśli jakiś kawałek jest po prostu nie z tej ziemi, nie umieszczę go na siłę w miksie tylko z tego powodu. To dotknęło też jeden z moich własnych utworów – „Fire Island”, co dowodzi, że przykładam jedną miarę do wszystkich nagrań. 

Użyłeś dość zaawansowanych, nowatorskich technik podczas miksowania utworów. Powiedz nam coś więcej na ten temat.

Po prostu potraktowałem mix tak jak podszedłbym do produkcji utworu. Użyłem tych samych narzędzi. To nie kwestia miksowania tylko w formacie intro-outro. Jeśli jakieś nagranie ma znaleźć się na kompilacji, zawsze proszę o jego rdzeń i to jest podstawą do przygotowania miksu. To potężne wyzwanie, ale warte podjęcia. Oprogramowanie do re-pitchingu jest w tym przypadku nieocenione. Dziesięć lat temu „Electronic Architecture” byłoby fizycznie niewykonalne. Kiedy miksowałem „Chilled Out Euphoria”, zrobiłbym wszystko, by mieć dostęp do tych narzędzi, z których korzystam teraz. A przecież ta kompilacja została okrzyknięta wówczas jako „technicznie doskonała”. Wszystko sprowadza się do wprowadzenia najlepszych narzędzi, jakie są aktualnie w zasięgu, i nieograniczania samego siebie do tych tradycyjnych. Niektóre nagrania trafiły na płytę niemal wyłącznie dlatego, że były tak elastyczne – jedno z nich wybrałem wyłącznie ze względu na sekcję rytmiczną, którą chciałem wykorzystać razem z breakdownem z innego utworu. Mix jest najważniejszy.

„Big Wheel” to twój nowy utwór, który jednocześnie trafił prosto na „Electronic Architecture²”. Wokal jest z tych, których nie słyszeliśmy nigdy wcześniej. Gdzie więc ma swoje korzenie i jak wpadłeś na to, by go wykorzystać?

W gruncie rzeczy to sample ze starego, mało znanego nagrania folk. Usłyszałem je w radiu, kiedy prowadziłem samochód, i natychmiast wydało mi się znajome. Jest dziwne i hipnotyzujące. Samplowałem w wielu ujęciach linię „little wheel spin” i połączyłem to za pomocą filtrów i FX… Myślę, że to niesamowite. Motyw przewodni nagrania został oparty na krótkim gitarowym arpeggio, które grałem w nieskończoność dopóki dosłownie nie wbiło się w moją pamięć. W pozostałych aspektach produkcja jest bardzo surowa i powściągliwa w środkach. Nie ma żadnych werbli na dwójkach i czwórkach; pamiętam, że we wczesnych nagrania trancowych chodziło głównie o sekcję kick drum i w pewien sposób chciałem wykonać ruch w tym kierunku. Sądzę, że wyszło to całkiem nieźle, zwłaszcza z tym wielkim sidechainowanym motywem podczas breaku – to brzmi porażająco na odpowiednim nagłośnieniu.

„Big Wheel” ukazało się razem z twoim remiksem opatrzonym podtytułem „Smashing Atoms”. Jak do tego doszło i co charakteryzuje tak nazwaną interpretację?

„Smashing Atoms” ma zwiastować trochę więcej ikry w nagraniu. Uwielbiam nagrania od tej głębokiej progresywnej strony, ale ostatnio również ta cięższa, ostrzejsza strona domagała się odpowiedniej ekspozycji. „Smashing Atoms” był właściwie wczesnym tytułem mojego drugiego albumu, ale „Touchstone” okazało się bardziej właściwe dla płyty przeznaczonej do słuchania w domu. Chciałem pokazać, na co mnie stać w studiu, i nagrać kawałek, który da wszystkim wycisk podczas kulminacji setów, a jednocześnie zachowa bujające tempo. Cieszę się z powrotu do tej strony brzmienia projektu Solarstone.

Zostawmy na moment „Electronic Architecture²”. Niedawno wróciłeś też do pracy nad remiksami i od razu pojawiło się kilka większych projektów. Co w ogóle skłoniło cię do tego, by znów zająć się remiksowaniem?

Przestałem się tym interesować po tym, jak zremiksowaliśmy dużą liczbę utworów na początku poprzedniej dekady. Właściwie sam byłem zremiksowany i chciałem nagrać coś własnego. Jednak po tak długim okresie odpoczynku przypomniałem sobie, że remiksowanie daje ci artystyczną swobodę i jednocześnie chwytliwy motyw, który jest już napisany. Musisz zająć się tylko tą przyjemną częścią. Niektórzy autorzy zapominają, że to właśnie oryginalna melodia jest kluczem. Producenci „remiksują” jakiś utwór, który ma już status klasyka, grają tę wersję w klubie i sądzą, że gdy wszystkie wiwaty publiki wywołane są ich interpretacją. A tak wcale nie jest. Entuzjazm okazywany jest oryginalnemu nagraniu, które jest już dobrze znane! Postanowiłem wrócić do remiksowania, ponieważ z jednej strony to dla mnie świetna zabawa, a z drugiej – to dobre ćwiczenie. Kawałki, które wybrałem do remiksowania, należą do moich ulubionych. Zupełnie nie jestem zainteresowany zajmowaniem się jakimiś starymi śmieciami tylko dla pieniędzy – w wersji podstawowej musi być coś ciekawego. Możliwość zajęcia się „Yé Ké Yé Ké” była dla mnie spełnieniem marzeń, a poza tym na przestrzeni ostatnich tygodni interpretowałem też nagrania Duran Duran („Girl Panic”), duetu Aly & Fila oraz Tiësto – na potrzeby projektu Allure.

OK, w takim razie czy zostały jeszcze jakieś wyzwania dla przedsięwzięcia „Electronic Architecture”, a jeśli tak, to czy jesteś gotów im sprostać, biorąc pod uwagę fakt, że druga płyta stanowi ewolucję?

Zdecydowanie. Nie mogę się doczekać, by podjąć prace nad EA3, ale to będzie musiało poczekać do momentu, gdy ukończony zostanie mój następny solowy album.


 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →