Wywiad

Sander o debiutanckim albumie i nie tylko!

Kto uważnie śledzi tendencje i wydarzenia na rynku muzyki trance, ten z pewnością zauważył, że w ostatnich kilku latach Sander van Doorn przeżył niesamowity wzrost popularności oraz zainteresowania jego osobą. „Dark Roast” czy „Punk’d” pozwoliły mu niemal w mgnieniu oka stać się jednym z najlepiej rokujących producentów muzyki trance. Sander dowiódł, że nie zamierza spocząć na laurach i po udanych wydawnictwach przyszły kolejne. W tym roku z kolei artysta zaskoczył fanów „Grass-Hopperem”, „Back by Any Demand”, remake’iem „King of My Castle” Wamdue Project oraz jeszcze niewydanym „Riff”, dowodzą tym samym, że potrafi odnaleźć się także w innych stylach muzycznych. Sądząc po pozytywnych ocenach jego występu na RTX, jak i jego popularności w Polsce, mam nadzieję, że chętnie poświęcicie „chwilę” na przeczytanie wywiadu z nim, tak więc zapraszam do lektury!



Trance.nu: Cześć Sander. Co u Ciebie?


Sander van Doorn: Pomimo tego, że byłem ostatnio bardzo zajęty pracą w studiu, jak i częstymi wyjazdami, czuję się naprawdę dobrze.


T.nu: Wystąpisz zarówno w Londynie, jak i w Cardiff w trakcie festiwalu South West 4. Po świetnym zeszłorocznym show danym na afterparty w Brixton Academy, nie możesz się już doczekać, by to powtórzyć?
SvD:  Oczywiście! Ten występ był bardzo udany pomimo faktu, że już wtedy planowałem zagrać podczas South West 4, lecz nie mogłem tego pogodzić z Mysteryland, które miało się odbyć tego samego dnia w Holandii. W tym roku jest na szczęście inaczej, co mnie bardzo cieszy.


T.nu:  Miałeś trochę więcej wolnego czasu w zeszłym miesiącu, więc mogłeś go poświęcić na pracę w studiu. Czy mógłbyś powiedzieć o jej efektach oraz potwierdzić lub zdementować pogłoski o zbliżającym się autorskim albumie Sandera van Doorna?


SvD: Właściwie to bardziej fakt niż plotka. Miałem wystarczająco dużo czasu, by nagrać sporo nowego materiału, więc mam nadzieję, że już wkrótce będę mógł wszystkich fanów uraczyć moim pierwszym albumem.


T.nu: Znacząco zmieniłeś swój styl w tym roku. Po tym, jak wszyscy myśleli już, że udało im się go rozpracować, ty zaskoczyłeś produkcjami w zupełnie odmiennym klimacie. Dlaczego się zdecydowałeś na taki krok?


SvD: Hm, a dlaczego nie? Dla mnie tworzenie muzyki to nieustanne wyzwanie i, szczerze powiedziawszy, wiele ostatnio zrobionych remiksów, w tym i bootleg Arctic Monkeys, do takich wyzwań właśnie należały. „Grasshopper” z kolei jest swego rodzaju eksperymentem, gdyż docelowo miał być nagraniem o wolniejszym tempie oraz stylu, który pasowałby do setów DJ’ów miksujących electro, progressive, techno, house, no i oczywiście trance. Kiedy okazało się, że można takie nagranie skomponować, oznaczało to otwarcie się nowych drzwi i możliwości, trzymając się jednocześnie mojego dawnego brzmienia.


T.nu: Wielu fanów na pewno pamięta twój alias Purple Haze. Sam powiedziałeś, że będziesz teraz już wydawać utwory wyłącznie jako Sander van Doorn. Czy planujesz jednak nagrać coś w stylu znanym z produkcji Purple Haze?


SvD: Niewątpliwie. Dwa lub trzy utwory, które przygotowałem do albumu, są dokładnie w tym stylu. Jest też kilka kawałków klimatem przypominających produkcje wydane jako Sam Sharp czy Sandler. Decyzja o wydawaniu utworów wyłącznie pod jednym aliasem miała jedynie praktyczne pobudki. Nie chciałem po prostu niepotrzebnie dezorientować fanów, haha!


T.nu: Zdaje się, że występujesz obecnie w najróżniejszych miejscach na całym świecie. Czy jest to dla Ciebie kłopotliwe, męczące i – ostatecznie – warte włożonego wysiłku oraz czasu?


SvD: Podróżowanie faktycznie może być zabójcze, zwłaszcza kiedy muszę lecieć „z jednego końca świata, na drugi”, lecz z drugiej strony walory turystyczne, jakie z tego wynikają, w pełni  to rekompensują. Kluczowe jest też znalezienie sobie zajęcia podczas długiej wyprawy.



T.nu: Pewnie to często zadawane pytanie, ale: gdzie spotkałeś się z najlepszą publicznością?


SvD: Szczerze mówiąc mam sporo ulubionych miejsc, lecz Szkocja i Irlandia to te dwa kraje, które wynoszą clubbing na zupełnie nowy poziom.


T.nu: Jesteś zawsze uśmiechnięty i masz czas, by porozmawiać z fanami. Jak ci się to udaje i czy nie masz czasem ochoty powiedzieć po prostu „Zostawcie mnie w spokoju!”?


SvD: Nigdy, bo to właśnie fani pozwolili mi stać się tym, kim jestem w danej chwili. Kiedy widzę, że ludzie naprawdę dobrze się bawią, nie mogę robić nic innego, jak po prostu się cieszyć.   


T.nu:  Zaczynałeś karierę DJ’a od grania gabber. Dlaczego zdecydowałeś się na odejście od tego gatunku?


SvD: Tego dnia skończyłem „osiemnastkę”. Poszedłem do holenderskiego klubu De Danssalon, gdzie rezydentem był  Marco V, grający wówczas house. Byłem pod wrażeniem jego występu oraz muzyki, którą tam usłyszałem. No i tak przeszedłem z gabber na house, niezła zmiana, co?


T.nu: Czy podobnie jak Tiësto, masz jakieś ukryte, niewydane gabberowe kawałki?


SvD: O, tak! Umieściłem „Ghost Town” i „Pitch Hikera” w bezpiecznym miejscu.


T.nu: Czy możesz nam przybliżyć jak wygląda niecne studio Sandera van Doorna?


SvD: Pierwszą rzeczą, jaką zobaczysz, będzie mój ekspres do kawy oraz właściwy zapas kawowych Dark Roast. Samo studio nie jest raczej niczym nadzwyczajnym: kilka syntezatorów, Mac z oprogramowaniem Logic, trochę pluginów, no i macowe głośniki.


T.nu: Jesteś znany z tego, że od początku do końca samodzielnie pracujesz nad utworem, bez niczyjej pomocy i niczyjego wpływu. Czy nie miewasz czasem ochoty, by podjąć współpracę z którymś z producentów? Z kim chciałbyś nagrać utwór?


SvD: W przeszłości zdarzało mi się kilkukrotnie współpracować z innym artystą, ale doszedłem do wniosku, że najlepsze efekty osiągam, kiedy nagrywam w pojedynkę. Nie ukrywam jednak, że gdyby Junkie XL, Moby czy też Fatboy Slim poprosili mnie o pomoc, nie zawahałbym się nawet na moment przed podjęciem decyzji o współpracy z nimi.


T.nu: John ‘00’ Fleming pochwalił cię ostatnio w jednym z wywiadów, mówiąc: „Życzyłbym sobie aby więcej DJ’ów myślało tak jak Sander – wychodząc poza schematy”. Jak ważne wg ciebie jest wypracowanie i trzymanie się swego stylu oraz czy twoim zdaniem to jedna z rzeczy, która złożyła się na twój sukces?


SvD: Myślę, że dla producenta czy DJ’a jest to bardziej niż ważne, by wypracował swój własny styl. Dzięki temu stanie się kimś więcej niż przeciętnym  w przemyśle muzycznym. Obawiam się, że wielu młodych artystów zbyt bardzo obawia się bycia zbyt radykalnym, przez co ich produkcje odkładane są do szafy zamiast do tłoczni. Kiedy zdecydowałem się na odejście z pracy i poświęcenie większej ilości czasu na pracę w studiu, zdawałem sobie sprawę z tego, że osiągnę coś tylko pod tym warunkiem, ze uda mi się stworzyć moje własne brzmienie. Uważam, że takiemu właśnie myśleniu zawdzięczam w dużej mierze sukces, jaki udało mi się odnieść.



T.nu: Czy – po tak gwałtownym wzroście popularności – zdarza ci się czasem zatrzymać i pomyśleć: „Czy to sen, czy rzeczywistość”?


SvD: Tak, i to w dodatku całkiem często! Jeszcze kilka lat temu, kiedy na dobre rozpocząłem komponowanie muzyki, nie śmiałbym marzyć o tak szybkiej karierze. Wierz mi, to szalone, kiedy słyszę ludzi skandujących moje imię, proszących mnie o autograf lub wspólne zdjęcie.


T.nu:  Zachowujesz się bardzo naturalnie w studiu, a także podczas występów. W dodatku miksowanie zdaje się nie sprawiać ci najmniejszego kłopotu. Ile lat zajęło ci osiągnięcie takiego poziomu?


SvD:  Zacząłem miksować w wieku 16 lat, lecz wtedy było to hobby. Mój pierwszy opłacony występ odbył się około 3,5 roku temu. Natomiast produkcją muzyczną zainteresowałem się mając 19 lat, lecz dopiero od około czterech lat traktuję to nie jak hobby, lecz profesję.


T.nu:  Zdecydowałeś się odświeżyć swój cykliczny show radiowy – „Identity”. Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?


SvD:  Planuję połączyć półgodzinny live mix wraz z setem studyjnym, co razem da godzinną audycję. W dodatku zamierzam prezentować grane kawałki, więc można to nazwać nowym wyzwaniem.


T.nu:  Zatem co nowego przed tobą? Założenie własnego labela, przypuszczam?


SvD: Dokładnie! W ciągu najbliższego miesiąca bądź dwóch zamierzam rozpocząć jego działalność, a pierwszym utworem, jaki zostanie w nim wydany, będzie mój nowy kawałek – „Riff”.


T.nu: Dziękuję ci za poświęcony czas i z niecierpliwością czekam na twój występ podczas South West 4.
SvD: Przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia podczas South West 4 w takim razie!



Wywiad przeprowadzony przez frombeyond z portalu www.trance.nu.
Wolne tłumaczenie: Phantom




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →