Recenzje

Recenzja nowego albumu Planisphere

„Cyborganic” to tytuł nowego albumu projektu Planisphere, którego twórcami są Laurent Veronnez i Georges Petkidis. Najnowszy album tego niezwykle interesującego duo premierę miał kilka dni temu, oto nasza recenzja tego wydawnictwa.


Kiedyś Paul van Dyk powiedział, że nie ma sensu nagrywać pod pseudonimem, skoro i tak muzyka, którą wydaje będzie brzmiała jak jego własna. Laurent Veronnez aka Airwave, Planishere, Green Martian, Velvet Girl, Saigittare, Nova, Lolo, Meridian itd., itp. najwyraźniej wyszedł z innego założenia. Muzyka tego belgijskiego maestro wychodzi pod około 20 pseudonimami. Pod każdym z aliasów stara się pokazać inną część interesującego go spektrum dźwięków, dzięki czemu z każdym wydawnictwem udowadnia potężny potencjał i daje upust swej, wydaje się nieograniczonej, kreatywności. Kim tak naprawdę jest Laurent? Może utalentowanym człowiekiem nie mogącym pogodzić się z obecnym kształtem trancowej sceny? Na swojej stronie internetowej często daje upust swej ciągłej frustracji, dzieląc się z ludźmi swoimi spostrzeżeniami na temat życia i muzyki. Dzięki temu, na tle wiecznie uśmiechniętych i „ładnych” gwiazd trancu on wydaje się być człowiekiem z krwi i kości. Podczas gdy inni milczą akceptując obecną kondycję sceny i gwiazdorstwo, on jako jedyny stara się walczyć, chociaż na pewno wie, że jest to nierówna walka z wiatrakami i w starciu tym stoi na pozycji straconej. Jego strona internetowa wydaje się być skarbnicą quasi-filozoficznych przemyśleń i wniosków. Oto co Laurent napisał na temat wprowadzenia innowacji w swoich setach, przy okazji zahaczając o trancową scenę:
 


„Uważam, że granie na deckach i dodawanie dźwięków keyboarda na żywo w sposób całkowicie improwizacyjny jest czymś, na co nie każdy wielki artysta może sobie pozwolić. Oni (wielcy artyści – przyp. red.) są zbyt zajęci swoją fryzurą i całym ‘dziwkarstwem’.(…) Teraz mogę udowodnić każdemu na moim występie, że jestem warty tego, że za mnie zapłacili.(…) Wielu ludzi wyobraża sobie, że zarabiam duże pieniądze. Powiem Wam, że to nie prawda. Tak jak każdy, mam rachunki, których nie płacę na czas. Gdyby to zależało ode mnie, grał bym za darmo! Niestety, te rachunki muszą być kiedyś zapłacone! Na dodatek, mój sprzęt niszczy się z każdą wycieczką! Teraz mój keyboard zdechł po kilkunastu lotach!”



Ciężko napisać cokolwiek na temat drugiej połowy Planisphere – Georgosa Petkidisa, ponieważ jest on osobnikiem szerzej nieznanym. Nawet słuchając muzyki tego duetu, można wyczuć, że bardziej odpowiedzialny za jej brzmienie jest Laurent Veronnez. Wydaje się, że teoria mówiąca o tym, że w duecie ZAWSZE jedna osoba jest bardziej utalentowana i ma większy wpływ na twórczość, pasuje tu jak ulał.


 
„Cyborganic” składa się z jedenastu numerów. Siedem z nich to autorskie produkcje duetu, a cztery pozostałe to remiksy Planishere. Najnowsze dzieło Veronneza i Patkidisa to właściwie czwarty album Planisphere. Jeżeli szukacie muzyki refleksyjnej, przepięknie melodyjnej i nieco metafizycznej, śmiało możecie sięgnąć po „Cyborganic”. Płyta skonstruowana jest jak dobra opowieść. Tytułowe „Cyborganic” delikatnym intrem wprowadza nas w klimat krążka, kolejne cztery, naznaczone połamanym bitem numery („Little Green Dwarf”, „Jarresque”, „Centaure” i „Cloudmaker”) stanowią swego rodzaju rozwinięcie i esencję introwertycznego stylu Planisphere, z kolei pobrzmiewający echem fantastycznego „Solarism” numer „Space Trash” odgrywa w opowieści rolę kulminacji. O ile „Timestop” pozwala na zaczerpnięcie oddechu, to zawarte na krążku cztery remiksy stanowią swego rodzaju pointę tej bogatej w harmonijne dźwięki opowieść. Artyści remiksowani przez Veronneza i Petkidisa bynajmniej nie są znanymi na scenie graczami (Bjoern Small, DPP, Toby Shark i Alex Coollook) ale ociekające tajemniczym pięknem reinterpretacje Planisphere skłaniają do sięgnięcia po oryginalne wersje tych tracków. Każdy z tych remiksów stanowi inną część spójnej historii, w której każdy szukający wytchnienia marzyciel znajdzie coś dla siebie.     
Zdecydowanie nie jest to album, który przejdzie do historii muzyki – nie wiem czy w ogóle w  dzisiejszych czasach jest miejsce na ponadczasową twórczość. Jeżeli jednak w natłoku codziennych obowiązków znajdziecie chwilę wytchnienia, sięgnijcie po „Cyborganic” – tutaj wyznaczony stopą rytm sygnalizuje przyspieszone bicie serca a brzmienia stworzone są do kontemplacji w samotności, nie do kolejnej próby zdobywania list przebojów i supportu znanych nazwisk. Warto.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →