News

Markus Schulz o 'Thoughts Become Things II’ i nie tylko!

Drugi album Markusa Schulza występującego pod aliasem Dakota ukazał się dosłownie przed kilkoma dniami. Zapewne jakąś część tego materiału usłyszymy już w sobotę w Gdańsku. Jak się okazuje, „Thoughts Become Things II” to dużo więcej niż tylko sequel (tak mówi o nim sam autor), a przede wszystkim pretekst do rozmowy na tematy niecodzienne czy wprost nieuchwytne. Na życzenie Stark Profiles wywiad z amerykańskim didżejem przeprowadziła Dani 'Dakova Dae’ Valkova.



COLDHARBOUR RECORDS


Wspominałeś kiedyś, że kiedy zaczynałeś karierę, miałeś częsty kontakt z muzyką drum and bass i techno, co dziś nierzadko odzwierciadlają twoje nagrania. Jak ważne jest dla ciebie mieszanie stylów w celu znalezienia osobliwego brzmienia?
To coś zupełnie zasadniczego. Takie podejście leżało u podstaw muzyki dance i nie zmienia się mimo upływu czasu.


W takim razie kto inspirował cię przed laty?
Hm, to naprawdę zróżnicowane towarzystwo. Powiedzmy, że to zarówno źródła wpływów, jak i inspiracji, jako że między tymi określeniami są subtelne, lecz istotne różnice. Na pewno jednym z nich byłby Larry Levan. Bez wątpienia łączył brzmienie ostatnich dni disco i powoływanej do życia muzyki house. Rockowi wykonawcy, którzy pojawili się pod koniec lat 60. lub wczesnych 70., jak Manfred Mann i Pink Floyd, wprost wprowadzili mnie w świat muzyki. Poza tym Aphrodite – nagrywający dnb, z którym dzieliłem studio, naprawdę wpłynął na późniejszy kształt linii basowych w moich kawałkach. 


Twój label Coldharbour Recordings pochodzi od nazwy ulicy, przy której znajdowało się studio w Brixton. W tamtym okresie podobno czułeś, że musisz zejść ze sceny, by poznać siebie jako artystę. Stąd wkrótce wzięło się brzmienie Coldharbour, które było efektem godzin pracy spędzonych przy Coldharbour Lane. Kiedy musiałeś spojrzeć w głąb siebie, czego dowiedziałeś się o sobie i jak określiłeś swoją rolę w branży muzycznej?
Ta refleksja dotyczyła bardziej muzyki niż mnie samego. Tak sądzę, choć te dwie sfery są ze sobą naturalnie połączone w pewien sposób. Nauczyłem się tego, że bez zrobienia czegoś wyraźnie innego niż reszta wykonawców nigdy nie zajdę daleko. Ich możliwości i dokonania wyznaczą bowiem granicę dla twoich. Tak zacząłem szukać nowego brzmienia. Oznacza to, że musisz przygotować się pewien okres mniejszego zainteresowania, dopóki ludzie nie osłuchają się z twoją muzyką i zaakceptują kierunek, który obrałeś. W 2009 roku zrobiłem coś podobnego z Dakotą i liczyłem na to, że znów wywołam zamieszanie.


Coldharbour Recordings jest znane z promowania młodych i aktywnych wykonawców. Jak na nich trafiacie?
Dema przede wszystkim! Wiele z nich pochodzi od członków mojej ekipy. Oznaczają to, co jest warte uwagi, i jeśli ja też czuję potencjał w danym numerze, a zdarza się to częściej niż rzadziej, podpisuję umowę z jego autorem.

Czy mógłbyś zatem wymienić pięć zalet, które cenisz najwyżej, kiedy podpisujesz kontrakt z młodym twórcą?
Oryginalność, kreatywność, umiejętności techniczne, motywacja. Poza tym pożądane jest też zrozumienie procesów, które rządzą przemysłem muzycznym.


Kogo w takim razie powinniśmy obserwować w szczególności?
Z mojej wytwórni wymieniłbym takie projekty jak Aerofoil, Skytech, Klauss Goulart, Saint X, Rex Mundi. Szukając poza nią, bardzo podobają mi się kolektywne dokonania Sunnery’ego Jamesa i Ryana Marciano.


Co poradziłbyś wszystkim producentom, którzy mają nadzieję zaistnieć na światowej scenie?
To proste! Trzymajcie się zasady, którą zawsze sam respektuję – nagrywajcie muzykę zgodnie z waszą wolą. Podążajcie za tym i pod warunkiem, że jesteście odpowiednio uzdolnieni, marzenia się spełnią!


IMPREZY I WYSTĘPY


Możesz opowiedzieć nam o swoich przygotowaniach do imprez? Czy różnie traktujesz występy na festiwalach i w klubach?
Kawa! To jedyny i naprawdę poważny element moich przygotowań! Nie wprowadzam rozróżnienia na festiwale i występy klubowe. Zwracam uwagę wyłącznie na to, czy gram dłuższy set czy wręcz set całonocny, co zresztą uwielbiam!


Jedną z najwspanialszych cech twoich występów na żywo jest styl budowania seta, jego rozwój. Czy jest coś, co świadomie rozważasz podczas grania live, a jeżeli tak, to w jaki sposób upewniasz się, że uda ci się zachować tę progresję w ciągu całego występu?
Miksuję harmonicznie/”w kluczu”, co w gruncie rzeczy oznacza, że muzyka zajmuje się w części „sterowaniem”, jeśli chodzi o ustalenie ogólnego poziomu klimatu i energii danej partii seta. Co więcej, konkretne przejścia z utworu w utwór stają się tak bardzo niezauważalne, że masz zdecydowanie większą swobodę w krzyżowaniu różnych znanych stylów muzyki klubowej. To w zasadzie „Święty Graal” technik miksowania. Dużo czasu zajęło mi opanowanie i dopracowanie tej techniki.


A co twoim zdaniem czyni występ didżeja wyjątkowym?
Dobór utworów, miksowanie oraz kontakt z publicznością – wszystkie te element są istotne. Jednak ostatecznie przesądza wynik tego działania: pojemność miejsca imprezy * powierzchnia parkietu * liczba roześmianych twarzy. Im większa liczba, tym lepszy był występ!


Niektórzy didżeje uważają, że ich rolą powinno być w 100% gwarantowanie rozrywki, inni utrzymują, iż ‘kształceniu’ też należy przypisać istotną wagę. Jakie jest twoje stanowisko w tym sporze? Czy sądzisz, że didżej powinien grać głównie te kawałki, które publika już dobrze zna, czy raczej za priorytet należy uznać zapoznanie ich z tym, czego wcześniej nie słyszeli?
Jedno i drugie, a właściwie krzyżówka pomiędzy nimi. Musisz dotrzeć też do tych najbardziej zagorzałych fanów, którzy znają tytuł utworu, odkąd przestał on figurować jako „ID”. Musisz zadowolić również tych fanów, którzy znają twoją muzykę tylko powierzchownie i chcieliby usłyszeć jakiś znajomo brzmiący utwór w ciągu imprezy.


Widząc postępującą ewolucję technologiczną, czy uważasz, że czasy produkcji opartej o hardware są już za nami?
Zapowiadano to już w 2005 roku. Wprawdzie te prognozy się wciąż nie sprawdziły, ale to nie znaczy, że będzie tak zawsze. Na tę chwilę uznaję, że dana produkcja nie jest pełnoprawnym utworem, jeśli nie trafiła na odpowiednich rozmiarów stół mikserski.


Przeżyłeś kiedyś kryzys twórczy? Jeśli tak, powiedz, jak sobie z nim radzisz.
Wielu może być zaskoczonych, że odpowiem przecząco na to pytanie. Nigdy mnie to nie dotknęło na dłużej niż kilka godzin, a znam ludzi, którzy cierpieli na tę przypadłość przez tygodnie i miesiące. Kluczem jest posiadanie odrębnego projektu (jak w moim przypadku Dakota) oraz stałe słuchanie różnej, innej muzyki – nowej i dobrze znanej.



THOUGHTS BECOME THINGS II


Twój ostatni album to kontynuacja „Thoughts Become Things”, płyty wydanej pod pseudo Dakota. Jak odniósłbyś sam projekt do tego, czym zajmujesz się pod swoim nazwiskiem? Czy praca nad którymś z nich sprawia ci szczególną przyjemność?
Są trzy niepisane zasady dotyczące utworów Dakoty – nie ma partii wokalnych, zakres tempa jest węższy i waha się między 126 a 132 BPM, zaś stylowo odkrywają tech/house/progressive oraz niekiedy tematy electro, jak i trance. Dakota pozwala mi poznać „klubową stronę mojego umysłu” (jako przeciwstawną tej bardziej radiowej). Jeśli chodzi o preferowanie jeden lub inny projekt, to nie, nie ma czegoś takiego, ale powiedzmy, że zmiana jest tak dobra jak odpoczynek!


Jakie zmiany wiążą się z „Thoughts Become Things II” w porównaniu do pierwszej części sprzed dwóch lat?
Stylowo album rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu, w którym zakończył się poprzedni. Pierwsze trzy nagrania mogłyby być brakującymi częściami „Thoughts Become Things”. To sequel pod każdym względem, także tytułu, z którego jestem zresztą bardzo zadowolony.


Wiele numerów zawartych na albumie nawiązuje tytułami do miejsc, które odwiedziłeś podczas trasy koncertowej, zaczynając od Cape Town, a na Brazylii kończąc. Z których aspektów tego podróżowania czerpałeś inspiracje?
Natchnienie pochodzi głównie z samych miejsc, klubów oraz od ludzi, których poznałem. Jednakże kiedy tytułuję jakiś utwór, wykorzystując nazwę miejsca (miasta), tak jak robiłem to na tym albumie, to dlatego, że spędziłem tam naprawdę wspaniałe chwile, zarówno w klubie, jak i poza nim.


W twoim nowym utworze, „Sleepwalkers”, wystąpił gościnnie Mele Mel, twój idol z czasów dzieciństwa. Czy możesz sobie wyobrazić większą obecność rapu w kawałkach trancowych w przyszłości wzorem tego, co widzieliśmy ostatnio na scenie electro?
Trudno cokolwiek przesądzać, ale ta inicjatywa na pewno nie miała tego na celu. Nie próbuję otworzyć w tym miejscu  nowego frontu. Chodziło o to, by pewien gość nagrał numer razem z muzykami, których uwielbiał, kiedy był jeszcze dzieciakiem.


Jaki jest twój ulubiony kawałek na „Thoughts Became Things II”?
Trochę boję się wskazać konkretnego faworyta. Myślę, że ze względu na uznanie dla albumu lepiej będzie pozostawić to w całości słuchaczom i chciałbym, żeby to właśnie od nich płynęły przemyślenia. Nie chcę przypadkowo uprzedzać kogokolwiek. Kiedy muzyka jest już wolna od okładki, będę wykorzystywał część nagrań z płyty, by poruszyć jedną grupę fanów, i inną część kawałków, aby dotrzeć do drugiej. To więc kłopot wyznaczyć ulubiony utwór. Kocham je wszystkie, w końcu inaczej nie znalazłyby się na płycie!


PRZEMYŚLENIA I PRZYSZŁOŚĆ


W branży muzycznej jest dziś tak wysoka konkurencja, że coraz mówi się o tym, iż sam talent to za mało. Czy myślisz, że takie procesy jak efektywny marketing lub budowanie marki odrywają istotną rolę w obecnym środowisku muzyki klubowej, czy też to do muzyki wciąż należy ostateczny głos?
Talent muzyczny zaprowadzi cię całkiem daleko. Każdy muzyk zaczynał jednak sam. Nikt nie przyjdzie do ciebie, mówiąc: “Sądzę, że masz potencjał, więc dam ci wsparcie” pierwszego dnia twojej twórczej aktywności. Niezły kawał roboty musisz wykonać sam, bazując na swojej własnej intuicji. Branża zmieniła się bez żadnej kontroli w ciągu ostatnich sześciu lat. Żaden producent, nawet ten najmądrzejszy i najbardziej inteligentny, nie poprowadzi wszystkich spraw tak, jakby tego chciał. Dlatego też potrzebuje zespołu, który będzie potrafił zająć się udanym promowaniem jego muzyki. W innym wypadku autor ryzykuje pozostanie niedocenionym.


Jesteś nieprawdopodobnie zaangażowany w relacje i komunikację z fanami – czy to za pośrednictwem twojego forum, blogu, Twittera bądź Facebooka. Którą z form uznajesz za najefektywniejszą?
Facebook, Facebook, Facebook! Kocham Twittera na zabój, jest tak bardzo osobisty! Jednak w świecie mediów społecznościowych Facebook jest królem!


Głównym tematem twojej twórczości jest duchowość. Zaczynając od tytułu „Thoughts Become Things”, a na omawianiu znaczenia książki „The Secret” (w Polsce wydanej jako „Sekret” – przy. red.) w twoim życiu. Jaką rolę przypisujesz sile umysłu w osiąganiu celów?
Pozwól, że ujmę to zwięźle – jeśli nawet nie dopuszczasz do siebie myśli, że coś może się wydarzyć, to prawdopodobnie tak będzie! Pozytywne myślenie zwiększa twoje szanse na sukces!


Jaki widzisz związek między duchowością a siłą muzyki? Jakie odzwierciedlenie znajduje to w twoich nagraniach?
Muzyka może wprowadzić nas w wyjątkowy stan. To jeden ze sposobów, aby otworzyć się na nowe pomysły, które w końcu kształtują nas jako ludzi.


W twoim nowym filmie dokumentującym trasę promującą płytę „Do You Dream” wspominasz, że dowiedziałeś się, iż twój ojciec też był didżejem za młodu, choć dopiero niedawno spotkaliście się po wielu latach rozłąki. Uważasz, że zdolności muzyczne to twór natury lub wychowania? Jaką rolę odgrywa tu przeznaczenie?
Nie chciałbym wyjść na niezdecydowanego, ale w tej sprawie chyba to nieuniknione. Czynniki naturalne mają dominujące znaczenie. Gdyby tak nie było, wyrażenie „muzyczna rodzina” po prostu by nie istniało. Nikt nie zajmuje się na poważnie muzykę tak długo jak nie jest przekonany, że naprawdę to kocha. Pomimo to poznałem mnóstwo osób, które choć są jedynymi muzykami w całej rodzinie, to w żaden sposób nie odczuły tego negatywnie na swojej karierze


Na koniec – jaka jest najważniejsza lekcja, której nauczyłeś się od czasu przedarcia się na światową scenę trance, a którą chciałbyś mieć za sobą u progu swojej kariery?
ZAWSZE musi się udać, pod warunkiem że wcześniej sam odpowiednio się o to postarasz!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →