News

Dookoła świata z Paulem Oakenfoldem

Nie sposób zliczyć, ile to już razy – słuchając starszych nagrań czy setów – wzdychałem z żalem, że nie miałem okazji podziwiać występów ulubionych muzyków, gdy byli w najlepszej formie. Jak wiele przykładów by nie wymienić, ot, choćby niedawno wspomniany Chicane, to zawsze na tej liście znaleźć musi się Paul Oakenfold. Dziś nieco zapomniany, w latach 90.tych dzielił i rządził na scenie trance. Tych, którzy wówczas tą muzyką nie byli zainteresowani lub po prostu chcą powspominać, zapraszam na pokład.




Często spotykam się z opinią, że rok 1999 był najbardziej udanym w karierze Oakenfolda. Może bardziej obrazowe będzie porównanie go z 2002 dla Tiësto czy 2005 dla Armina. Wtedy to, jako swego rodzaju sukcesor po Carlu Coksie, popularny Oakey wziął udział w unikalnym przedsięwzięciu – Essential Mix World Tour. Niezależnie od tego, czy te dwanaście comiesięcznych live setów dla BBC Radio 1 uznać za  przejaw komercjalizacji tej muzyki, czy też za jej złotą erę, to jedno jest pewne: jest to nieodłączny element układanki w historii trance’u, który zwyczajnie wypada znać.



Podróż zaczynamy w Australii. Klub Home w Sydney. W Polsce jest właśnie mroźny 17 stycznia, my zaś w ciepły wieczór czekamy na występ Paula Oakenfolda. Zaczął wspaniale od Narcotik – „Blue”. Gęsty i mroczny progressive trance z hipnotyzującym wokalem w tle prosto z uznanego Platipusa to dziś coś zupełnie niespotykanego.  Nie trzeba długo czekać na kolejny, równie obłędny numer, czyli Delerium – „Silence” w interpretacji duetu Fade, który trochę niesłusznie został w Polsce przysłonięty przez remix Tiësto. Trudno oprzeć się tribalowej pętli, masywnemu bitowi i pięknemu głosowi Sarah McLachlan.


 Chętnie wsłuchuję się w kolejne, znane z Magików utwory, czyli urzekające orientalnym wokalem The Auranaut – „People Want to Be Needed” oraz Mox Epoque – „I Feel My…”. Jednak zdecydowanym „momentem” drugiej godziny seta jest nagranie poprzedzający Mox Epoque, czyli Silent Harmony – „Save the Whales”. Kompozycja o tyle zjawiskowa i niezapomniana, że zgodnie z tytułem, sampluje odgłosy wielorybów, a do tytułu nawiązuje również charakterystyczna grafika na winylu. Nawiasem mówiąc, podobno gdy nagranie krążyło na white labelu wielu podejrzewało, że to dzieło Ferry’ego Corstena ze względu na nadprzeciętną twórczość, z której wówczas był znany.


Unikalne (sic!) upliftingowe wydawnictwo dziś nieaktywnego Tilmanna Braunsa znamionuje pełną energii końcówkę. Od „Paradise”, przez „Universal Nation”, wykorzystujące sample z „It’s a Fine Day” „The Lord” Tomcrafta, aż po pędzącego psy-trance’owego demona spod ręki J00F’a, czyli Lynsey Moore – „Capture Me (John ‘00’ Fleming Remix)”. Kto by spodziewał się tak wielu emocji, a to przecież dopiero początek.



Australia może niektórym wydawać się miejscem egzotycznym. Co jednak powiecie na Hawanę? Tak, tę Hawanę, tę na Kubie. Właściwie specyfikę występu najlepiej oddaje niepowtarzalny Pete Tong: From the capital of Castro country, Havana, Cuba. He gets all the best jobs. So light up those cigars and get ready for the resolution recession from the one and only, Paul Oakenfold (…). Przed występem wypada jeszcze tylko obejrzeć „Człowieka z blizną” („Scarface”), aby wprawić się w nastrój. Oakie tym razem zaczął zdecydowanie przystępniej. Dutch trance’owe „Turn It Around” Aleny, czarnoskórej piosenkarki wspieranej przez Carlo Resoorta z 4 Strings to pierwowzór dla wydanego przezeń sześć lat później remake’u.


Kolejne „History of Disco part 2” [Love] Tattoo czy Antidote „Eclipse” to już dawka seksownego house’u, w końcu „Kamasutra Old School Mix” – nazwa remiksu drugiego z wymienionych nagrań nie jest tam od parady. Do mnie jednak najbardziej dociera połączenie Tilt – „Invisible” oraz Prism „Innerspace”. Progresywny majstersztyk. Gdy po kwaśnym New Order „Confusion (Pump Panel Reconstruction)” wielbiciele melodyjnych i powabnych nagrań skazują już drugą godzinę występu na straty, z pomocą przychodzi anielskie „Dimension (Salt Tank’s Voices of Reason Mix)”. Dla takich utworów warto bronić obecności pianina w EDM, choć i bassline w tym nagraniu to zdecydowany top.


Chwila zapomnienia, a tuż potem kolejna perełka, czyli „Far Above the Clouds (Jam & Spoon Remix)” Mike’a Oldfielda. Mroczny i przy tym bardzo nastrojowy, czerpie co najlepsze z pięknego głosu Amar. Outro to już epicka „Gouryella”, do której przecież rok 1999 należał,  z interesującą breakbeatową pętlą podczas drugiego breakdownu oraz odlot z nieuchwytnym  „The Fly Away” autorstwa współpracownika Paula Oakenfolda – Andy’ego Graya. Pozostaje zgodzić się z Petem Tongiem: The man never fails. Yet another amazing Essential Mix from the World’s #1 DJ (rok wcześniej Oakenfold został wybrany najpopularniejszym didżejem w głosowaniu DJ Mag).



Jeśli ktoś na Kubie zabalował do tego stopnia, że na Florydę musiał udać się pontonem razem z emigrantami, jest to w zupełności wytłumaczalne. Cudowne intro w postaci Tastexperience – „Highlander” otwierające marcowy występ Oakenfolda w Miami to jak rekompensata z nawiązką dla wszelkich niedogodności. Brytyjskie duo to dla mnie zagadka. Z jednej strony stać ich na cuda w postaci wspomnianego „Highlandera”, „Tantrix” czy „Summersault”, które trafiały na serie „In Search of Sunrise” czy „Global Underground”, z drugiej strony zdarzają im się straszne wpadki, jak na albumie „Beyond the Horizon”. Nie ma jednak czasu na rozmyślania, gdy dobiegają dźwięki „Nucleus” Nathaniela Cooka, czyli popularnego Nata Mondaya. Muzyk ostatnio związany z Oakenfoldowym Perfecto przypomniał o sobie jakiś czas temu remiksem do „Real High” Emjaya. W środku seta chwila odpoczynku przy breakowych nagraniach z „Someone (Slacker’s Elevation Vocal Remix)” Ascension na czele.


Później całość pasma wypełniła już tylko i wyłącznie czysta energia. Man With No Name, po którego produkcje Oakie sięgał szczególnie często w połowie lat 90.tych, „Calling the Angels (Taucher Short Mix)”, no i w końcu Andora – „Blade Runner (Steve Baltes Remix)”. Utwór tego trio wykorzystuje „Blade Runner Blues” Vangelisa. Z tej samej ścieżki dźwiękowej pochodzi również „Rachel’s Song”, które trafiło na wydaną w 2000 roku kompilację Oakenfolda – „Another World”. Tym razem Oakey zamknął kultowym „Time” Dream Travelera, w interpretacji wówczas jeszcze nie tak uznanego (i znanego) Markusa Schulza. Utwór, który otwierał inną z popularnych kompilacji Oakiego – „Tranceport”, nie został nigdy oficjalnie wydany (nie licząc winylu z remiksami, choć i ten jest równie trudno dostępny) przez co dołączył do grona wielu nagrań z Essential Mix World Tour, które dziś osiągają zawrotne ceny. Kilkadziesiąt funtów za tylko jeden winyl robi wrażenie, które nieco zminimalizuję dodając, że to wcale nie „najdroższy” placek z całego tournee, ale o tym trochę później.



W kwietniu trafiamy do Buenos Aires. Występ w stolicy Argentyny, która dziś fanom muzyki elektronicznej kojarzy się przede wszystkim z gromadzącą największą na świecie publiczność edycją Creamfields, zdominował progressive. Spowodowały to dwa świetne remiksy Breeder do Brother Brown „Under the Water” oraz Planet Perfecto „Not Over Yet ‘99” (remake utworu Grace). Gdyby dodać do tego kilka innych kawałków od mistrzów gatunku, czyli Way Out West, Tilt (remix do „Stage One” Space Manoeuvres), François K czy Utah Saints, to widać już, że po prostu nie mogło być inaczej. Mimo to znalazło się miejsce dla kilku utworów szybszych o parę bpm. Podobnie jak w Miami, Oakey przyspiesza w drugiej godzinie seta, w czym nieopisana zasługa „Voco Me (Flim Flam Mix)” I.C.O.N.a. Niejeden hard trance’owy kawałek nie wyzwoli takiej energii, jak utwór, który znalazł się na skompilowanym w tym samym roku „Boundaries of Imagination” Armina van Buurena.


Ostatnie słowo znów należało do holenderskiego dobra narodowego, czyli duetu Tiësto i Ferry’ego Corstena. Co prawda nie jako Gouryella, lecz jako Vimana, ale wciąż w tym samym charakterystycznym stylu. Rozumiem krytykę ekspansji dutch trance’u znienawidzonej przez ortodoksyjnych fanów, lecz naprawdę trudno nie ulec takiemu nagraniu.  „We Came” otaczają dwa mniej lub bardziej wokalne kawałki: latynoskie „Bailamos” remiksowane przez Matta Dareya oraz zamykające set „Heaven (Lange Remix)” Agendy.



Koniec maja 1999 roku dla Oakenfolda stał pod znakiem powrotu na stary kontynent i to w jakim stylu! Zaczął od razu od występu na Homelands w rodzimej Anglii. Na marginesie polecam również set Sashy z tejże imprezy. Prog transowy klasyk za klasykiem po prostu muszą zrobić wrażenie i to wrażenie niemałe. Mistyczne „Unity” Orkidei, jak się później okazało, otwierało nie tylko set Oakeya, ale także drogę do kariery fińskiemu artyście. Jednym z niepodważalnych atutów nagranego wspólnie z Nicklasem Renqvistem ze Slusnik Luna utworu był niesamowity głos Lisy Gerrard z Dead Can Dance. Do prac nad kawałkiem wykorzystano bowiem fragmenty „The Host of The Seraphim”. Sam tytuł „Unity” można dziś odnieść do helsińskiego klub, z którym Orkidea od wielu lat jest związany i w którym to rezyduje (gorąco polecam obejrzenie galerii  http://www.djorkidea.com/gallery/unity ) oraz do labela o tej samej nazwie. Choć Unity Records wydaje rzadko, to z pewnością treściwie i jakościowo. Chyba zbędne będzie, jeżeli raz jeszcze napiszę, że polecam? 🙂


Jeśli więc macie kilkadziesiąt euro w zanadrzu, to godnym sposobem ich wydatkowania może być właśnie kupno „Unity”, progresywnego mistrza na winylu. Kolejne nagrania to spokojne budowanie napięcia, znów „People Want to Be Needed”, ale także wspaniałe „Clouds in the Sky” niestrudzonego Airwave’a (tutaj jako V-One). Gdy zwraca się uwagę na Ferry’ego Corstena, bombardującego wówczas rynek muzyczny pod niezliczoną ilością aliasów, to nie można zapomnieć o Laurencie Véronnezie. Talent Belga podkreślała rozpiętość stylów, w jakich ten bez kłopotu potrafił się odnaleźć. Bez chwili zastanowienia można powiedzieć, że punktem kulminacyjnym jest „Not Over Yet ‘99” Planet Perfecto. To jednak nie cudny wokal Grace, lecz wybuchowy i pędzący remix Matta Dareya. Świetne dopełnienie remiksu Breeder, z którym wspólnie znalazły się na jednym wydawnictwie. Aplauz publiki jest tu najlepszą recenzją. Później znów na przemian trance i progressive, aż do wyśmienitej końcówki. Niepowtarzalne pady mogą oznaczać tylko jedno – „Teleport”! Dziś, paradoksalnie, trudno o mainstreamowego trance’owego didżeja, który odważyłby się wpleść Goa do swojego seta. Ot, taki psikus historii.



Nie minął nawet miesiąc, a już 19. czerwca kolejna wielka impreza, tym razem w Gatecrasher. Znając polską mentalność, gdyby nie narzekano na to, że po raz kolejny trzeba oglądać Oakenfolda, to pewnie pojawiłyby się przeciwne głosy, mówiące że za mało mniej znanych rodzimych muzyków. Oakey po raz kolejny wypełnił misję. Progresywny początek, nawet w postaci tak uznanych nagrań jak „Stage One” i „Not Over Yet”, został całkowicie przyćmiony blaskiem perły prosto z Holandii – „The Fade (Fade Mix)” AMbassadora. Przejście między „Stage One (Tilt’s Apollo 11 Remix)” w „The Fade” od razu na myśl przywołuje mi wejście „88 to Piano” podczas występu Paula van Dyka na Mayday 2002. Już dla samych tych momentów chciałoby się to przeżyć „live”. Ech, gdyby jeszcze nie ten jegomość z „trąbką”…
























Przy okazji warto zwrócić uwagę na remix Olivera Lieba do „The Fade”, by przekonać się, że kiedyś istniało jeszcze inne oblicze tech trance’u, jak to holenderskie. Niespełna trzydzieści minut później w trans wprowadza nas „Gull” Jona Vesty. Nie zawaham się określenia go jednym z najbardziej oryginalnych utworów trance’owych, jakie kiedykolwiek zostały wydane. Uroku dodaje mu też fraza wypowiedziana przez Pete’a Tonga w trakcie breakdownu: Nice one, brother. I said: nice one!. Kto miał okazję obejrzeć „Human Traffic” (do którego ścieżkę dźwiękową dobrał również Pete Tong), ten pewnie uruchomił już skojarzenia :). 


Wbrew pełnemu dynamiki usposobieniu tego nagrania, dziś to dla mnie także moment zadumy, bowiem autor tego nagrania, John Horrocks, popełnił samobójstwo w marcu 2001 roku. Nigdy nie udało mi się ustalić dlaczego. Jest to na pewno niepowetowana strata dla sceny muzyki trance, gdyż Jon Vesta, po sukcesie z „Gull” wydał również ciekawe remiksy dla Vincenta de Moora czy Armina van Buurena, jak i własne „Substance” czy „Bluestone”. Po jego śmierci uznanie zdobył jeszcze inny z jego utworów, „So Damn Beautiful”. Oficjalnie wydany w 2003 roku, choć ukończony został pięć lat wcześniej. Wokalu użyczyła w nim Danielle Rowe, która była dziewczyną Johna w tamtym czasie.


Na szczęście, tuż po „Gull” pojawiło się żwawe „Last Trip to Paradise” autorstwa hiszpańskiego producenta Pablo Ceballosa, występującego pod aliasem Tekknova. Piękna, chwytliwa, wydłużona melodia oraz „indiańskie” sample wokalne. Nic dziwnego, że trzeba stanąć w długiej kolejce i mieć zasobny portfel, by zdobyć to nagranie na winylu. Na koniec pojawiło się znakomite, obłędne wręcz outro, czyli CJ Bolland – „The Prophet”. Po nagranie wykorzystujące charakterystyczny fragment kwestii Willema Dafoe z filmu „Ostatnie kuszenie Chrystusa” z powodzeniem sięgał później również między innymi Tiësto.



Miejsce lipcowego występu pewnie już sami odgadliście. Tak, oczywiście jest to Ibiza, konkretniej: klub Space. Mówią, że dobry didżej nie gra dwa razy tego samego utworu na jednej imprezie. Myślę jednak, że gdy w grę wchodzi tak magiczne nagranie jak „Open Your Eyes” Nalin & Kane, to z pewnością można to Oakeyowi wybaczyć. Okoliczność łagodzącą niech stanowi fakt, iż zagrał dwa różne remiksy. Po pierwszym z nich, „Re-Worked Club Mix”, znów żywy „Nucleus”, a tuż potem „Nothing is Real but the Girl” Blondie w remiksie Danny’ego Tenaglii. Bardzo udana praca, przeciw której na pewno nie może świadczyć słaby głos wokalistki, główny argument krytyków vocal trance.


Cudny głos Deborah Harry czy nastrojowy Bruno Quartiera pochodzący z pierwowzoru „Open Your Eyes” autorstwa At the Villa People to dopiero początek plejady wokalnych nagrań prosto z Ibizy. Oakenfold uraczył nas także dobrze znanym Freefall – „Skydive”, w którym usłyszeć można Jan Johnson, bootlegiem Wonky’ego, w którym pojawia się z kolei Thom Yorke z Radiohead, a na własnych wypiekach z Perfecto: „Another Day” Skip Riders (wykorzystującego motyw „Adagio for Strings” Samuela Barbera) oraz „Bullet in the Gun” Planet Perfecto kończąc. Osobiście upodobałem sobie Natious – „Amber (Lightning Mix)” grane w tamtym czasie, acz w remiksie Silk, również przez Sashę. Grono znakomitych nagrań instrumentalnych uzupełniają także Symmetry C – „Brainchild (Lange’s Breakbeat Remix)”, czyli pierwowzór hitu 2006 roku – „Another You, Another Me” Emery’ego i Lange’a oraz Der Dritte Raum – „Hale Bopp” w wersji znanej z albumu „Raumgleiter”.


Sierpień 1999, podobnie jak w tym roku w Polsce, w Wielkiej Brytanii został zdominowany przez Creamfields, na którym naturalnie nie mogło zabraknąć Oakenfolda. Trzeba przyznać, że wśród przeogromnej ilości najnowszego materiału, której zazdrościł mu wówczas każdy trance’owy DJ, szczęśliwie znalazło się wiele perełek wręcz przeznaczonych na wymarzone intro. Będzie ono niepełne tak długo, jak nie znajdzie się w nim „Wonderland” Red Sign, projektu bardziej znanego jako Antidote. Jednym z członków duetu jest wspomniany wcześniej Airwave i faktycznie, momentalnie narzuca się stylistyka znana z wydawanych w tamtym czasie nagrań formacji Fire & Ice, z „Kaleidoscope” na czele. To jednak nie koniec! Przejście… i już po chwili słychać pierwsze bity marzycielskiego Velvet Girl – „Velvet”, zdaje się, że w remiksie Chiller Twist. Aż chciałoby się odpłynąć. I to znów Airwave!


Gdyby konferansjerem był Kermit, pewnie nie omieszkałby podkreślić, że „dzisiejszy set sponsoruje literka A”. Mamy za to nie mniej gustowne  R-r-r-r-respect od Pete’a Tonga. Drugą godzinę seta otwiera dobrze znana „Viola” od Moogwaia. Kolejne nagrania o tożsamej porze brzmią jakoś mniej komercyjnie niż te, do których wcześniej przyzwyczaił słuchacza Oakey. Osobiście nie mam nic przeciwko, zwłaszcza, gdy sięgnął po „Free Time” tragicznie zmarłego Marino Stephano. Młody belgijski producent zginął w wypadku samochodowym, podobno, gdy był w trakcie podróży na spotkanie z M.I.K.E.’em, a jego pamięci poświęcone zostało nagranie „Till We Meet Again” Dierickxa. Nie zabrakło również ponadczasowej „Supernovy” duetu tworzonego przez dwóch braci, Davida i Brendana Websterów. Kiedyś bardzo popularny, dziś nieco zapomniany, projekt Transa zniknął ze sceny kilka lat temu, gdy jednemu z braci urodziło się dziecko. Internetowe fora obiegła też swego czasu informacja, jakoby mieli oni ukraść nadesłane im nagrania demo, lecz nie ukazało się żadne oficjalne oświadczenie, kończące tę sprawę. Zakończył się za to kolejny set Oakenfolda i to z zębem. Doniosłe i hymniczne „Universal Nation” to nagranie kolejnego producenta z Beneluksu, który torował sobie wówczas drogę do kariery. Był nim Push, (jeszcze) Dirk Dierickx.



Po czterech kolejnych występach w Europie, pora na transową ekspansję. Trafiamy do Chin, temat obecnie bardzo aktualny, ale my przecież nie o tym. Oakenfold zagrał live w szanghajskim klubie Rojam. Początek, podobnie jak w Miami, to znów bajeczny riff z „Highlandera” Tastexperience. Jest to dobry punkt wyjścia do tego, by ukazać przewagę popularnego didżeja nad innymi, w czasach, gdy królował winyl, a Beatport Johnowi Acquavivie nawet nie chodził po głowie. Otóż pomimo tego, że wspomniany utwór brytyjskiego duetu podbijał serca fanów podczas występów Oakeya już w 1999 roku, to został on oficjalnie wydany dopiero trzy lata później, trafiając na winyl (razem z remiksem Ralphiego B.) oraz album „Flower Island” Tastexperience.


O ile to można jeszcze zrozumieć, przynajmniej spróbować, bo w końcu nagranie trafiło w szerokim nakładzie do sprzedaży, to w wypadku trzeciego numeru z tego live seta sprawa zmienia się diametralnie. Mowa o teamPROGRESS – „Symphonic Music”. Każdy, kim w mig zawładnęła zupełnie unikalna breakbeatowa linia perkusyjna i nagranie samo w sobie, musiał liczyć na traf albo na przepaścisty portfel (albo i na jedno, i na drugie), gdyż ukazało się jedynie w pięciuset kopiach winylowych. Kilka lat temu, gdy dolar nie był jeszcze tak zdeprecjonowaną walutą w obliczu Polaków, „Symphonic Music” z ową rzadko spotykaną wersją „Sunrise Mix” potrafiło sięgać kwot 300 i więcej dolarów w zagranicznych serwisach aukcyjnych. Dziś, za, bagatela, 175€ można nabyć je za pośrednictwem discogs.com. Nie chciałbym powodować owczego pędu, ale paradoksalnie jeden blisko dziesięcioletni winyl może być tego bardziej wart niż kilkadziesiąt nowych trasowych nagrań. I nie dajcie się nabrać na tańszą wersję z Plano Recordings! Pora zejść na ziemię i na bardziej uchwytne tematy, a do takich na pewno należy dobrze znana w Polsce formacja Vengaboys.


Zaraz, zaraz: Oakenfold i Vengaboys? Dziś jak najbardziej tak (gdyby istniało), ale kiedyś? Mimo iż omawiane „Paradise…” już od pierwszych uderzeń brzmi zupełnie nie jak Vengaboys, to nikt nie powinien być tym faktem zmartwiony. Piękna breakowa pętla podczas intra zawsze myliła mi się z „The Gift” Way Out West, zaś subtelne kobiece szepty czy delikatne uderzenia pianina na pewno lepiej nadają się na letni chillout niż „Boom, Boom, Boom, Boom!!”, niczego temu ostatniemu nie ujmując :).


Czas wreszcie na trochę więcej transowej esencji. Progresywny, autorski remix Christiana Westa do „Eve” Riser z pewnością bardziej rozrusza publikę niż upliftowy original mix, a enigmatyczne „Solid Tube” The Blackmaster to kolejny już trance’owy klasyk spod jednego z kilkudziesięciu aliasów M.I.K.E.’a. Dosłownie chwilę później inny osobliwy utwór, którego nazwy nie dało się odkryć mimo blisko dziewięciu lat, jakie minęły od występu Oakenfolda w Rojam. Ba, nie pamiętał go sam DJ, gdy pytano go o tytuł kilka lat temu. Zresztą, czy znając rozrywkową naturę Oakeya, można było spodziewać się innej odpowiedzi? Poza ciekawostkami muzycznymi znalazły się także ciekawostki marketingowe jak nagranie Mobile Bitch oryginalnie zatytułowane „Sex for Pleasure” wydane… w Bitch Records. Na koniec Oakenfold sięgnął po kolejne z „filmowych” nagrań, „Chase” Giorgio Morodera. Choć pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do „Midnight Express” utwór w tym roku skończył trzydzieści lat, to wcale nie brzmi on nieaktualnie. Mimo to, Oakenfold zagrał swą odświeżoną wersję, Perfecto.



Po ekscytującej wyprawie na Daleki Wschód Oakie wraca do Anglii, tym razem już ostatecznie (jeśli chodzi o Essential Mix World Tour, rzecz jasna). Wraca do domu, dosłownie, ponieważ 31 października można było go zobaczyć i usłyszeć w nowo otwartym klubie Home, przy Leicester Square w Londynie, w którym zresztą przez rok był rezydentem. Z ekscytującego soundsystemu wybrzmiewają pierwsze uderzenia anielskiego „Daydream” belgijskiego duetu Blacklight, kolejnego z wielu granych przez Oakenfolda, który można z czystym sumieniem sklasyfikować jako „one-hit wonder”. Niezgrabne i kłopotliwe przejście w „Street Spirit” Radiohead, a tuż potem klasyk – Timo Maas feat. Martin Bettinghaus – „Ubik (The Dance)”, najpopularniejsze nagranie niemieckiego didżeja.


Pierwsza godzina zdecydowanie należała do Johna Horrocksa, którego progresywne „Futura 2000” oraz „Substance” zawładnęły publiką. Natomiast drugą zdominował L-Vee, a konkretniej: do jego remiksu „Seven Cities” Solarstone, a następnie do autorskiego „Look Inside” zremisowanego wspólnie z Jurgenem Leyersem jako Fire & Ice. Najsłabszym punktem drugiej części seta uznać należy „Generation 2000” Fabietto DJ (Fabio Carrara, bardziej znany jako Alex Bartlett). Nagrania, którego aranżacja głównej melodii zaczerpnięto z „Right Here, Right Now” Fatboya Slima (na marginesie, również on nie jest autorem oryginalnej melodii, ponieważ interpretowany fragment pochodzi z „Ashes, The Rain & I” The James Gang), nie ratuje nawet remix genialnego Olivera Lieba. Słabszy moment na szczęście świetnie zatarł kapitalne „Stage One” w interpretacji Orkidei oraz swego rodzaju remake klasyka – „Point Zero”. „From Russia with Love” Matta Dareya brzmi bowiem nie inaczej, jak odświeżona wersja utworu, który wydał pięć lat wcześniej pod aliasem Li Kwan.



Mimo upływu miesiąca, show w Liverpoolu muzycznie był bardzo podobny. Oakenfold znów zaczął od „Daydream”, chwilę potem pojawiły się „Ubik” i „Street Spirit”. No, może z tą róźnicą, że przejście w kawałek Radiohead było tym razem płynniejsze. Skupmy się zatem na tym, co nowe. Zacząć należy od kolejnego (który to już?) wspaniałego nagrania L-Vee, który trafił na Oakenfoldowe tracklisty. Podobnie jak „Velvet”, następne nagranie Velvet Girl – „Summertime” – także nie stroni od ciepłych, powabnych, po prostu letnich klimatów. Później kilka „progów”, których w tamtym okresie nie powstydziłby się Sasha czy Digweed, a mianowicie Mono Culture – „Free” (które zresztą znalazło się na jednej z kompilacji wspomnianych didżejów), X-Cabs – „Infectious” w remiksie projektu Evolution, a na „New York FM”, wówczas znanym jeszcze jako „Sputnik”, od Breeder, kończąc. Outro to miód dla uszu każdego fana uplifting trance. Niesie się znakomita melodia z „The Secret Folder (Part I)” Philippe’a Van Mullema, niemalże przez całą karierę związanego z labelem Bonzai. Szczęśliwie, gdy brakuje słów do opisania kawałka Belga, znanego również z duetu Quadran, z pomocą przychodzi cytat z Pete’a Tonga: simply trancetastic…



Całoroczną podróż kończymy w miejscu, w którym ją zaczęliśmy. No, może niezupełnie, lecz dalej jest to klub Home, choć tym razem to ten londyński. Nad intrem, przez remix „Not Over Yet” Grace i „Loving You More”, mecenat objął BT. Jeśli komuś to nie odpowiadało, to na pewno sylwestrową noc wyjątkową uczyniły kolejne nagrania „Skin on Skin (Orange Mix)” Grace oraz ponadczasowe „Odyssey to Anyonna” Jam & Spoon. Co ciekawe, oba nagrania posiadają podobny rodowód. Wydane zostały na komercyjnych – z założenia – singlach. Grace, jako projekt, którego twarzą była wokalistka Dominique Atkins, a Osborne i Oakenfold „jedynie” niewidocznymi dla laika „panami ze studio” naturalnie sukces upatrywało w chwytliwych partiach wokalnych. Natomiast wydawnictwo, na którym znalazło się „Odyssey to Anyonna”, poświęcone było przede wszystkim również współpracy z wokalistką, Plaviką. Zarówno „Skin on Skin (Orange Mix)”, jak i „Odyssey to Anyonna” to paradoksalnie nagrania niemalże pozbawione wokali i zepchnięte na dalszy plan w wydawniczej hierarchii (pierwsze pozycje były zarezerwowane dla wersji wokalnych). Pomimo tego nie przeszkodziło im to, by zdobyć popularność oraz uznanie, a dziś bez wątpliwości można nazwać je klasykami.


Oakenfold w ten sposób umiejętnie zbudował napięcie, by w końcu uderzyć z „Universal Nation” Push. Wcześniej zdarzało mu się grywać remix Ferry’ego Corstena, który kosztem spłyconego kicka akcentował dynamikę oraz synthy. Teraz mamy do czynienia z dudniącą wersją M.I.K.E.’a, wprost idealną na tę okazję. Potem, nieco bardziej komercyjnie, Oakey uraczył publikę dobrze już znanyn „Street Spirit” oraz zwariowanymi „Meet Her at the Love Parade” Da Hool oraz epic house’owym „Salva Mea” Faithless. Końcówka tym razem wyjątkowo spokojna. Najpierw numer Chicane – „Offshore (Disco Citizens Remix)”, przymierzającego się wówczas do wydania drugiego albumu, a następnie eksperymentalny, drum n bassowy remake „You’re Not Alone” Olive.



Koniec roku 1999, koniec także Essential Mix World Tour Paula Oakenfolda. Mam nadzieję, że to jednak nie koniec naszej podróży. Podróży przez starsze, lecz wcale nie gorsze kompozycje czy nagrania live występów, które często oferują ciekawszą i bogatszą alternatywę wobec tego, co serwują obecnie mainstreamowi didżeje i producenci.


Część zamieszczonych zdjęć pochodzi z: www.pauloakenfold.org .




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →