Bolier o swoim nowym albumie – wywiad dla FTB.pl
Światu muzyki klubowej Leona Boliera przedstawił Tiësto, gdy na czwartej serii „In Search of Sunrise” znalazł się utwór „Beyond” (wydany wówczas jako Inner Stories). Od tego czasu dyskografia holenderskiego didżeja wypełniła się melodyjnymi, upliftingowymi numerami do tego stopnia, że dziś próżno szukać podobnych brzmień na jego singlach. Trance zastąpił motywami electro housowymi i dość kategorycznie się od niego odcina. Gdyby tego było mało, w tym roku zmienił profil na housowy, a utwory sygnuje wyłącznie swoim nazwiskiem. Gdzie w tej układance miejsce dla jego nowego albumu – „Atmostopia”?
“Atmostopia” to nie tylko twój pierwszy album od blisko pięciu lat; to także projekt bardziej konceptualny od dotychczasowych. Coś podobnego chodziło ci po głowie już po wydaniu „Phantasmy”?
Niezupełnie – po tak długiej przerwie chciałem sobie zwyczajnie przypomnieć, ile radości dawało mi nagrywanie albumu. W przeciwieństwie do tego, czym zajmuję się w studiu na co dzień, materiał zawarty na płycie nie musi tętnić klubowym pulsem, więc było to idealne dopełnienie mojej pracy. Trudno mi powiedzieć, skąd wziął się pomysł na album. To chyba po prostu się stało.
Czym właściwie jest tytułowa atmostopia?
To dla mnie sposób, w jaki słyszalna atmosfera może wywołać u ciebie uczucie pragnienia zetknięcia się z utopią – z kolei ta, w kontekście muzyki, będzie wiązać się z napisaniem utworu idealnego.
Twoja nowa płyta ma przeciwstawiać się wszelkim próbom szeregowania muzyki. Masz swoich ulubionych wykonawców, których twórczość mogła cię w tym wspierać?
Trentemøller, Guy J, Sasha, Maceo Plex, Stephan Bodzin, Joris Voorn – to tylko część z nich. Chciałbym przy tym podkreślić, że zależało mi przede wszystkim na nagraniu albumu, na którym będzie – po prostu – muzyka, a to, jak zostanie nazwana, pozostawiam innym. Sam od dłuższego czasu nie wydałem trancowego kawałka, zatem przekraczanie granic i zwalczanie stylistycznych podziałów w tym kierunku nie było moim celem nadrzędnym.
Na „Atmostopii” jest tylko jedno nagranie wokalne. Czy to wynika z przeczucia, że w większej liczbie nie pasowałyby do przyjętej konwencji, czy najzwyczajniej przypadek?
Szczerze mówiąc, to zbieg okoliczności, dlatego że nie przygotowywałem „Atmostopii” zgodnie ze sztuką. Oznacza to, że nie podszedłem do tego tematu, analizując, ile będę potrzebował singli, utworów wokalnych czy też tych wolniejszych albo spajających całość. Oczywiście zależało mi na tym, żeby płyta tworzyła jedność, ale w wymiarze muzycznym, niekoniecznie zaś w tym marketingowym. Tekst „Save Me” został pierwotnie napisany przez Fisher do numeru electro – „Whirlpool”, który ukazał się w Kindergarten Records, wytwórni Wolfganga Gartnera w ubiegłym roku. Czułem jednak, że słyszalne w nim partie wokalne zdecydowanie lepiej zabrzmią w utworze takim jak „Save Me”.
Już przed premierą płyty mówiłeś, że środowisko naturalne „Atmostopii” to nie klub, lecz zacisze domowe. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest to tak spójny album, czy zastanawiałeś się nad opracowaniem formatu występu na żywo, w trakcie którego zaprezentowałbyś cały materiał z płyty?
Na tę chwilę jeszcze o tym nie myślałem, ale nigdy nie mów nigdy!
Twoja kariera wystartowała dzięki kilku uplifting-trancowym przebojom, takim jak „Beyond” czy „Poseidon”. Zdarzyło ci się zresztą nawet interpretować kompozycję klasyczną na prośbę Jana Vayne’a. Na „Atmostopii” znajdziemy co prawda kilka ciekawych propozycji dla entuzjastów melodii („Nyx”, „Crystal Caslte”, „Muda”), ale w końcowym rozrachunku jest ich ostatnio mniej w twoim dorobku.
Myślę, że mimo zmian, o których wspominasz, „Atmostopia” jest właśnie bliższa tej melodyjnej stronie mojej muzycznej osobowości. Sam proces wynika z przenoszenia akcentów w muzyce klubowej. Jak już mówiłem wcześniej, nagranie tej płyty pozwoliło mi spróbować wniknąć trochę głębiej w brzmienie i poeksperymentować. Mimo to nie robiłem tego w kompletnym oderwaniu od mojej głównej działalności, ponieważ wykorzystywałem techniki znane z singli. Mnóstwo czasu minęło, odkąd ukazały się te upliftingowe kawałki, które wymieniłeś. Mój związek z tą estetyką skończył się w chwili, w której poczułem, że zaczynam się powtarzać i tracę przyjemność z tego, co robię. Teraz nagrywam głównie bujający house, ale kto wie?