Tiesto
, , , Tiësto, przez wielu szumnie nazywany królem trance’u, to dziś niewątpliwie jeden z najpopularniejszych didżejów świata. Złamał wszelkie bariery, które kiedyś wydawały się niewzruszalne. Wszystkie areny globu stały przed nim otworem. Największe stadiony wypełnione były po brzegi podczas jego występów. Tłumy fanów zbierały się podczas poświęconych wyłącznie jemu koncertów. Wreszcie: zagrał podczas ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Atenach oraz, za co był krytykowany między innymi przez Paula van Dyka, wystąpił w paryskim Disneylandzie. I pomyśleć, że po ogromnych sukcesach komercyjnych, jakie odnosił Paul Oakenfold, począwszy od końca lat 90.tych, zdawało się, że wszelkie granice dla (wówczas) dość alternatywnej muzyki elektronicznej zostały już przekroczone.
Mimo iż znakomitej większości fanów tej muzyki postać Tiësto jest dobrze znana, to podejrzewam, że 9 na 10 osób miałoby problem z poprawnym skojarzeniem sobie jego sylwetki z właściwą mu muzyczną charakterystyką z poprzedniej dekady.
Real Mothafucka?!
Fascynacja muzyką elektroniczną rozpoczęła się u niego jeszcze gdy był nastolatkiem. W połowie lat 80.tych zaczął grywać w lokalnych klubach holenderskich, doskonaląc swe didżejskie umiejętności. Choć nie trzeba dziś tłumaczyć, jak szybko postępuje ewolucja tym konkretnym rodzaju muzyki, to dla wielu zaskakującym może być to, iż Tiësto – podobnie zresztą jak Ferry Corsten – u progu kariery był zafascynowany gabberem i hardcorem. Dowodem tego są: solowe EPki „Spiritual Wipe Out” i „In the Ghetto” wydane jako Da Joker, „Second Game” pod aliasem Tom Ace oraz nagrane w kolektywie Two Deejays, o jakże osobliwym tytule, „Real Mothafucka”. Tiësto pracował nad nimi już w pierwszej połowie lat 90.tych. Ówczesny obraz pracy studyjnej znacznie różnił się od dzisiejszego, kiedy pomocą służą mu nie tylko niezliczone ilości sprzętu, ale również utalentowani inżynierowie. Wtedy, jak przyznawał w wywiadach, sam – od początku do końca – tworzył kolejne nagrania. Jedynym urządzeniem pomocniczym był prosty keyboard samplujący, Roland DJ-70.
Krótko później, podobno zainspirowany tym, co robił wtedy Paul Oakenfold, Tijs Verwest został wessany w hipnotyzujące meandry trance’u. Wydawać by się mogło, że skoro już w 1996 roku zadebiutował z pierwszym, w pełni transowym wydawnictwem „The Tube” (tutaj już jako Tiësto), to sukces przyszedł szybko. Nic bardziej mylnego. W jednym z wywiadów Tiesto wyjawił, jak wyglądały początki jego kariery. Teraz, z perspektywy lat, znając dalszy bieg wydarzeń, może wydawać się to nieco zaskakujące: „Zajęło mi to sporo czasu. Wysłałem blisko sto nagrań do różnej maści labeli, ale to nie pomogło. Dopiero podczas jednego z występów w klubie mojemu znajomemu, który pracował dla Basic Beat, spodobało się to, jak grałem, więc spytał mnie, czy chciałbym zmiksować „Forbidden Paradise”. Trzecia część serii, od której zacząłem, stała się popularna w Norwegii. W Holandii ludzie dziwili się, dlaczego jestem popularny tam, a nie w mojej ojczyźnie, no i wkrótce także oni się na mnie poznali”.
Latem 1995 roku ukazała się pierwsza zmiksowana przez Tiësto część serii „Forbidden Paradise” o podtytule „The Quest for Atlantis”. W specjalnie utworzonym sublabelu Basic Beat Recordings, Guardian Angel, ukazały się również kolejne edycje, z których cztery kolejne były efektem pracy Tiësto. Śledząc uważnie każdą z nich: „High as a Kite”, „Arctic Expedition”, „Valley of Fire” i „Deep Forest” łatwo zauważyć, jak z czasem „łagodniały” gusta Tiësto, który stopniowo rezygnował z ostrych hard trance’owych i acidowych brzmień na rzecz klasycznego trance’u. Na ostatniej ze zmiksowanych przez niego części znalazł się dzisiejszy kanon transu – „Words” Paula van Dyka, „Greece 2000” Three Drives i „Atlantis” Tauchera. Mówiąc o sukcesie serii, nie można zapominać o udziale Arny’ego Binka, bliskiego współpracownika Tiësto, z którym wspólnie prowadzili wydawnictwo Guardian Angel. To on zajął się projektem okładki, jak i selekcją nagrań, które ostatecznie trafiły na kompilację. Równolegle z „Forbidden Paradise”, Guardian Angel realizowało także inny projekt – „Lost Treasures”. Dziś równie uznany, lecz raczej z innej muzycznej bajki. Tiësto skompilował pierwsze trzy, zdominowane przez techno, części „Lost Treasures” – „Isle of Ra”, „Concerto for Sonic Circles” i „Creatures of the Deep”. Partnerstwo biznesowe z Basic Beat nie ograniczało się tylko do wydawnictw fonograficznych, gdyż Tiësto sprzedawał nagrania w sklepie muzycznym należącym do tej wytwórni.
Warto wspomnieć, że komercyjne powodzenie „Forbidden Paradise” dla samego Tijsa Verwesta nie było idealną okazją do promocji, ponieważ na wkładce do części siódmej – „Deep Forest” nie znalazła się informacja, kto zmiksował zmiksował ze sobą nagrania (sic!).
Pomimo takich wpadek, Tijsowi Verwestowi i Arny’emu Binkowi udało się zrealizować swoje plany. W połowie 1997 roku chcieli utworzyć własny label i uniezależnić się od Basic Beat Recordings. Początkowo zakładali jednak konieczność pomocy wytwórni, z którą byli wcześniej związani. Tiësto i Bink założyli Black Hole Recordings mimo braku chęci do współpracy ze strony Basic Beat.
Od „Magik” do #1 DJ Mag Top 100.
Od chwili utworzenia Black Hole jesienią 1997 wszystko potoczyło się wręcz lawinowo. Seria „Space Age”, której wersje „1.0” i „2.0” zmiksował Tiësto już wkrótce stały się wyłącznie tłem dla produktu flagowego – „Magik”. 15. września tego samego roku ukazała się pierwsza edycja o podtytule „First Flight”. Wraz z wydawanymi w kolejnych latach częściami, seria „Magik” stała się absolutną definicją dutch trance’u. A o to, by tytuł nie był oddzielony od rzeczywistego charakteru albumu, zadbano nie tylko muzycznie, ale i artystycznie. Okładki czterech pierwszych „Magików” zostały zaczerpnięte z prac Patricka Woodroffe’a, jak się później okazało – bezprawnie. Z tego względu wydawcy musieli je zmienić i powtórnie opublikować „Magik One – First Flight”, razem z trzema kolejnymi edycjami, w roku 2000. Jeszcze wcześniej konieczna była zmiana logo firmującego kompilację, które – również bez zgody twórców – zostało skopiowane z tego, które promowało popularną wówczas grę – „Magic the Gathering”. W dobie dopieszczonych studyjnie miksów, nagrywany na żywo „Magik” może wydawać się staroświecki. W żaden sposób nie utrudnia to jednak odbioru, a ewentualnie potknięcia techniczne dodają całości smaku. Na marginesie: choć już z tytułu wiadomo, iż części szósta i siódma („Live in Amsterdam”, „Live in Los Angeles”) były zarejestrowane podczas klubowych występów, to Tiësto wyznał kiedyś, że już wcześniej miał zaplanowane utwory, które zagra. Paradoksalnie nie było to spowodowane profesjonalizmem czy tremą, lecz po prostu koniecznością uzyskania zgody od ich twórców.
Czymże byłaby seria „Magik” bez znanych „Magikal Remakes”? W jednym z wywiadów udzielonych w okresie największej popularności serii, Tiësto tłumaczył samą genezę nazwy: „Postanowiłem użyć tego zwrotu, ponieważ uważam, że samo słowo „remix” trochę spowszedniało. Określenie 'magikal’ wzięło się stąd, iż nazywają mnie 'magicznym człowiekiem’, 'magikiem z Holandii'”.
No dobrze, „Magik”, „Magik”, a gdzie „In Search of Sunrise”? Otóż to, jesienią 1999 roku, pół roku po wydaniu innego kapitalnego miksu Tiësto, „Live at Innercity 1999”, ukazała się pierwsza część popularnej „ISOS”. Popularnej na tyle, iż bez obaw można „In Search of Sunrise” nazwać najpopularniejszą trance’ową serią kompilacji wszech czasów. Naturalnie po tak dużym sukcesie musiała nastąpić kontynuacja. Rok później, ponownie nakładem Magik Muzik, sublabela Black Hole, do sklepów trafiła druga część „In Search of Sunrise”.
W tym samym czasie Tiësto współpracował z innymi didżejami holenderskimi w kilku projektach. Do najbardziej znanych niewątpliwie należy Gouryella, duet współtworzony przez Tiësto i drugiego z trójki (holenderskich) muszkieterów, Ferry’ego Corstena. Pod tym aliasem Verwest i Corsten wydali takie utwory jak „Gouryella”, którą debiutowali, „Walhalla” i „Tenshi”. Z kolei jako Vimana wydali EPkę „We Came” / „Dreamtime”. Każdy z tych kawałków szybko znalazł się na tracklistach wszystkich znanych trance’owych didżejów.
Dziś nadal nie wiadomo, jakie tak naprawdę były przyczyny rozpadu duetu. Z jednej strony pojawiały się głosy, iż Ferry i Tijs zwyczajnie się pokłócili. Oliwy do ognia dolał brytyjski MixMag, powołując się rzekomo na słowa Tiësto, który miał powiedzieć, iż „nie jest tylko kolejnym Ferrym Corstenem”. Wkrótce jednak ukazało się stosowne wyjaśnienie prosto od samego Tijsa Verwesta, jednoznacznie dementujące te pogłoski. Tiësto podkreślił w nim, że zawsze był w cieniu talentu producenkiego Ferry’ego Corstena, przez co tak bardzo ucieszył go fakt ukończenia prac nad albumem „In My Memory”, gdyż – jak sam mówił – dokonał tego własnoręcznie. Krytykując prasę za nieustanne szukanie sensacji dodał również, że Gouryella rozpadła się ze względu na politykę labelu Purple Eye. On i Ferry nie mieli czasu na to, by spokojnie usiąść wspólnie w studio i popracować nad nowymi nagraniami tego projektu, czego domagała się od nich wytwórnia.
Po wydaniu „Tenshi”, Gouryella praktycznie rozpadła się, wcześniej jednak stając się na moment jednoosobowym projektem Ferry’ego Corstena. Holender wydał pod tym aliasem pożegnalny utwór „Ligaya”. Mimo upływu sześciu lat, wciąż okresowo pojawiają się spekulacje na temat reaktywacji projektu. Z kolei złośliwi nadal podnoszą zarzuty, że Gouryella to właściwie zawsze był autorski projekt Corstena, ponieważ w przytłaczającej większości utworów wyraźnie słychać brzmienie jakże charakterystyczne dla twórczości Ferry’ego z tamtego okresu, próżno natomiast szukać wpływu Tiësto. No, może poza techową „Gorellą”.
Podobnie było z Major League. Epizodyczny projekt założony został przez Tiësto wspólnie z Arminem van Buurenem, wówczas już bardzo zdolnym producentem, acz muzykiem zdecydowanie mniejszego kalibru. W wydanym „Wonder?” / „Wonder Where You Are?” również z łatwością doszukać można sie rozwiązań właściwych nagraniom Armina z przełomu dekad. A co z wpływem Tiësto? Cóż, znając metodologię pracy w studiu, tłumaczyć go może fakt, iż zawsze otaczał się zręcznymi inżynierami i producentami, o czym będzie okazja wspomnieć jeszcze nie raz.
O ile o „Wonder?” / „Wonder Where You Are?” może nie każdy pamięta i wie, to nagrane również razem z Arminem „Eternity” powinien kojarzyć każdy. Równie popularne są nagrania Kamaya Painters, które trafiły na część kompilacji z serii „Magik” i „In Search of Sunrise”. W tym projekcie Tiësto wspierał Benno De Goeij z Rank 1.
Warto pamiętać także o Hammock Brothers oraz o Allure. W pierwszym z projektów Tijsowi najczęściej towarzyszył Cor Fijneman, a nagrywane w kolektywie kawałki przeznaczone były z reguły na którąś ze zmiksowanych przez Tiësto kompilacji. Natomiast Allure to już (wreszcie?) solowy projekt Tiësto, choć mimo to przy „No More Tears” wspierał go Cor Fijneman. Dziś jest to jeden z niewielu aliasów, pod którym Tijs Verwest wciąż okazjonalnie wydaje utwory. Każdy z nich, „The Loves We Lost”, „Somewhere Inside of Me” i „Power of You” pojawiał się na kolejnych edycjach „In Search of Sunrise”.
Duże zainteresowanie kompilacją „In Search of Sunrise” oraz udane EPki wywołały gwałtowny wzrost popularności samego Tiësto, skłaniając go do rozpoczęcia prac nad solowym albumem. Tym razem proces pracy w studio był zgoła odmienny od tego, jaki Tiësto poznał kilka lat wcześniej, choćby podczas nagrywania hardcore’u. Ronald van Gelderen, Geert Huinink z duetu Magik Muzik (znanego także jako Photon Project czy Dawnseekers) czy Junkie XL to tylko te najbardziej znane postaci, z pomocy których korzystał Tiësto. Ponadto bez trudu można znaleźć elementy, które zostały zaczerpnięte z innych nagrań, jak choćby melodia ze Slide – „Closure”, która trafiła do „Dallas 4 PM”. Podobieństwo między „Re-Form” a „Suburban Train” jest jak najbardziej wytłumaczalne, bo w końcu Kid Vicious, autor pierwszego z wymienionych nagrań, to nikt inny, jak Ronald van Gelderen, który właśnie nad „Suburban Train” pracował. W końcu, na przełomie 2001 i 2002 roku „In My Memory” w różnych wersjach trafiło do sprzedaży na całym świecie. Pierwszy studyjny album w karierze Tiësto jest dziś często uznawany za jednocześnie najbardziej udany.
„In My Memory” okazało się przepustką do sukcesu w świecie muzyki komercyjnej. Sam album wprawdzie takowego nie gwarantował, ale ugruntował pozycję Tiësto. W 2002 roku po raz pierwszy został wybrany najpopularniejszym didżejem świata w DJ Mag Top 100, a kilka miesięcy później, wiosną 2003 roku odbyła się pierwsza impreza z cyklu „Tiësto in Concert”. Równocześnie w sprzedaży znalazł się studyjny mix, dwupłytowa kompilacja zatytułowana „Nyana”. Tiësto zremiksował znany utwór Radiohead, „Street Spirit”. Trafiło ono jedynie do garstki wybranych didżejów, zyskując ekskluzywny status. Komuś kawałek spodobał się do tego stopnia, że zwyczajnie wykradł go Corowi Fijnemanowi, wówczas współpracującemu z Tiësto, podczas jego występu w belgijskim klubie BBC. Również w tamtym okresie w setach Tiësto zaczął pojawiać się „Traffic”, największy hit w karierze Holendra. Powstał dla zabawy i miał być przeznaczony wyłącznie do występów na żywo. Po tym, jak otoczono go olbrzymim zainteresowaniem, Tiësto zdecydował się go wydać. Jednak nie wszyscy znają całą historię. Otóż utwór w znacznym stopniu czerpie z nagranego w połowie lat 90.tych kawałka techno – Psykofuk – „Psykofuk”. Tiësto zwrócił się do Seana Deasona, autora „Psykofuk”, z prośbą o wyrażenie zgody na publikację „Traffic”. Amerykanin był zdumiony: „Na początku nic nie rozumiałem. Nie poznawałem żadnego z elementów. Co on zaczerpnął z mojego kawałka? Aż nagle trafiło do mnie. To ja jestem tym utworem. To część mnie”. Na marginesie, można by spekulować, czy nagrane siedem lat wcześniej „Long Way Home” nie było pierwszą próbą reinterpretacji motywu z „Psykofuk”. Wiadomo, że już wtedy utwór ten był Verwestowi dobrze znany. Rok 2003 Tiësto zakończył udanie, broniąc pierwszą pozycję w DJ Mag Top 100 z poprzedniego roku.
Wiosną 2004 roku ukazał się drugi album Tiësto. Oczywiście nie mogło zabraknąć na nim „Traffic”. Poza tym znów znalazły się kawałki, w których wydatnie pomocą służyli mu inni, jak w przypadku „Walking on Clouds”, którego współautorem jest Josh Gabriel czy „Forever Today”, gdzie znów dał się poznać talent Geerta Huininka. Zamykające album „Adagio for Strings”, kolejny obok „Traffic” hit w karierze Tiësto, naturalnie czerpie z klasycznej kompozycji Samuela Barbera. „Just Be” dla jednych było pierwszym kontaktem z muzyką trance, dla innych rozczarowaniem i zerwaniem z niekomercyjnym charakterem starszych nagrań. O słuszności takich osądów można by długo dyskutować. Pewne jest natomiast to, że po występie podczas Ceremonii Otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Atenach 13. sierpnia 2004 roku Tiësto nie był już tylko gwiazdą niszową, znaną wyłącznie fanom muzyki klubowej, pomimo tego, że z relacji stacji NBC można było dowiedzieć się, że Tiësto nie jest Holendrem, a Grekiem. Krótko potem ukazała się płyta „Parade of the Athletes”, częściowo oddająca muzycznie to, co Tijs Verwest zagrał w Atenach. Również i tu nie mogło zabraknąć numeru, który czerpałby z innego, wcześniej wydanego utworu. „Coming Home” to odtwórcza interpretacja „Theme From Norefjell (DJ Jan & Christophe Chantzis Mix)”. O pozostałych „zabiegach” informują zawarte na płycie adnotacje. Przy okazji warto przywołać jedną z wypowiedzi Tiësto na temat tego, jak wygląda proces nagraniowy w studio: „Wychodzę z ogólnym pomysłem na melodię oraz sam kawałek. Nagrywam go w studiu w wytwórni Black Hole Recordings, po czym wspólnie z inżynierem dźwięku kończymy pracę nad utworem, a on sam zajmuje się masteringiem. Myślę, że jest to w 65% mój wkład, w 35% jego”. Podkreślał również, że rozpoczynając karierę nie korzystał z niczyjej pomocy, lecz czuł, iż ma problemy z masteringiem i końcowym miksowaniem utworu.
Po milowym kroku ku sławie wyniki DJ Mag Top 100 Poll w 2004 roku nie powinny nikogo dziwić. Tiësto został numerem jeden po raz trzeci z rzędu. Niejednych za to zdziwił brak zwycięzcy podczas ceremonii wręczenia wyróżnień za zwycięstwo w plebiscycie.
DJ = Disneyland Jockey?
Rok 2004 pozbawił złudzeń wielu fanów Tiësto, śledzących jego karierę od wielu lat. Coraz trudniej było spotkać go podczas występu w klubie, za to coraz łatwiej podczas spektakularnych eventów, festiwali czy koncertów. Kilka lat wcześniej zupełną abstrakcją byłyby wyobrażenia o tym, iż DJ może zagrać w Disneylandzie. Blisko dwa tygodnie po występie w Paryżu, 28. kwietnia 2005 roku ukazała się czwarta część „In Search of Sunrise”. Nieco inna – nie tylko muzycznie – od poprzednich trzech części, była pierwszym w serii wydawnictwem dwupłytowym. „In Search of Sunrise 4: Latin America”. W pewnym sensie kolejna edycja „ISOS” musiała być także niespodzianką dla samego Tiësto, który wcześniej, w jednym z wywiadów, poprawił reportera pytającego go o „In Search of Sunrise 4”, mówiąc, że pracuje nad drugą częścią „Nyany”. Czwarta odsłona słynnej serii dla niektórych była świetną ścieżką dźwiękową do letnich wojaży, dla innych kolejnym rozczarowaniem. Zmienił się styl samej kompilacji. Choć wciąż trudno było jej odmówić powabnej i wakacyjnej stylistyki, to pojawiły się nagrania house’owe, novum w serii. Narzekano na niewłaściwe zestawienie utworów, miejscami pojawiające się błędy techniczne w miksowaniu, ale wciąż nie można było Tiësto odmówić trafnej selekcji utworów. Jesienią Tijs Verwest zagrał wreszcie dla polskiej publiczności licznie zgromadzonej we wrocławskiej Hali Ludowej. Trasę koncertową po Europie Środkowo-Wschodniej zakończył już jednak nie jako najpopularniejszy didżej świata. Więcej głosów od niego otrzymał Paul van Dyk.
Rok 2006 w karierze Tiësto był przede wszystkim związany ze współpracą z organizacją charytatywną Dance4Life. Jako ambasador tej fundacji, wspólnie z Maxim Jazzem z Faithless nagrał utwór promujący jej działalność, która skupia się głównie na przeciwdziałaniu wzrostowi liczby zakażeń wirusem HIV i zachorowań na AIDS. Wcześniej, wiosną 2006 ukazała się piąta część „In Search of Sunrise” o podtytule „Los Angeles”. Gdyby ktoś zastanawiał się nad tym, kim jest debiutujący tam Steve Forte Rio, to dodam, że najprawdopodobniej jest to Tiësto, a sam alias stanowi anagram frazy „Tiësto forever”. Poza „ISOS”, pojawiło się także skromne wydawnictwo w postaci zremiksowanej wersji albumu „Just Be”. Nie bez echa pozostawiony został remix motywu z popularnego filmu „Piraci z Karaibów”. Holendrowi nie udało się wrócić na pierwsze miejsce w plebiscycie DJ Mag Top 100, lecz fani już czekali na zapowiadany nowy album – „Elements of Life”.
W rozgłośniach radiowych rozbrzmiewał już promujący wydawnictwo utwór „In the Dark”, do którego głosu użyczył Christian Burns. Mimo iż interesujące wydawały się zapowiedzi o eksperymentalnym połączeniu rocka i trance’u, to po zapoznaniu się z nagraniem wiadomo było już, iż trzeba je traktować z przymrużeniem oka. Album ukazał się na początku kwietnia 2007 roku i zebrał najgorsze recenzje z dotychczasowych czterech. Nie pomogła kontynuacja współpracy z BT, który pomagał Tijsowi podczas nagrywania „Just Be”. Co prawda obiecująco brzmiało intro w postaci „Ten Seconds Before Sunrise”, to wyczuwalna była zmiana inżynierów i współproducentów. Zamiast Geerta Huininka pojawił się Dennis Waakop Reijers, który miał swój udział przy każdym z zawartych na „Elements of Life” utworów. Jeśli rekompensatą miała być trasa koncertowa promująca album, to faktycznie zamierzony cel osiągnęła. Każdy z występów gromadził wielotysięczną publikę, a jak prezentowały się one od strony artystycznej? Jak to w zdominowanym przez konsumpcjonizm XXI wieku: ogromna scena, najmocniejsze nagłośnienie i największy ekran wizualizacyjny. W skrócie: wszystkiego było najwięcej i najlepszej jakości. Brzmi to jak notka promocyjna od organizatorów, ale myślę, że każdy, kto miał być okazję na choć jednym z występów Tiësto podczas tego tournee, ten był pod wrażeniem. Równolegle Tiësto prowadził własną dwugodzinną audycję – „Club Life” (początkowo „Club Nouveau”). Prezentuje w niej mieszankę różnych stylów muzyki elektronicznej, oczywiście z wiodącą rolą trance’u, a także promuje młodych muzyków, dając im „piętnaście minut sławy”. W grudniu 2007 roku album „Elements of Life” został nominowany do nagrody GRAMMY w kategorii „Najlepszy album muzyki dance / elektronicznej”. Ostatecznie wygrało jednak „We are the Night” The Chemical Brothers. Tradycją stało się już, że w okolicach lata pojawiała się kolejna część „In Search of Sunrise”. Nie inaczej było i w tym roku, lecz fani na „Ibizę” musieli poczekać aż do początku września.
Popularna seria kompilacji była na afiszu także i w tym roku. Tym razem w kampanię promocyjną została zaangażowana marka Armani. W efekcie do siódmej części „In Search of Sunrise” została dołączona płyta zawierająca wydawnictwa z labela Black Hole, z których zdecydowana większość – poza utworem First State – to nagrania Tiësto. Najnowsza edycja kompilacji w sklepach muzycznych znalazła się na początku czerwca. Poprzedzona została reedycji „Elements of Life”, które podobnie jak wcześniej „Just Be”, poddane zostało reinterpretacji.
Czasy się zmieniają, gusta ewoluują. Dziś wielu dawnych fanów Tiësto narzeka na to, iż podczas jego kolejnych występów powtarzają się te same utwory, zapominając, że wielu ludzi w wielotysięcznym tłumie zna go wyłącznie z mass mediów i daleko im do tego, by pamiętać całe tracklisty do dziesięciu setów wstecz. Cierpliwy fan wiele wybaczy (nawet tego Klaasa podczas Sunrise Festival) i wciąż dobrze wie, że Tiësto dalej potrafi znaleźć niejedną muzyczną perełkę, co przy okazji nagrywania „In Search of Sunrise” czy „Club Nouveau dowiódł już wielokrotnie.