News

10 wywiadów na 10-lecie FTB: Jakub Rene Kosik

Na 10-lecie FTB postanowiliśmy przygotować dla Was 10 wywiadów z polskimi didżejami i producentami, którzy przez ostatnią dekadę mniej lub bardziej zaznaczyli swoją obecność na specyficznej, polskiej scenie klubowej. W kolejce czekają m.in. Angelo Mike, Jacek Sienkiewicz, DJ W i kilku innych, zaczynamy od Jakuba Rene Kosika, którzy na przestrzeni ostatnich 10 lat przeżył kilka muzycznych metamorfoz – od hard-techno po tech-house i progressive. To jeden z tych, który odpowiedział nam na pytania bardzo obszernie. Miłej lektury.

 

1.Co robiłeś kilka godzin temu, co teraz, a co planujesz za kilka godzin?

Kilka godzin temu byłem na spotkaniu premierowym pierwszego w Polsce serwisu dla DJ-ów – promo pool w wersji cyfrowej, opierającej się na zasadzie abonamentu transferowego, z pełnym prawem publicznego odtwarzania ściągniętych z tego serwisu track’ów – myślę, że to świetne narzędzie, które dobrze się przyjmie na naszym rynku, tym bardziej, że oferuje szereg różnej maści kawałków, od remiksów mainstream’owych produkcji, po tracki choćby mojego autorstwa – niejednokrotnie przed ich oficjalnym wydaniem. W tej chwili – hmm… odpowiadam na pytania, które spadły na mnie dość nieoczekiwanie ;). Popijam przy tym średnioalkoholowy trunek, który jest moim ulubionym od kilku miesięcy, ale w związku z ustawą o wychowaniu w trzeźwości 😉 nie wymienię jego nazwy. Przeglądam przy tym mail’e i takie tam facebook’i oraz oczywiście na własne życzenie skracam sobie życie, zaciągając się co chwilę dymem nikotynowym. Za kilka godzin z kolei nie będę spać, gdyż akurat tak się przytrafiło, że czeka mnie dość intensywna i ciężka noc z serii „moment, w którym zmienia się całe życie”, ale jest to absolutnie najgłębiej prywatna sprawa, którą nie chciałbym się dzielić publicznie.

2. Gdzie i kiedy ostatnio grałeś na mega imprezie?

Ciężko stwierdzić tak naprawdę, co ostatnio było „mega imprezą” – każda impreza ma swój specyficzny charakter i w jakimś tam stopniu jest „mega” w momencie, gdy tylko czuć feedback publiczności. To podstawowa sprawa, która zachęca mnie do każdej kolejnej imprezy. Z „zawodowego” punktu widzenia ostatnią imprezą, którą przy okazji dobrze wspominam jest party w częstochowskiej Rurze, gdzie właśnie publika świetnie reagowała na każdą zabawą efektorem, equalizerem, czy w czasie długich, nakręcających breakdownów. To było bodajże w maju – dwa dni przed „Rurą” była też dwuczłonowa impreza w Nysie – open-airowe juwenalia zwieńczone graniem w jednym z lokalnych klubów. Z tego, co mi opowiadano – było bardzo fajnie i muszę w to wierzyć, bo sam nic nie pamiętam ;). Z bardziej prywatnych imprez przypomina mi się data 15/16 kwietnia – impreza o bardzo emocjonalnym charakterze, którą zapamiętam do końca swojego życia.

3. Kto w tej chwili robi najbardziej zajebistą muzę na świecie?

Nieskromnie muszę powiedzieć, że najbardziej zajebistą muzę na świecie robię ja 🙂 Jest to jednak ultra-subiektywna opinia, gdyż oczywistym jest, że sam najlepiej dogodzę swoim gustom. Na szczęście jest na świecie wiele osób, które ma podobne zdanie i to powoduje, że w ogóle chce mi się w to brnąć.

4. Którego didżeja poleciłbyś komuś, kto nigdy nie słyszał żadnego seta?

Bardzo ciężkie pytanie. Musiałbym wiedzieć co nieco o tej osobie. Uważam, że muzyka elektroniczna ma to do siebie, że zawsze można w niej znaleźć coś dla siebie, jednak trzeba przejść przez jakąś tam drogę, którą wielu nazywa edukacją muzyczną. Typowe „ucho”, które słyszy wszystkie dźwięki jako całość, nie jest w stanie wyłapać w jednostajnym rytmie tych elementów, które je zainteresują. Ludzie są przyzwyczajeni do melodii, wokali, tekstów lub choćby brzmienia gitar. Nie da się powiedzieć, że ten, czy tamten DJ, to najlepszy pomost do wprowadzenia kogoś w arkana ambitnej elektroniki, bo myślę, że o DJ-ach tego typu tutaj mówimy. Generalnie musiałbym więc wiedzieć co nieco o danej osobie, znać jej gusta, oczekiwania, by móc polecić kogokolwiek – może na początek bardziej ambientowego, progresywnego, czy też drum’n’bass’owego albo – co mocno prawdopodobne jeśli dotyczy młodych słuchaczy – trancowego. Nie znam uniwersalnego rozwiązania.

5. 3 wady i 3 zalety nocnego życia.

Wada numer 1: światłowstręt, wada numer 2: niedobory słońca, wada numer 3: problemy z przystosowaniem się do życia „normalnych” ludzi, problemy ze snem. Zaleta numer 1: spokój – brak nieoczekiwanych telefonów, marudzenia, etc., zaleta numer 2: kreatywność – wynikająca w moim przypadku prawdopodobnie z punktu pierwszego, zaleta numer 3: w nocy każde miejsce potrafi być piękne. Mam nadzieję, że pytanie tyczyło się nocnego trybu życia, a nie nocnego życia klubowego ;).

6. Polska = clubbingowa kicha czy jest ok?

Polska-clubbingowa to Polska, która chce być ok, ale niestety moim zdaniem nadal jest kichą. Wynika to prawdopodobnie z braku profesjonalnego managementu, również z tego, że ludzie po prostu nie mają kasy. Nie interesują się muzyką lub kradną jej tyle, że już nie mają pojęcia co im się podoba, tym bardziej, gdy przesłuchują dany track raz w życiu, gdyż na dysku czeka kolejnych 5000. Przychodzą na imprezy z zupełnie innych względów – alkohol, dragi, laski, faceci, etc. Nawet na dużych eventach brną do nazwisk jak ćmy do światła, ale nie dlatego, że faktycznie są ich fanami tylko dlatego, że wierzą, że pan X, czy Y jest gwiazdą i trzeba ją uwielbiać. Ale to nie jest wina tych ludzi tylko wina mediów oraz tego, że na polskim rynku muzycznym (którego praktycznie nie ma) łatwiej jest wciskać ludziom bezwartościową papkę do zanucenia przy goleniu niż ambitne brzmienia, bo co do tego pierwszego jest 100% pewności, że się sprzeda. Cały nasz kraj jest mocno do tyłu – liczę więc, może lekko naiwnie, że i w kwestii muzyki za kilkanaście lat nadgoni swojego bliskiego sąsiada, czyli Niemcy. Gdyby w Polsce problemem nie była kasa, to włodarze klubów nie baliby się postawić na jakość muzyki – to rzecz, którą powtarzam od dawna: ktoś w końcu musi zdecydować się na taki ruch, poświęcić kilka miesięcy „kiepskich czasów”, by w końcu obudzić się z miejscem, które stanie się kultowym. W innych krajach ludzie zaryzykowali i dzięki temu mają takie rynki, jakie mają. Oczywiście dzieje się wiele dobrych rzeczy i nie neguję tego, ale to wszystko nadal za mało. Wydaje mi się, że kilka lat temu w aspekcie imprez było o wiele lepiej.

7. A polski clubbing kiedyś?

No właśnie. Polski clubbing kiedyś był bardziej zwarty, gdyż DJ-ów były co najwyżej setki, a nie tysiące. Manager lokalu nie widzi różnicy pomiędzy gościem, który zagra za zwroty kosztów, a DJ-em, który ma na koncie wiele wydawnictw i trzeba mu zapłacić kilka tysiaków – przecież „napierdalają tę łupankę tak samo”. Ludzie jeśli mają przyjść, to i tak przyjdą, bo nie mają alternatywy. Kółko się zamyka. Kiedyś, gdy miksowano głównie z winyli, wiadomym było, że nie przyjdzie z ulicy ktoś z komputerkiem i kontrolerem za kilkaset złotych, oprogramowaniem liczącym tempo i kradzionymi mp3-kami. Trzeba było znać się na swoim fachu, mieć kolekcję płyt, których dostanie było w Polsce bardzo trudne, no i trzeba było za to otrzymać odpowiednie wynagrodzenie. DJ-e trzymali się razem, właściciele klubów ich szanowali, imprezowicze jeździli za nimi setki kilometrów, by móc znów ich usłyszeć. Później powstał kult „DJ-a z zagranicy”, chora idea supportów, wpisywania „mniej ważnych nazwisk” ledwo widoczną czcionką, aż w końcu doszło do tego, że w większości klubów ktokolwiek zapytany „kto teraz gra?” nie ma zielonego pojęcia, co odpowiedzieć. Kuleje logistyka, w klubach grają ludzie z ulicy, barman jest producentem, a pan na zmywaku pomiędzy pracą wskakuje na godzinnego seta – i to za darmo, ciesząc się, że w ogóle może to zrobić. To są oczywiście uogólnienia, które mogą być dla niektórych krzywdzące – w żadnym wypadku nie mam takiego zamiaru, ale to pokazuje pewne mechanizmy (i tyczy się też punktu 6) – każdy, kto otworzy oczy, zobaczy to choć raz.

8. Myślisz w domu przed setem, rozpamiętujesz go po zagraniu?

Zdarza się, że zastanawiam się w domu co zagram na danej imprezie. Dzieje się to najczęściej w przypadku grania w miejscach, które znam – ich publikę oraz oczekiwania. Zawsze jednak zabieram ze sobą pełen case, w którym są tracki wszelkiego rodzaju, to jest takie, które mogą skręcić bardziej w stronę house, czy techno, minimalu, progressive’u, a nawet chillowego grania. Nie przypominam sobie jednak sytuacji, w której ułożyłbym sobie jakiś set w głowie. Mimo, że się staram, to w ogóle mi to nie wychodzi – przykładem są tutaj np. urodziny Angelo Mike’a (Hedonic, Kraków). W pociągu zastanawiałem się, które kawałki zagrać – postawiłem na romantyczne, progresywne pykanie. Gdy jednak dotarłem na imprezę – najpierw zmiażdżył mnie winylowy set Siasi, który bezkompromisowo pykał perełki techno z połowy lat 90-tych, chwilę po nim zagrał Schimek, który również się nie patyczkował. Z powodu późnej godziny parkiet nieco opustoszał – tym bardziej byłem pewien, że moja idea romantycznego grania pozwoli ludziom nabrać sił. W momencie domiksowywania się do ostatniego kawałka podjąłem jednak decyzję, że nie – zagram nowoczesne techno, z minimalną ilością melodii, oparte na wkręcających breakdownach i chorych synthach. I tak też się stało. Po chwili parkiet był pełen i ludzie szaleli żywo komunikując się ze mną, co jeszcze bardziej nakręcało mnie do znęcania się nad equalizerem, efektorem, crossfaderem, itd. Ten mechanizm powtarza się niemal za każdym razem – grając jeden numer, nawet w jego połowie nie jestem pewien, co do niego domiksuję i strasznie mnie to cieszy, bo powoduje, że sam potrafię zaskakiwać siebie i cieszyć się słuchając własnego seta. Zdarza się więc tak, że na progresywnej imprezie gram techno, a na technicznej – pozwalam sobie na progressive z domieszkami house’u. I strasznie cieszy mnie ta niefrasobliwość, gdyż jest elementem niezależności i zaskoczenia.

9. Co cię kręci w życiu poza muzyką, co planujesz po zakończeniu kariery muzycznej?

Poza muzyką kręci mnie przede wszystkim to, że każdego dnia poznaję sam siebie. Uwielbiam swoją „kieszonkową inspirację”, która co chwilę dostarcza mi nowych przeżyć. I choć zdarzają się pasma, które nie należą do pozytywnych, to uczą mnie one czegoś i to właśnie mnie kręci, bo powoduje, że życie nie jest ciągłą monotonią, tylko walką z przeróżnymi przeszkodami oraz poczuciem rozluźnienia i satysfakcji, gdy owe przeszkody stają się zaszłością. Niestety ciężko jest mi konkretnie określić, co jeszcze kręci mnie poza dźwiękami – z pewnością wiele rzeczy, ale poza tymi, które są sferą prywatną, większość przegrywa z muzyką, która towarzyszy mi non stop. Może to jakiś rodzaj odchyłu lub zboczenia, ale wszystkie częstotliwości, które mnie otaczają, są muzyką – raz przyjemną, innym razem hałaśliwą i zbędną, ale jednak muzyką – i to chyba jest to coś, co nieodłącznie kojarzy mi się ze wszystkim wokół. Nie wyobrażam sobie rozstać się z muzyką – w znaczeniu zakończenia kariery – myślę, że będzie mi towarzyszyła do końca życia. Jeśli jednak będzie inaczej – na szczęście radzę sobie w bardzo wielu kwestiach, które nie są ściśle z tematem produkcji, czy DJ-owania powiązane, więc sądzę, że coś bym wymyślił. Oby nie było takiej potrzeby. 

10. Coś na twój temat, o czym niewielu wie?

Hmm… pierwszą myślą, która wpadła mi do głowy, nie mogę się niestety podzielić :). Strasznie ciężka sprawa… zakrawa na rodzaj ekshibicjonizmu. Ok, niech będzie, że zmieniłem płeć… albo nie… że kupuję swoje kawałki na aukcjach ;). A tak serio – trudno, niech będzie – niewielu wie, że robiłem trance pod aliasem Chris Kelvin :).

11. Co cię ostatnio najbardziej wkurza, a co cieszy?

Cieszy mnie myśl o ostatnim pół roku mojego życia, a wkurza myśl o kolejnym, które przede mną. Trafiłeś z tymi pytaniami IDEALNIE w momencie, w którym moje Yin i Yang przestaje być zbalansowane 😉 I jeszcze na dodatek prawdopodobnie mój twardy dysk właśnie umiera, o.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →