Wywiad

Tydzień z Tyronem Dixonem: 'Jak zrobić karierę na Ibizie’

Czekamy na wielkie otwarcie długo wypatrywanego klubu Pacha w Poznaniu i pierwsze imprezy w nowym miejscu. Jednym z bohaterów jedynej polskiej Pachy będzie pierwszy z ogłoszonych rezydentów klubu, Tyron Dixon. Oto pierwsza część rozmowy z tym panem. 


Niektórzy znają Cię od jakiegoś czasu – wydajesz muzykę, grałeś w Pachy Ibiza i w wielu innych miejscach. Jednak dla tych, którzy być może jeszcze o Tobie nie słyszeli, cofnijmy się do Twoich początków – już w 2003 roku pojawił się Twój pierwszy kawałek „Underground Music”. 

– To prawda, z moim własnym głosem. Chwilę później remiksowałem też Romanthony’ego, głos znany z „One More Time” Daft Punk. To był mój początek na housowej scenie, byłem wielkim fanem Kerri Chandlera i muzyki deep housowej. Kolejnym etapem było założenie wytwórni Dixon Records, pojawiły się nieco bardziej mainstreamowe dźwięki, ale nadal jest to house wysokiej jakości. Nie chcę nikogo kopiować, nie chcę też robić tanich, komercyjnych kawałków. 

Bardziej jednak niż z produkowaniem, jesteś kojarzony z didżejowaniem. Ty również siebie postrzegasz w ten sposób? 

– Tak, na pewno didżejowanie to najważniejsza część Tyrona Dixona. Ale w pewnym momencie zacząłem mocniej działać w temacie produkowania. Takie trochę mamy czasy, że mało kto jest tylko i wyłącznie DJ-em. Trzeba mieć swoje własne numery, ludzie muszą kojarzyć twoje kawałki. Dopiero wtedy świat zaczyna zwracać na ciebie uwagę…

Ale kiedy zaczynałeś, jeszcze było inaczej. 

– Oczywiście, kiedyś wystarczało być dobrym DJ-em. Ja najpierw dużo grałem w Niemczech, ale potem przestało mi to wystarczać i postanowiłem opuścić Niemcy i zobaczyć, co się dzieje w innych częściach świata. Najpierw udało mi się zahaczyć we Francji…

Urodziłeś się w Niemczech?

– Tak, mój ojciec jest z Miami, moja mama z Kolonii. Wychowywałem się w obu tych miejscach – w miesiącach letnich byłem w Miami, a szkołę i wszystko inne miałem w Niemczech. Tam zacząłem karierę didżejską, scena niemiecka była wtedy bardzo mocna i sporo było dobrych producentów. Potem zdominowali ich artyści z UK i USA, następnie z Holandii. Ja przez Francję udałem się do Hiszpanii i wylądowałem na Ibizie. 

Wielu naszych czytelników pewnie się zastanawia „jak to się robi na Ibizie”, co trzeba zrobić, żeby móc zacząć grać w tamtejszych klubach?

– Gdy wpadłem na pomysł wyjechania na Ibizę, ludzie mówili mi, że nie mam szans, że to bez sensu, że nie dam tam sobie rady i w ogóle. Że zbyt dużo już tam jest DJ-ów, zbyt dużo imprez, że nie ma tam już miejsca dla mnie. A ja im odpowiadałem, że mam to gdzieś. Przygotowałem sobie sety i „press book” z informacjami na mój temat i postanowiłem wejść do samego środka tego świata i pokazać co potrafię. Okazało się, że ludzie na Ibizie są bardzo otwarci i chętnie dają szansę sprawdzenia się w boju. Dostałem w jednym klubie jedną noc, potem w następnym, w pewnym momencie grałem w kilku miejscach jednocześnie, byłem rezydentem w trzech różnych klubach. Dostałem się do Pachy, gdzie grałem u boku Erica Morillo, a także do Blue Marlin, najlepszego plażowego klubu na świecie. Zanim pojawiła się Ushuaia, to Blue Marlin święcił trumfy…

Przebojów wtedy żadnych nie miałeś…

– O, nie. Wystarczało być dobrym DJ-em. Co to oznacza? Chyba musisz po prostu mieć coś w sobie -przede wszystkim musisz mieć charyzmę, ludzie z klubu i ludzie na parkiecie muszą widzieć, że masz w sobie multum energii, a przy okazji jesteś sympatyczny i otwarty. Oraz najważniejsza sprawa – muszą widzieć, że ty naprawdę tego chcesz, że mocno chcesz grać! Na Ibizie pojawia się, oczywiście, wielu DJ-ów, ale też wielu z nich ma od razu jakieś wymagania, pyta ile dostanie za jednego seta i tak dalej. 


Czyli na początku nie pytać o pieniądze? 

– Nie, musisz się wyrywać do grania dla samej przyjemności, być wdzięczy za to, że ktoś pozwolił ci chwilę pograć. Tak to wygląda, dla szefa klubu to znak, że ci zależy na graniu. Musisz też poznawać ludzi, rozmawiać z nimi, łapać kontakty. Ja miałem to szczęście, że wszyscy reagowali bardzo dobrze, czułem więc, że mam jakieś szanse. Ibiza nie działa tak, że przyjeżdzasz, pojawiasz się, pytasz i dostajesz jakąś propozycję. Musisz tam po prostu być, bywać. Pojawiać się, dawać do zrozumienia, że ci zależy. Dopiero, gdy wszyscy będą cię już znali, może dostaniesz godzinkę, żeby zagrać. Jeśli dobrze się sprawisz, masz szansę na więcej. 

Pamiętasz swoją „pierwszą godzinkę”? Trudno zabłysnąć housowym setem, gdy dookoła ciebie sami dobrzy, housowi DJ-e…

– Przede wszystkim trzeba sobie na starcie założyć, że robisz coś po swojemu i nie kopiujesz pomysłów innych, nie kopiujesz setów innych. Musisz grać dokładnie to, co czujesz. Nie oglądając się na nic i nikogo. Musisz ciągle pamiętać o swojej pasji i o swoich umiejętnościach – i kierować się tylko pasją i umiejętnościami. Kiedy grasz muzykę, którą naprawdę czujesz, kiedy czujesz każdy moment swojego seta, nie masz problemu z wybraniem z tysięcy kawałków tych odpowiednich. Tych idealnych w danym momencie. Po prostu czujesz, które się najlepiej nadają. Gdy widzisz, jak ludzie idą za twoim setem, czujesz, co im w tym jednym, akurat danym momencie sprawi największą radość. To podstawa didżejowania, to najważniejsze. Dziś wielu DJ-ów gra ciągle te same sety, przygotowuje je sobie wcześniej…

Tak, to modne ostatnio. 

– To zupełne pominięcie słuchaczy, którzy są w danym momencie na imprezie. Nie myśli się o nich, tylko przygotowuje praktycznie gotowca, przez co DJ podczas imprezy właściwie nie ma co robić. Myślę, że ludzie to widzą i czują, że coś jest nie tak. Tak jak nie lubią, gdy DJ nie jest z nimi w kontakcie, tylko gra z komputera i skupia się cały czas na jego monitorze. Mi od zawsze przyświęcały te same zasady – czuj, co grasz, dziel się tym z ludźmi, żyj razem z nimi tą muzyką, komunikuj się z klubowiczami. Ludzie muszą czuć, że chcesz im dać coś fajnego, stanie za konsoletą i puszczanie kawałków to za mało. 

Druga część wywiadu w drugiej części tygodnia. 


Tyron Dixon – Underground Music




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →