News

Meksykańskie przygody Sharama

Wydawałoby się, że tylko początkujący DJ-e grający na doczepkę do innych atrakcji mają problemy związane z brakiem zainteresowania ich osobami. Okazuje się, że fuszerki organizacyjne zdarzają się na każdym kroku nawet wobec gwiazd…

Sharam Tayebi jest postacią wywołującą dość skrajne emocje. Z jednej strony cenimy go za dotychczasowe dokonania w Deep Dish, chwalimy go za Essential Mix z zeszłego roku, ale drugą stronę medalu AKA „P.A.T.T.” znamy niestety chyba wszyscy i efekty wydania tak komercyjnego singla jeszcze długo ciągnąć się będą za tym artystą. Mimo to darzymy go sympatią i nie życzymy nikomu spotkania się z takim traktowaniem, jakie spotkało go podczas ostatniej imprezy.

„Pomyślałem, że wszyscy powinni znać całą historię. Zaczęło się od testu nagłośnienia,” żali się Sharam, wspominając oczekiwanie przez godzinę na jakąkolwiek możliwość sprawdzenia przez jego menedżera, czy system nagłośnieniowy jest sprawny oraz czy spełnione zostały jego wymagania odnośnie sprzętu. Okazało się, nie dostarczono mu nic o czym wspominał – musiał obyć się bez odtwarzacza wideo do wizualizacji i efektora. Nic strasznego? „Nikt nie był w stanie powiedzieć, o której godzinie będę grał. Stwierdziłem, że mimo braków sprzętowych wystąpię – „walić to, zrobimy to po staremu” – pomyślałem.”

Po ostatecznym ustaleniu godzin, amerykańsko-irański muzyk pojawił się na miejscu dziesięć minut przed północą. Jego menedżer rzucił się, by przygotować wszystko do występu. „Powiedziano nam, że przede mną gra zespół i nawet jeszcze nie rozpoczęli.” Zrelaksowani siedzieli za kulisami udzielając wywiadów i pozując do zdjęć. „To będzie długa noc… I faktycznie była.”

„Nikt nic do nas nie mówił. Trzydzieści minut obijania się i sączenia piwa później, zespół w końcu zaczął grać.” Nikt oczywiście nie postanowił poinformować czekającego artysty, jak długo ma to wszystko potrwać. Nie było menedżera sceny, promotora… „Grali dalej. Jacyś kolesie przyszli pokazać mi swoje dziewczyny. Jeden z nich powiedział, że jest z ekipy organizatorów.” Jak nietrudno się domyślić, nie nastąpił żaden tajemniczy zwrot akcji. Nadal nikt nic nie wiedział.

Półtorej godziny po zaplanowanym starcie Sharama, przyjechali panowie z Infected Mushroom, zabookowani na godzinę drugą. Ich menedżer również nie był do końca zorientowany w sytuacji, podobnie zresztą jak sami artyści. „Nie wiedziałem co się dzieje, ani kiedy zaczynam ale powiedziałem im, że cokolwiek by się działo, zagram tylko godzinę,” wspomina mocno poirytowany już wtedy DJ. Wczesny samolot czekał zarówno na niego jak i I.M., więc postanowił pójść kolegom na rękę, oszczędzając dwugodzinnego czekania na ich kolej.

„Zespół skończył grać i zrobiło się jeszcze gorzej.” Najpierw padło zasilanie… Później ekipa zaczęła rozmontowywać scenę, jak gdyby cała impreza miała skończyć się po występie tajemniczego zespołu. Niewiele zmieniło się czterdzieści minut później. „Przerasta mnie to, że wszyscy byli zrelaksowani. Zupełnie jakby tak właśnie miało być. A biedna publiczność czekała aż cokolwiek się stanie. Powiedziałem, że jeśli w ciągu następnych pięciu minut nie będzie działało nagłośnienie, nie zagram.” Jakże zdziwiony był Sharam, gdy podszedł do niego jeden z organizatorów z oburzeniem i pytaniem dlaczego nie gra. „Wtedy stwierdziłem: „walić to – zmywam się stąd”. Miałem tylko tyle cierpliwości dla tych idiotów.” Dwie i pół godziny oczekiwania zrobiły swoje.

Jeśli myślicie, że przeproszono kogokolwiek za problemy, jesteście w błędzie. Pretensje wszystkich dookoła towarzyszyły Sharamowi do samego wyjścia, a organizatorzy stwierdzili, że skoro nie zagrał, to nie zasługuje by zostać odwiezionym przez nich do hotelu. Następnym razem, gdy będziecie narzekać na bałagan panujący na polskich imprezach, przypomnijcie sobie tę historię i spójrzcie trzeźwym okiem na kawał dobrej roboty, z sercem odwalanej przez polskich promotorów, menedżerów i wielu, wielu ludzi, o których zasługach często nie dane jest Wam usłyszeć…




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →