News

Kryzys w klubach według Neevalda: 'guzik prawda!’ – wywiad

Piotra Niwalda znacie z… Nie, to nie ten typ wstępu. W zasadzie dziś można powiedzieć, że ten, kto go nie zna, nie ma bladego pojęcia o czołówce polskich DJ-ów i radiowców podpisujących się pod muzyką klubową!

Co środę, wraz z redakcyjnym duetem FTB, usłyszeć go możecie w ramach audycji Euphoria, podczas której to zresztą mieliśmy okazję wypytać go niemalże na gorąco, tuż po samych urodzinach wortalu i rozwiązaniu plebiscytu na najpopularniejszego DJ-a w Polsce, wygranego w tym roku właśnie przez Piotra Niwalda.

(…)Cześć Igor!

Siema, siema, co tam? Dawno się nie widzieliśmy!

No, ale było bardzo fajnie. To znaczy… moglibyśmy
pewnych rzeczy z soboty nie pamiętać, więc jesteśmy
usprawiedliwieni.

Ja pamiętam tego twojego seta, bardzo fajny.

Bardzo mi miło, bo był taki pomieszany – miałem
wrażenie, że zagrałem i wszystko, i nic, ale z drugiej strony
chyba właśnie tak chciałem zagrać, przebojowo i do zabawy.
Usatysfakcjonować tych, którzy słuchają radia; tych, którzy
kochają klimat Ibizy, a z drugiej strony coś tam jeszcze od siebie
dorzucić.

Ibiza. To chyba ona najbardziej
wpłynęła na twój tegoroczny sezon muzyczny.

Najbardziej. Gdy kiedyś zacząłem grać muzykę
klubową, moim największym marzeniem, gdy kiedykolwiek pytano mnie o
marzenia DJ-a, było właśnie zagrać na Ibizie. I powiem szczerze,
że stojąc za DJ-ką w jakimkolwiek tamtejszym klubie, nie do końca
wierzyłem, że tam stoję; że gram; że ci ludzie się bawią.

Ręce drżały?

Drżały ręce. Przy wejściu do klubu i do samego
końca. To, że grałem na Ibizie, na dobrą sprawę doszło do mnie
dopiero teraz – może troszeczkę czasu temu – gdy musiało minąć
ileś tych dni i miesięcy, żeby człowiek to sobie uzmysłowił.
Nawet zapomina się czasem, że rzeczywiście spełniło się swoje
największe marzenie. Chociaż pojawiły się następne a propos
Ibizy: na przykład większego klubu, większej ilości ludzi. Grałem
w miejscach, gdzie muzyka nie wyrwała raczej tysiąca ludzi do góry,
tylko była towarzysząca. Były to małe lokale, bardziej
ekskluzywne, gdzie grało się delikatnie, a ludzie bujali się z
boku na bok. Muzyka była po prostu towarzyszącą plamą dźwiękową.
To i tak dawało satysfakcję – że mogłem zagrać od serca,
delikatnie, a klubowicze byli mega jakości, strasznie pozytywnie
nastawieni do DJ-a… Ale reagują inaczej – jeśli się bawią, to
DJ, który stoi za konsoletą jest kimś wyjątkowym, kimś innym niż
taki DJ stojący w podobnym miejscu pod Poznaniem albo w samym
Poznaniu.

Właśnie – u nas tego nie ma.

Tak. Jeśli ktoś leci na Ibizę, to DJ, który tam
stoi, musi już być ktoś, bo tam gra – taki szacunek widziałem.
Szczególnie, gdy grając w klubie Kilometro Cinco, pięć kilometrów
od Ibiza Town, spotkałem pięciu Polaków i to z Wielkopolski, z
okolic Poznania. Patrzyli tak na mnie, jakby mnie znali, ja na nich
tak, jakbym widział, że to są Polacy, bo może trochę się
różnili…

Nikt nie wierzył?

Nie – dobrze się bawili i dopiero później
zyskaliśmy wspólny język. Ibiza na pewno bardzo dużo pomogła w
tym, żeby trochę zaistnieć. To rzeczywiście straszny magnes i
marzenie jak najbardziej do spełnienia dla DJ-a, który gra.

Jakie było twoje największe zaskoczenie muzyczne
tego roku?

Pozytywne, czy negatywne?

Najlepiej jedno i drugie!

Pozytywne zaskoczenie to popularność lajtowego
brzmienia uradowanie przez to, że rdzenne brzmienia, groove, bas i
funkowe dźwięki w muzyce technicznej, w muzyce house, w muzyce
klubowej, niosą ludzi, porywają i potrafią strasznie poruszyć
również takich, którzy byli do tej pory zwolennikami trancowych,
technicznych i szybkich brzmień. I to, że muzyka zwolniła – to
bardzo mnie się podobało, satysfakcjonowało i do tej pory
satysfakcjonuje. Mogę pograć sobie delikatnie, seksownie i ludzie
do tego idą, a kiedyś trzeba było grać szybko i mocno. W
niektórych dużych klubach nie można było sobie pozwolić na
wokale i delikatne brzmienia, bo trzeba było – za przeproszeniem –
rąbać muzyką. Teraz ludzie po prostu otworzyli uszy i to mnie się
najbardziej podobało w tym 2010 roku. A co niemiło mnie zaskoczyło?
Troszeczkę, poniekąd, sama nazwa „house” się zniszczyła. Pod
tą nazwą możemy teraz spotkać i fajne, techniczne brzmienia i
płynące dźwięki, a z drugiej strony możemy spotkać dancowe
nuty, które kojarzą nam się z jakimiś komercyjnymi stacjami
radiowymi, grającymi pop – i to też jest w sumie house.

Ale jakaś ewolucja też chyba nastąpiła –
właśnie w tym pomieszaniu się gatunków, itd. Nie ma już
ograniczenia co do setów. Nie jedziesz i nie oczekują od ciebie, że
zagrasz „niwaldowy house”.

Tak – kiedyś wszyscy kojarzyli, że „niwaldowy
house” to pianinka i lajtowe brzmienia, a teraz te pianinka na
dobrą sprawę mogą pojawiać się i w tech housie, i w delikatnym,
w soulfulowym, progresywnym i technicznym – każdym brzmieniu,
jakkolwiek można to nazwać. Rzeczywiście ostatnio na dobrą sprawę
trudno się teraz klasyfikować – DJ gra albo ciężko, albo lekko;
albo wesoło, albo smutno – nie można powiedzieć, że gra
bardziej tak, czy tak, bo muzyka jest na tyle pomieszana, – jeśli
chodzi o muzykę w stu procentach klubową – że trudno mówić o
jakimkolwiek nazewnictwie gatunków.

Tyle ten rok, a jakieś prognozy na przyszły?

Nie chcę prognozować. Życzyłbym sobie – i za
każdym razem sobie tego życzę – aby każdy następny rok nie był
gorszy od tego, który mija. Jeśli będzie taki progres jak jest, i
jeśli będzie się tak działo w 2011, jak w 2010, będę
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie… Ale na ten dzień też
nim jestem – 2010 to nie tylko muzyka. To także ślub, żona oraz
różnego rodzaju pozytywne wypadki losowe. Dużo się działo.
Jedenastego grudnia tyle się wydarzyło, że prawie zemdlałem i
naprawdę bardzo długo będę to wspominał. Jakie prognozy? Chyba
będzie jeszcze bardziej housowy. Wszyscy mówią, że ten rok będzie
gorszy w klubach, bo dotarł do nas kryzys i będzie tam mniej ludzi,
ale guzik prawda – będzie więcej mniejszych klubów, więcej
fajnych ludzi, którzy się bawią do muzyki, a nie tylko przychodzą
po to, żeby pomarudzić. Do tej pory dużo osób tylko siedziało na
forum, a nie bywało na imprezach. Wydaje mnie się, że 2011 jeszcze
bardziej wypchnie ludzi do klubów. Będzie mniej ludzi na eventach,
ale klubowa muzyka jeszcze do góry, jeszcze bardziej będzie groovy.

Jakieś cele dla siebie do zrealizowania?

Produkcja i jeszcze raz produkcja. Chciałbym
wyprodukować coś jeszcze i zaangażować się bardziej w to, by
spełnić te wszystkie lata, przez które poznawałem muzykę i
przenieść ją do komputera. Na pewno będę musiał się kimś
wspomóc, bo nie siedziałem wiele lat przed nim, nie znam do końca
tych programów. Mam nadzieję, że ktoś mi pomoże i przeniesiemy
to w brzmienie, które chciałbym uzyskać w muzyce klubowej. Są
plany wobec Ibizy, niektóre potwierdzone – nie na sto procent,
dlatego też nie chcę nic o tym mówić – mam nadzieję, że ten
rok również będzie bardzo hiszpański. A co przyniesie? Będę się
starał być taki, jaki jestem i jeszcze bardziej kochać to, co
robię w radiu czy na imprezach. W ostatnim roku bardzo dużo czasu
poświęciłem na muzykę, na radio, dużo pracowałem nad brzmieniem
Planety i nad własnym brzmieniem. Mam nadzieję, że ten czas nie
był stracony i nie będzie stracony. Na pewno nie mam ochoty się
opierdzielać.

Trzymamy kciuki za nieopierdzielającego się Niwalda
– czas nas goni…

Trzeba kończyć Marcin nas wygania… Ale ja tu
przygotowałem sobie całą ściągawkę! Ja sobie wypisałem, że
bardzo lubię jak gra Javi Nunos, Chus, Axwella też bardzo sobie
cenię z całej tej trójki… Tunebrothers kiedyś mnie się
podobali, a teraz mnie zawiedli, Pena lubię, Shapeshifters całkiem
niezłą robotę robią w radiu; Beloco – uwielbiam tego Węgra;
Fabio Tosti – to takie lekkie granie; Deep Josha też bardzo cenię.
Zachwycili mnie w 2010 Gregor Salto i Dr Kucho, Joris Voorn, chyba
jak wszystkich klubowych ludzików, John Flores bardzo fajnie,
hiszpańscy DJ-e byli rewelacyjny. Tuccillo mnie zachwycił, Graham
Sahara, a moje uwielbiane wytwornie to Houseworks – jak zawsze,
chociaż trochę się skomercjalizowali – House, Soulmen,
Defected odżyło; Seamless Recordings, Monique Musique, Neurotraxx i
w ogóle mógłbym o tym roku mówić jeszcze bardzo, bardzo…

A tak na dobrą sprawę, chciałem Wam jeszcze raz
wszystkim podziękować – tym, którzy wysyłali SMS-y – bo tak
naprawdę nie wszyscy z Was klikają na FTB, nie ma Was tam.
Głosowaliście, bo słuchaliście radia, setów, lubicie to, co
robię i jak gram. Chciałem podziękować wszystkim, którzy mnie
wspierali: żonie, Bartkowi, Szymonowi, przyjaciołom, Sebastianowi
Oscilla, który naprawdę fajnie ogarnął Ibizę i naprawdę życzyć
Wam takich przyjaciół i takiego roku, jak ja miałem w 2010. 

My ze swojej strony zapraszamy na sylwestrową rozgrzewkę w środę, do poznańskiego klubu Cute, gdzie Neevald gościnnie wystąpi w ramach Ligi Mistrzów DJ-ów. DJ numer jeden w Polsce, za darmo tylko u nas!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →