News

’Hip-hop to tylko pozowanie, a klubowo-popowe piosenki to żadna elektronika’ – Paul van Dyk dla Euphorii

Już niebawem premiera nowej kompilacji zmiksowanej przez Paula van Dyka, posumowującej muzyczne wydarzenia roku 2010. „Vonyc Sessions 2010” na dwóch płytach ukaże się także w Polsce dzięki ProLogic Music. Również dzięki nim udało nam się złapać w trasie samego Paula i porozmawiać z nim o tym i owym. Oto zapis wywiadu dla Euphorii.

Zacznijmy od kompilacji – ile tu znajdziemy twoich ulubionych kawałków a ile numerów, które spotykały się z największym odzewem podczas twoich imprez i audycji radiowych?

Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że wszystko to, co gram, bardzo lubię, to wszystko moi faworyci. Ta kompilacja to prezent dla słuchaczy mojej audycji. Znajdują się tu wszystkie te numery, które były najpopularniejsze w audycji, która przypomnę prezentowana jest w 52 rozgłośniach radiowych na całym świecie. Dostajemy więc sporo feedbacków z całej planety i na ich podstawie został ułożony ten zestaw. Oczywiście nie brakuje też rzeczy, które dopiero co wyszły i dopiero mają szansę zaistnieć w przyszłości.

Które lubisz najbardziej?

Problem w tym, że wszystkie lubię tak samo mocno. To sami moi faworyci, trudno mi coś wyróżniać. Wszystkie są świetne, dlatego się znalazły na tej kompilacji. To dla mnie bardzo ważne – we wszystkich innych kompilacjach wkurza mnie fakt, że słyszysz dwa-trzy doskonałe numery, a reszta to wypełniacze. Na „Vonyc Sessions” nie znajdziesz wypełniaczy, to same dobre kawałki. Lubię je wszystkie.

A jak Paul van Dyk podsumowałby muzyczny rok 2010?

Na pewno był to dobry rok – sporo dobrych nagrań się pojawiło. Ale też nie można nie wspomnieć o wrażeniu, że coś się po drodze zagubiło. Wiesz, muzyka elektroniczna powstała jako czysty, kreatywny ruch przeciwko normalnej, tandetnej kulturze pop. W 2010 mieliśmy sporo przypadków, kiedy to elektroniczne brzmienia wkroczyły do tego świata zwykłego, tandetnego popu. To najbardziej denerwujący element wydarzeń 2010. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości wielu elektronicznych artystów powróci do swoich korzeni i wyprodukuje coś sensownego. To mogą też być wokalne kawałki, ale muszą mieć wysoką jakość. Tymczasem zasypują nas niskiej jakości gówniane kawałki klubowo – popowe, które są robione tylko po to, żeby być granymi w rozgłośniach radiowych typu TOP 40 na okrągło. Musimy wrócić do tego, o co chodzi w muzyce elektronicznej. To muzyka, która powinna pochodzić z duszy, z serca, to powinna być przede wszystkim muzyka elektroniczna a nie popowa piosenka ubrana w takie brzmienia.

Sądzisz, że to aż tak niebezpieczne? Są tacy, którzy się cieszą, że te dwa światy zaczęły się przenikać, że dzięki temu pojawia się sporo nowych fanów tanecznych brzmień…

Szczerze? Robię muzykę od 20 lat i z doświadczenia wiem, że ci ludzie, którzy niekoniecznie wkręcają się w właściwą muzykę elektroniczną, ale łykają jej popową wersję, którą można usłyszeć w radiu – oni za chwilę przerzucą się na „kolejną modną rzecz” np. r’n’b połączony z rockiem czy cokolwiek. Ci ludzie, którym sprawia przyjemność słuchanie tych taneczno-popowych numerów – jak widzisz specjalnie unikam wymieniania nazwisk producentów tego czegoś – oni nigdy nie przyjdą na porządną klubową imprezę. Bo to, my gramy na naszych imprezach, to jest jednak coś innego.

Czy taka sytuacja oznacza, że topnieje twoim zdaniem liczba fanów elektroniki na rzecz grupy słuchającej popu?

Chciałbym zaznaczyć, że osobiście nie mam nic do dobrego popu. Nie mam też nic do świetnych kawałków muzyki, które przebijają się do szerszej świadomości i stają się wielkimi hitami. Mam problem z tandetną muzyką, która taka powstała z założenia, na skutek kompromisów. Mam problem z takimi numerami, które nie mają nic wspólnego z korzeniami elektronicznej muzyki, a jednak nazywa się je w ten sposób. Wszystko jest Ok, jeśli przebojem staje się numer, który jest naprawdę świetny, który definiuje nasz świat, pokazuje o co w nim chodzi, o co nam chodzi, co my czujemy, co myślimy na temat tego, jak taka muzyka powinna brzmieć –  wtedy jest super. Jeśli jest inaczej – tego nie lubię. Sam też współpracowałem w przeszłości z popowymi artystami, ale wierzę, że każda rzecz którą zrobiłem, miała swoje korzenie w tym, co naszym zdaniem jest dobre, w tym, co się dzieje w klubach i na festiwalach. To jest bardzo ważne, żeby być kreatywnym i pamiętać, co termin muzyka elektroniczna tak naprawdę oznacza.

A jak ci się podobają mieszanki klubowo-hiphopowe?

– Dziś hip-hop to już coś innego, niż kiedyś. Dziś masz gości, którzy po prostu mówią zamiast śpiewać. W dzisiejszym hip-hopie chodzi tylko o pozowanie, pokazywanie się, lansowanie. W elektronice nigdy nie chodziło o coś takiego. Tu chodziło o muzykę – publiczność była tak samo ważna, jak gość na scenie, który grał. Nigdy nie chodziło o to gówniane pozerstwo, jak w hip-hopie. Łączenie więc tych światów nie działa – to nie ma sensu. To zawsze tylko poza, kombinowanie, marketingowa strategia wytwórni płytowych. Żaden prawdziwy, elektroniczny artysta mający kreatywny umysł nigdy nie pomyśli o czymś takim, bo te dwa światy po prostu do siebie nie pasują.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →