News

’Electrocity to drugi mój ulubiony festiwal na świecie’ – Marco Remus dla Euphorii

Marco Remus – do niedawna grał najcięższe sety na najcięższych imprezach, ale również u niego co nieco się w tej materii zmieniło. Oto co mówił na ten temat we wczorajszej Euphorii…

Dotąd znany byłeś z bardzo szybkiej i równie ostrej muzyki, ale na Electrocity zagrałeś inaczej…

Taki był zamysł – chciałem zaserwować miksturę złożoną ze starych, oldschoolowych klimatów techno typu stary Green Velvet, stary Josh Wink – tego typu klimaty, naprawdę je uwielbiam.

Dotąd ludzie mówili, że na szczęście Marco Remus – w przeciwieństwie do wielu innych – nie zwalnia…

Tak, słyszałem takie opinie. Jestem didżejem, generalnie staram się robić ludziom dobrze, ale tu miałem konkretną koncepcję. Tylko godzina do dyspozycji, postanowiłem zrobić coś szalonego. Sięgnąć po stare minimale, oldschoolowe techno, a nawet rzeczy lekko housowe czy transowe.

To był epizod czy to już stały, nowy kierunek?

Robię tak od czasu do czasu gdy czuję, że muszę zrobić coś szczególnego. A Electrocity to dla mnie szczególna impreza. Kocham grać w Lubiążu, to moje TOP 3 najlepszych imprez na świecie. Na pierwszym w mojej klasyfikacji jest Tomorrowland w Belgii, potem na drugim Electrocity, a na trzecim hiszpański festiwal Monegros. Musiałem więc wymyślić coś specjalnego. Nie wszyscy może o tym wiedzą, ale naprawdę uwielbiam grać stare kawałki.

Co mówisz swoim fanom, którzy oczekują zwykle, że twój set będzie najmocniejszym setem na imprezie?

Wielu moich fanów wie, że nie jestem aż takim twardzielem. Nie zawsze grałem bardzo mocno – owszem, zawsze kochałem mocne kicki. Jestem gościem od potężnich kicków. Nie lubię dupowatej perkusji typu digi-ding, digi-ding. Lubię mocne przyłożenie ze stopy. Jeśli jesteś didżejem, przede wszystkim powinieneś grać to, co najbardziej lubisz. Ludzie lubią wkładać artystów do szufladek, Marco Remus jest hard i koniec. Ci, którzy mnie znają od lat wiedzą, że na początku byłem didżejem hip-hopowym, potem grałem house, electro, a dopiero później zacząłem grać coraz mocniej i mocniej. Zawsze jednak ważny dla mnie był oldschool, w tym momencie jest jeszcze ważniejszy, stare numery techno i house to coś niesamowitego. Świetnie to się komponuje z dobrym techno. Myślę, że nadal w pewnym sensie gram mocno, ale na inny sposób – nie ma więc nawalania na 150 bpm-ów. 145 to max (śmiech), na pewno jednak nigdy nie brakuje mocnych kicków. Każdemu, kto przychodzi na imprezę ze mną mogę obiecać, że będzie szalał, będzie stawał na głowie.

Czy obserwując swoje hard środowisko również widzisz tendencję do zwalniania, uciekania od ultraszybkiej i mocnej nuty?

Tak, na pewno. W moim przypadku nie chodzi o pójście za modą. Pamiętaj, że się starzeję, młodszy już nie będę! Słucham w tej chwili wszelkich gatunków muzyki. Uważam, że powinno się znajdywać złoty środek między zmianą, pójściem nową drogą, a tym, co robiłeś dotychczas, co jest dla ciebie charakterystyczne i tobie bliskie. Na Electrocity grali Dubfire i Timo Maas – to są goście, którzy też się ciągle zmieniają, uwielbiam ich – Timo Maas to jeden z moich idoli już od 10 lat. Obserwuję uważnie co robi, jaką kroczy drogą. I ciągle myślę o swojej, by mimo nowych inspiracji nie zatracić w tym wszystkim siebie samego.I wciąż kocham szczerze moje zajęcie, robię to od 15 lat i mam nadzieję, że nigdy tego nie stracę.

Tego ci życzę w takim razie…

Wiesz, czego nie lubię w tym wszystkim? Didżejów, którzy odgrywają jakieś wielkie gwiazdy, myślą, że są Michaelami Jacksonami. Wiesz, nie wolno nawet dotknąć, nie wolno tego, nie wolno tamtego. Nie rozumieją tego, że są tu dla ludzi, którzy płacą za wejście. Powinni to uszanować i nie odgrywać takich szopek. Nienawidzę tego, ja taki nie jestem, ja lubię iść do ludzi, być z nimi a nie przeciwko nim. Był taki jeden amerykański DJ na Electrocity, widziałem jak wydziwia, że mu się nie podoba to czy tamto.

Na koniec moje ulubione pytanie: funkcjonujesz już na scenie od 15 lat – co się przez ten czas najbardziej zmieniło?

– Muzyka. Teraz mocno trzyma się minimal techno i house, ogólnie techno jest teraz bardzo popularne. Ale inne – kilka lat temu był boom na hard techno, przed tym na acid techno, przed tym trance czy hard-trance, jeszcze wcześniej gabba, hardcore… Fajnie jest obserwować te wszystkie zmiany, te ewolucje, bo powinniśmy pamiętać, że to wszystko jest muzyka elektroniczna – jeśli masz otwarty umysł, będziesz z ochotą przyjmował wszystkie nowości. Nigdy nie mówiłem nikomu, że gram hard techno, więc hard techno jest najlepsze i ma tylko tego słuchać. Na Electrocity stałem sobie za Timo Maasem i słuchałem, delektowałem się jego muzyką. W tym świecie najważniejsze jest to, że jesteśmy razem na imprezie i chcemy się razem bawić – nieważne czy DJ gra hard techno czy cokolwiek innego. Tu chodzi o muzykę elektroniczną, to fajne jak ona jednoczy ludzi.

 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →