News

DJ Liga, grupa A – DJ Asca: wywiad, set plus film

Za nami druga edycja Ligi Mistrzów DJ-ów – po zaczynającym dopiero karierę Oskarze Burnsidzie przyszedł czas na wyjadacza DJ Ascę. Gra od połowy lat 90., ma na koncie występy w wielu krajach świata, w tym nawet w Brazylii. Oto co powiedział w studiu Planety Poznań w ostatnią środę, podczas Euforii, gdzie co tydzień przed imprezą w Cute zaproszony DJ odpowiada na nasze pytania.



Jeden ze 'znanych’ użytkowników FTB Dr Lubicz miło wspomina czasy, kiedy w Lesznie pod koniec lat 90. w klubie Space grał DJ Asca… Zawsze myślałem, że tam schranz grałeś, ale potem okazało się, że również housowe sztosy typu Camisra…


Nie, nie, muzyka w Space była bardzo zróżnicowana, o to właśnie mi chodziło wtedy. Może dlatego, że sam wtedy byłem człowiekiem poszukującym swojej muzycznej ścieżki. Muzycznie było wszystko, co ciekawe – speed garage, garage, drum’n’bass, po techno – schranz, owszem, też się raz po raz pojawiał. Był szeroki przekrój.


Byłeś jedynym rezydentem tego miejsca przez te całe pięć lat?


Tak. Do Space przychodziła stała grupa fanów – jakieś 60 osób, z którymi co tydzień się spotykałem. Nie tylko z Leszna, ludzie przyjeżdżali np. z Zielonej Góry, bo to było coś nietypowego. Fajne czasy…


Jak byś opisał tamte czasy? Czym się różniły od dzisiejszych?


Duża różnica. Przede wszystkim wtedy ludzie przychodzili się pobawić. Nie przychodzili wybrzydzać, że laser jest zielony a nie czerwony. Przychodzili dla muzyki, to była jakaś nowość – takiej muzyki nie było w radiu czy telewizji, internetu wtedy nie było. Przychodzili najpierw z ciekawości, więc dla mnie ogromną satysfakcją było, gdy kogoś takiego widziałem znowu na parkiecie w kolejną sobotę.


Dyskotek wtedy było dużo, ale to była raczej undergroundowa inicjatywa…


Bardzo undergroundowa.


Leszno było na to gotowe czy długo musiałeś czekać na szalejący parkiet?


Wszystko przyszło z czasem. Na początku dla każdego to był „strzał”, ludzie chwytali się za głowy i mówili „Jezus, co tutaj się dzieje?!”. Z czasem łykali coraz lepiej te rytmy.


Poza Camisrą jesteś w stanie sobie przypomnieć coś, co wtedy królowałow twojej torbie?


Oj, ciężko po tylu latach. Na pewno stare kawałki Joeya Beltrama, dużo grałem wtedy z płyty „Tresor 100”. Pamiętam Double 99 i inne speed garażowe rzeczy. Masę tego było…


Co potem się działo z tobą?


Później, po 2002 roku robiłem imprezy w leszczyńskich klubach typu Panteon, Fort 47. Muzycznie byłem coraz bardziej housowy, potem progresywny. Wtedy spotkałem na swojej drodze Marikę i zaczęła się przygoda z kolektywem-agencją Progdedior. Ruszyły naprawdę konkretne imprezy. Świetnie to wspominam… Piękne progresywne imprezy, mogłem grać co lubię, i grałem dla ludzi, którzy przychodzili specjalnie posłuchać właśnie tej a nie innej muzyki.



To był progressive w stylu Sashy i Digweeda?


Tak, jak najbardziej. Choć zawsze uciekałem w strony Moshica – lubiłem bardziej enigmatyczne i mroczne rzeczy. Wszyscy w Progdediorze graliśmy swoje, w dodatku było to bardzo regularne. Trwało to 2.5 roku, każdy weekend zajęty.


Gdzie się najlepiej taką muzykę grało?


Numer jeden to na pewno klub Klatka w Warszawie. Fenomenalne impreze do 8 czy 9 rano. Kilka klubów we Wrocławiu, w Drodze do Mekki na przykład. Głównie jednak Warszawa i Śląsk.


A teraz już nie sięgasz po progressive?


Rzadko, czasem się coś przewinie, ale to już nie jest to. Muzyka progresywna stała się dla mnie zbyt techniczna, nie jest już tak melodyjna jak kiedyś. Mnie już w każdym razie nie unosi. Wolę house – jest w tym dużo tech-house’u, tribali, jakieś funky. Jestem już chyba za stary, żeby grać jeden gatunek, bawię się muzyką.


Których producentów lubisz ostatnio?


Carlo Lio, Manuel De Mare… Choć z drugiej strony trudno powiedzieć, żeby wszystko od nich było dobre. Dziś często imponują artyści jednym, dwoma nagraniami, trudno znaleźć kogoś, kto trzyma poziom przez długi czas…


A słabość do melodii z progresywnych czasów w tobie została?


Trudno teraz znaleźć takie melodie, które były kiedyś. Wciąż ich szukam, ale jest ciężko. W moich ostatnich setach więcej usłyszysz „pompujących” housowych beatów.


Na koniec powiedz o co chodzi z tą Brazylią?


– Haha, no miałem okazję zagrać na festiwalu Exit w Brazylii, dzięki aktywności Progdediora. Nie było idealnie, bo akurat trafiłem na deszczową pogodę, ale miejsce super, wspominam to fantastycznie.


Zagłosuj!




Ostatnia tegoroczna edycja Ligi już w środę w Cute – już niebawem dowiecie się kto wystąpi jako 3. zawodnik grupy A, na pewno jednak warm-up zapewni de:Synth, a od godziny 01.00 grać będą back to back Żyski i Mikita. Już teraz zapraszamy! 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →