News

Co Erick Morillo ma wspólnego ze Szwedzką Mafią (wywiad)

Eric Morillo to jeden z najbardziej znanych i najbardziej doświadczonych DJ-ów housowych na świecie. Londyński klub Matter postanowił przepytać go na okoliczność jego tamtejszej imprezy organizowanej wspólnie ze Szwedzką Mafią. Z wiadomych względów, pominęliśmy wychwalanie przez niego m.in. klimatu w klubie i systemu nagłośnieniowego… Ciekawe za to były wspomnienia z Miami oraz historia jego inspiracji Sebastianem Ingrosso, Axwellem i Stevem Angello.

Jak tegoroczne Miami? Słyszeliśmy, że było jednym z najlepszych w dziejach.

Miami było niesamowite – to świetna konferencja; naprawdę, naprawdę pracowita. Urosła do wielkiego, światowego wydarzenia. Zagrałem dwie imprezy: niewiarygodny Ultra Festival, który po raz pierwszy został w całości wyprzedany – przyszło ponad 55 tysięcy ludzi – oraz sobotnie Liv w Fountain Blue. O 23 musieli zamknąć drzwi – było pełno, a jeszcze dwa tysiące ludzi czekało na zewnątrz by wejść. Grałem do szóstej rano…

Poza tym miałem imprezę urodzinową u siebie w domu, na ogródku. Była ona niezłą mieszanką nie tylko ludzi z branży muzycznej, ale też znanych osobistości, modelek itp. WMC okazało się imprezą roku – upchnęła całe lato na Ibizie w jeden tydzień. Była masa wydarzeń, znajdowali się tam wszyscy najwięksi DJe i trwało to non stop dzień i noc – od imprez basenowych po domówki. Naprawdę stało się to wielkim wydarzeniem. Nie tylko w Stanach, ale na całym świecie – masz tam teraz ludzi po prostu zewsząd, wystarczającą ilość, by wypełnić kluby po brzegi.

Miałeś sporo okazji, by sprawdzić inne imprezy podczas tego tygodnia?

Tak naprawdę nie zwiedzałem innych imprez poza swoimi – ograniczyłem się do małych domówek organizowanych przez siebie lub znajomych. Wszystkie dobre wydarzenia są tak zatłoczone, że niewygodne jest dla mnie wyruszanie w mnóstwo różnych miejsc. Konferencja zaczęła się we wtorek. Wrzuciłem wtedy na luz – wiedziałem, że to będzie naprawdę szaleńczy weekend. W czwartek miałem swoją imprezę, w piątek odpoczywałem po niej, w sobotę miałem dwa ważne punkty programu, więc nie miałem czasu by zwiedzać i robić jakieś rzeczy.

Gdzie i w jaki sposób planujesz świętować swoje urodziny?

Zwykle robię to przez miesiąc – dzień to za mało! To moje 39. urodziny – zaczynam je obchodzić w środku marca, gdy to zwykle zaliczam miejsca jak np. Barcelona i Moskwa. Miami przypada w same urodziny, później, zwykle w pierwszym tygodniu kwietnia, gram w Nowym Jorku, a następnie w Londynie. Wierzę w takie miesięczne urodziny. (…)

Jak rozwijał się twój związek z Sebastianem Ingrosso i Szwedzką Mafią?

To fenomen – kolesie, którym w pewnym sensie mentorowałem i z którymi łączyła mnie wielka przyjaźń, nawet zanim stali się tak wielcy jak są teraz. Fajnie obserwować jak stają się sławni już od pierwszego razu, gdy ich widziałem. Poszedłem wtedy na imprezę MTV w Sztokholmie – jakieś dziesięć lat temu – a ci ludzie byli jeszcze naprawdę młodzi… Zrobili afterparty dla mnie w swoim studiu nagraniowym. Wiedziałem wtedy, że będą wielcy. Steve Angello podsyłał mi kawałki, z których kilka wypuściłem na Subliminal.

Widziałem ich jak wyrośli znikąd na jedne z największych gwiazd w przemyśle muzycznym, a teraz Steve – mimo, że robi własną noc na Ibizie – gra również na mojej imprezie otwierającej w Pachy. Łączy nas bardzo dobra przyjaźń – uznaje ich za moich braci. Widząc, kim się stali, jestem bardzo dumny, że mogę nazwać ich swoimi przyjaciółmi.

Czy mieli wpływ na twoje podejście do muzyki, w podobny sposób, w który wpłynąłeś na nich, gdy zaczynali?

Tak sądzę – nie tylko muzycznie. Zdominowali muzykę house przez ostatnie pięć lat, również swoją energią i sposobem, w który grają razem, gdy występują jak Swedish House Mafia. Uważam, że sam jestem w tej samej kategorii jak np. Carl Cox: po prostu dajemy z siebie co możemy – chodzi o energię i sposób tworzenia atmosfery imprezy. Oni również to robią, z tym, że lepiej niż ktokolwiek inny kogo znam. Niesamowite jest patrzeć na nich przy pracy. Myślę więc, że z pewnością wpłynęli na mnie muzycznie, a jako DJ, dali mi część muzyki, którą gram i uczynili mnie lepszym artystą.

Jak przedstawia się twój sezon na Ibizie? Masz jakieś specjalne plany na Subliminal Nights w Pachy?

Oczywiście – naszym motywem przewodnim jest w tym roku noc voodoo. Będę rezydującym szamanem, grając co środę, ale znajdą się też inni uzdrawiacze: Steve Angello, Dirty South, Harry „Choo Choo” Romero, Jose Nunez, Little Louie Vega wraca tego lata, Audio Bullys, Annie Mac i Roo z Amsterdamu, M.A.N.D.Y. będą rezydentami… Jestem naprawdę podekscytowany sezonem i motywem tego roku – nie mogę się doczekać zaczarowywania ludzi swoją magią!

Wygląda na to, że występy będą bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o brzmienia.

Tak, wiem, że sporo ludzi przyjdzie dla Erica Morillo i Subliminal Sessions, ale zamawiam też ludzi, których lubię słuchać – nie tylko housowców. Na przykład M.A.N.D.Y. są bardziej po techowej stronie, a Little Louie to raczej soulful garage. Siedzę we wszystkich rodzajach muzyki, więc chodzi o sprowadzenie ludzi, którzy pomogą dać mi coś innego, niż robię w tej chwili.

Co z labelem Subliminal? Kto w tym roku według ciebie uderzy z impetem?

Wydajemy album Richarda Greya, który zagra również na naszych imprezach latem. Dał nam świetny materiał, który zaczniemy promować wczesnym latem. Jose Nunez również będzie mieć świetny sezon – mamy trzy wydawnictwa od niego, zaczynając od remiksów „Bilingual”, które jest nagraniem wypuszczonym kilka lat temu, potem ma dwa inne świetne single, które są absolutnymi potworami. Mamy też trochę od Harry’ego Romero i wierzę, że Eddie Thoneick nie będzie narzekał: wydaje u nas dwa single i kawałek, który zrobiłem razem z nim, zawierający wokal Charlene Taylor. Nazywa się „Live Your Life” i sądzę, że będzie wielki.

W czerwcu wydaję kompilację „Subliminal Session: Voodoo Nights Summer 2010”. Mamy cyfrowe albumy od Eddiego Thoneicka i Jose Nuneza… Reaktywujemy Sondos – nasz mroczniejszy, cięższy label, który uruchomimy tego lata kawałkiem Huggy’ego. Antranig ma również nowy singiel i kompilację – myślę, że to właśnie on będzie w niedalekiej przyszłości naszą gwiazdą.

To brzmi jak kolejne nieprawdopodobnie pracowite lato – widzisz siebie kiedykolwiek zwalniającego, albo robiącego sobie przerwę?

Każdego roku mówię, że tak zrobię, ale to, co robię naprawdę daje mi radość i nadal dostaje za to wiele. Zamierzam chociaż spróbować zrobić sobie jeden weekend wolny od podróży co miesiąc albo dwa. Ale nie uważam tego, co robię dla labelu pracą. Dostajemy tyle dobrej muzyki, że nie wyobrażam sobie siebie zwalniającego za bardzo w przyszłym roku… Ale może za dwa lata zobaczymy jak będę się czuł. Nie mogę powiedzieć, że jestem zmęczony, albo, że to za dużo – lubię to, co robię i nadal daje mi to satysfakcję.

Czekamy na set tego pana podczas Electrocity V. Na pewno powieje ibizową bryzą!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →