News

Clubbing, klabing czy 'clubbing’?

Dj to z pewnością jeden z najważniejszych elementów w promocji muzyki, nowych brzmień i przekazywaniu słuchaczom nowych trendów. Stanowi on niezastąpione źródło wiedzy, umiejętności i zwyczajnie popularyzacji muzyki. Jednak spośród kilku kluczowych kwestii ważna jest tutaj „świeżość” prezentowanych produkcji. Jeśli ktoś gra te same tracki bez przerwy, to automatycznie jest kojarzony z chałturą i pójściem na łatwiznę.



Cały kunszt i finezja dobrego dj-a polega m. in. na tym, by „przemycał” on między parkietowymi pewniakami utwory wnoszące nową jakość w przestrzeń muzyki klubowej.
Można się tu odnieść do opinii dj-a Bogdana Fabiańskiego, który na łamach gazetki „DJ Raport” ustosunkował się, delikatnie mówiąc negatywnie do niezbyt pochlebnej opinii recenzenta DJ Magazine Jarka Janiszewskiego, który z kolei skrytykował składankę Clubnetic 2, na której znajdziecie wyłącznie radiowe hity. Otóż pan Fabiański stwierdził, że trzeba rozróżnić przynamniej dwa rodzaje „clubbingu”. Z pewnością tak, jest mnóstwo rozmaitych twarzy kultury klubowej, gatunków muzycznych i artystów niemniej pisanie o radiowych przebojach w afirmacyjnym tonie mija się z ideą działalności pisma, jakim jest DJ Magazine.


Po co mamy się skupiać na tym co było, jest i zawsze będzie. Nie lepiej przeanalizować i ocenić to co nowe, świeże, rozwojowe?
Z pewnością w Polsce dominują wciąż te „dyskotekowe”, naciągane wersje znanego nam z zachodu clubbingu w postaci rozmaitych, dziwnych hybryd. Jednak tym większe znaczenie ma w tym monencie działalność takich mediów jak DJ Magazine, który w tej chwili jest prawdopodobnie jedynym prasowym pomostem łączącym Polskę ze światową sceną klubową. Czasem można odnieść wrażenie, że postacie takie jak Pan Fabiański sprawiają, że w Polsce niewiele nowego się dzieje, że na naszej zachodniej granicy (pomimo jej zniesienia wraz ze wstąpieniem do Unii) powstaje mur, przez który coraz słabiej będą przenikać nowe trendy z zachodu.


Już teraz jesteśmy tam, gdzie Europa była pod koniec lat 90-tych, a może być jeszcze gorzej. Im więcej osób będzie myśleć o nowych zjawiskach w muzyce, im częściej i aktywniej będziemy śledzić co dzieje się na świecie tym lepsza sytuacja będzie u nas. Niestety, jak widać na naszych lokalnych „mentorów” nie mamy co liczyć. Często jest tak, że osoby z doświadczeniem zamiast kooperować z młodszym pokoleniem (tak jak np. Tomasz Stańko) i przekazywać im swoje rady wygodnie się czują w tym miejscu, w którym są i ani myślą się z niego ruszać.


Bezpieczeństwo, stabilność i wygodnictwo to często priorytety dla dzisiejszych „elit”. Tyle tylko, że opierając się o takie zasady nie zajdzie się zbyt daleko. Cokolwiek by się nie robiło, nie podziała się zbyt długo bez otwierania się na nowości, bez obserwacji i analizy tego co dzieje się na świecie. Wystarczy zajrzeć do encyklopedii – bez podejmowania ryzyka jeszcze nikt nigdy nic przełomowego i oryginalnego nie stworzył.


Paradoks polskiej sceny polega na tym, że ryzyka właściwie tutaj nie ma – jest wielu młodych ludzi zafascynowanych nowymi zjawiskami w muzyce, którzy chętnie przychodziliby na te „odważniejsze” eventy. Jednak starsze pokolenia, menadżerowie klubów, organizatorzy i promotorzy często blokują działania młodych, bo zwyczajnie się boją. A boją się tego, że coś im się w życiu pozmienia, że przyjdzie coś czego jeszcze bardziej nie rozumieją. Tyle tylko, że zmiany na polskiej scenie to kwestia czasu – możemy mieć lepsze warunki za kilka, lub za kilkanaście lat. Pozostaje nam jedno – trzeba działać!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →