News

Chuckie: 'Nie gram dla siebie’

Jedną z gwiazd tegorocznego Electric Zoo Festival w Nowym Jorku był Chuckie, który na tę okoliczność udzielił specjalnego wywiadu. Polskich klubowiczów na pewno interesuje, co ten pan ma do powiedzenia w kontekście jego przyjazdu do Polski, który zbliża się wielkimi krokami. Gwiazda Sensation Polska 2010 i wywiad, jakiego udzielił clubglow.com.




Wielki tłum szalał na twoim secie, było naprawdę gorąco…


To prawda, była masakra. Uwielbiam Nowy Jork, nareszcie zaistniała tu muzyka house i to na taką wielką skalę. Jestem bardzo szczęśliwy, że tak się tu pozmieniało.


Jak się okazuje, świetnie sprawdza się nie tylko zwykły house, ale również ten twój – „dirty, dirty”…


Tak, oczywiście przemyciłem sporo klimatów „dirty”…


Zauważyłem, że używasz mikrofonu.


Tak, to jest w mojej naturze. Moim celem jest zabawianie ludzi, ja nie gram dla siebie. Nie podoba mi się wizja didżeja schowanego za deckami, odciętego od publiki. Nie jestem didżejem, który zajmuje się tylko patrzeniem na swoje płyty i słuchaniem swoich płyt. Jestem po to, by ludzie spędzali miło czas. To z kolei oznacza, że w różnych miejscach różni się też selekcja granych przeze mnie kawałków.



Od zawsze masz skłonności do zabawiania innych ludzi?


Tak, uwielbiam tworzyć klimat wspólnoty między ludźmi. Gdy mam przed sobą wielki tłum czuję, że to wielkie wyzwanie wyzwolić tego ducha wspólnoty.


A jak ci się podobało niedawno w Waszyngtonie?


Było pięknie – jak mówiłem to świetnie, że w Ameryce zrobił się szał na muzykę house. Chętnie tam wrócę…


Do jakiegoś wielkiego klubu?


Niekoniecznie, nie mam nic przeciwko graniu w małych miejscówkach. Masz wtedy do czynienia z innymi ludźmi, ale to też jest fajne.


Jakie plany?


Teraz krążę po Ameryce, ale niebawem wracam do Holandii przygotowywać moją wielką imprezę dutch house, która odbędzie się w grudniu. Jest super, bo bilety wyprzedały się w półtorej minuty czy coś koło tego (śmiech). Ciężko więc pracujemy z całym zespołem, to będzie mocne uderzenie, Dirty Dutch Party na 20 tysięcy ludzi.


Można powiedzieć, że jesteś w centrum nowego nurtu muzyki house – ty, Afrojack, Laidback Luke robicie dużo zamieszania na świecie. Jak myślisz, co nas jeszcze czeka w tej kwestii?


Scena się rozwija, myślę, że przed nami piękna przyszłość. Myślę, że gatunek znajdzie sobie swoje miejsce i zostanie na zawsze. W Holandii scena Dirty Dutch jest bardzo zróżnicowane, myślę, że w USA i nie tylko jeszcze ludzie nie są tego świadomi. W Holandii w tej muzyce usłyszysz wiele rzeczy od electro do techno, minimalu, tech-house’u a nawet soulful house’u. Mam nadzieję, że niebawem reszta świata również to dostrzeże.



Słyszałem cię w Waszyngtonie i zauważyłem, że zacząłeś od swoich hitów „I’m in Miami Bitch”, „Let The Bass Kick”, ale z biegiem czasu grałeś coraz bardziej undergroundowo. – przedstawiłeś ludziom dużo nowej muzyki, której zapewne wcześniej nie słyszeli…


To część mojej misji. Czuję potrzebę pokazywania ludziom o co w tym chodzi, co sobą reprezentujemy. Myślę, że podczas seta ludzie zaczynają potrzebować niespodzianek, więc staram się ich zaskoczyć – to wciąż muzyka „dirty”, ale prezentowane na różne sposoby.


Gdzie są bardziej gorące dziewczyny? W Holandii czy USA?


– Oczywiście w Holandii, nie ma wątpliwości. Najlepszy powód, żeby się z tego kraju nie wyprowadzać.


 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →