News

12 lat temu w Poznaniu na Andrzejki mieliśmy Armin Only – relacja FTB.pl!

Tego wydarzenia wielu z nas nie zapomni na długo. Andrzejkowa noc w hali Arena stała pod znakiem brzmień serwowanych w czasie dziewięciogodzinnego seta przez numer jeden wśród dj-ów na świecie, którym drugi rok z rzędu oficjalnie jest nikt inny, jak Armin van Buuren.

Blety na pierwszą edycję Armin Only w naszym kraju sprzedały się w rekordowym tempie. Napisać, że rozeszły się jak świeże bułeczki, to tak jakby porównać prędkość nowego Porsche do szybkości poruszania się autobusów komunikacji miejskiej. Hala Arena już raz gościła Armina, było to podczas pamiętnego Trance Xplosion w lutym 2007. Po czterokrotnym zorganizowaniu Armin Only w Holandii, jednej imprezie w Belgii i Rumunii, teraz przyszedł czas na debiut w Polsce. Biorąc pod uwagę to, że Armin uwielbia grać długie sety (podkreśla, że właśnie wtedy może pokazać całe spektrum muzyki, jakie go interesuje) dla jego fanów szykowała się prawdziwa uczta. Dziewięć godzin imprezy ze swoim ulubionym dj-em… Czy można chcieć czegoś więcej? Chyba tylko dodatkowych godzin ze swoim idolem za konsoletą!  

Wizja

Drzwi na główną płytę Areny zgodnie ze scenariuszem otwarte zostały ok 20.45. Szkoda, że nie widzieliście z okolic sceny akcji wbiegania ludzi na parkiet. Wtedy można też już było usłyszeć muzykę. Panie i panowie, to prawda, za deckami od początku stał sam Armin. Biała zasłona podwieszona na kole znajdującym się nad dj-ką skrywała bohatera tego wieczoru aż do godziny 23.35. Raz na jakiś czas, pomiędzy wizualizacjami włączano światło stojące za Arminem, pokazując, że najpopularniejszy dj na świecie jest we właściwym miejscu. Nie trudno zgadnąć, że na widok postury holenderskiego dj-a rozlegała się wrzawa, a jego imię skandowane było na długo po tym, jak jego postać znikała z zasłony.

Konstrukcja sceny przypominała tą z holenderskiej edycji eventu, chociaż nikt z nas raczej nie będzie się silił na porównywanie poczciwej Areny do Jaarbeurs w Utrechcie;) Za plecami gwiazdy wieczoru zawieszony był duży ekran, dodatkowe dwa znajdywały się po obu stronach dj-ki. Do tego całość uzupełniały pochylone ekrany LED w kształcie rombów. Uroku dodawał w pełni wyposażony zestaw oświetleniowy, na czele z sześcioma laserami, których promienie przeszywały całą Arenę. Całość rozkręcała się w miarę rozwoju wydarzeń odpowiednio potęgując napięcie. Czasami na ekranach pojawiały się słowa utworów, lub nawet twarze wokalistek śpiewających tekst (tak było w przypadku nieobecnych w Poznaniu Jaren i Sharon Del Adel), znamy to z holenderskiej edycji imprezy, co nie zmienia faktu że w dalszym ciągu wygląda to ciekawie, a całość dekoracji stała się znakiem rozpoznawczym Armin Only. Łącznie z tą kurtyną, która w tak niesamowity sposób wzbudzała zniecierpliwienie wszystkich zgromadzonych w Arenie przez prawie trzy godziny;)

Muzyka

Podczas dziewięciogodzinnego seta można zagrać naprawdę dużo. Sztuką jest jednak stworzyć odpowiedni klimat. Jak na dj-a numer jeden przystało, Armin świetnie budował klimat swojego seta. Zaczął od rzeczy bardzo progresywnych, powoli i stopniowo przenosząc całość na bardziej trancowe terytoria. Przecież sztuką jest mieszanie różnych klimatów, aby całość nie była zagrana na przysłowiowe „jedno kopyto”. Armin ma dar opowiadania historii graną przez siebie muzyką. Historii, której chce się słuchać, która wciąga bez reszty, czasami zaskakuje zmianą klimatu, a momentami niewiarygodną spójnością. W pierwszej, bardziej progresywnej części wieczoru usłyszeliśmy takie utwory jak m.in.:„Aim High, Shoot Low” duetu Parker & Hanson, „Don’t Belong” Andy Duguida czy „I Remember” Deadmau5a i Kaskade. Grający zza kurtyny bohater wieczoru spokojnie rozkręcał publikę, z wyczuciem dobierając kolejno wrzucane numery i zaostrzając apetyty na więcej. Jak się później okazało, progresywny początek stanowił tylko ciszę przed burzą…

„Już po dwóch godzinach nie miałem sił, a przede mną była jeszcze cała noc!”

Raz na jakiś czas światło umieszczone za dj-ką zapalało się, pokazując sylwetkę Armina, który wtedy „sprawdzał hałas” i dziękował publice za reakcje. Napięcie rosło z każdą chwilą. Wiadomo było, że kurtyna opadnie dopiero przed północą, jednak z każdym pojawieniem się sylwetki głównego aktora tego widowiska, we wszystkich wstępowała jakaś nadzieja, że wydarzenia potoczą się szybciej. Armin powoli rozpędzał swojego seta za pomocą bardziej trancowych brzmień. Wtedy mogliśmy usłyszeć m.in.:  Signalrunners – „These Shoulders” i Mr. Sam feat Cloud 9 – „Cygnes” a te dwa numery były już znakiem do rozpoczęcia bardziej trancowego momentu seta. Wciąż jednak trwał warm-up…

Pierwszym live-actem sobotniego wieczoru był występ wciąż ukrytego za kurtyną Armina i pięknej Jennifer Rene. Amerykanka zaśpiewała jeden ze swoich premierowych numerów „Wasted”, a także znany z „Imagine”, mocno zabarwiony popem „Fine Without You”. Po tym małym live set trwał dalej, a Armin zaczął przyspieszać, w dalszym ciągu misternie budując klimat. Mnie osobiście urzekł nieznany bootleg BT – „Force Of Gravity”, który brzmiał trochę jak produkcja Cosmic Gate. Okazało się, że była to zapowiedź całej masy klasyków, jaką Armin uraczy nas przez resztę wieczoru. Raz na jakiś czas na scenie pojawiał się Eller van Buuren. Brzmienie jego gitary w utworze M6 – „Amazon Dawn” powodowało pojawienie się dreszczy.

„ (…) przed 21 otworzyły się wrota i sprawnie weszliśmy do środka słysząc przepiękną muzykę i te prześcieradło na widok którego zapierało dech w piersiach! I wcale mnie nie wkurzało, że sobie tam wisiało 3 godziny!! Właśnie na tym polegała cała ta magia! I piękny moment gdy nadeszło intro i potem…”

…Welcome to our world! Kurtyna spadła a naszym oczom objawiła się gwiazda wieczoru! Aplauz ludzi zgromadzonych w Arenie powodował pojawienie się gęsiej skórki! Właśnie na ten moment wszyscy czekaliśmy. Wielu z Was podkreśla, że właśnie wtedy zaczęła się impreza i trudno z takim stwierdzeniem się nie zgodzić. Od 23:35 Armin zaczął kolejny rozdział swojego seta od tytułowego numeru z ostatniego albumu – „Imagine”. Eller ozdabiał całość dźwiękami gitary (świetny pomysł z kamerą umieszczoną na „wiośle”!) a publika nie przestawała wiwatować na cześć mistrza ceremonii. Warm-up set poszedł w zapomnienie, nadszedł czas na energetyczne brzmienia. Jak czas pokażę, wszystko co najmocniejsze w repertuarze Armina, jeszcze przed nami, ale po kolei.

   „Na Armin Only wybrałem się z ciekawości…chciałem się dowiedzieć co on w sobie takiego ma że jest nr 1 Odpowiedz przyszła niedługo po 0.00 🙂 Zagrał praktycznie wszystko co chciałem usłyszeć, ale najbardziej podobało mi się jak ten pan nieustannie trzymał kontakt z publiką.”


Rzeczywiście, Armin nie dawał zapomnieć wszystkim, dla kogo tu przyjechał. Jego kontakt z publiką to coś, co wyróżnia go z czołówki dj-ów na świecie. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, ani na chwilę nie dał odczuć, że nie przyjechał tu dla nas. Podnoszenie w górę polskiej flagi, ukłony w stronę publiczności to gesty często powtarzane przez bohatera tego wieczoru. Wielu z Was nie zapomni także momentu, kiedy Armin klęknął przed publicznością. Aż takiego gestu ze strony dj-a numer jeden nie oczekiwaliśmy… Czy można było docenić zachowanie publiczności w bardziej trafiający do podświadomości sposób?

„Tego co Armin wykręcił tej nocy nie da się opisać. Każdy track płynący z głośników, był dla mnie spełnieniem marzeń.”

 

Impreza nabrała rozpędu, a Armin częstował publiczność tym, czym chciała być karmiona. Nowy hymn Trance Energy „LED There Be Light” oraz mash-up Mr. Pit vs Above & Beyond – „Shana vs Can’t Sleep” podtrzymywały atmosferę uniesienia. Chwilę oddechu dało wykonane na żywo, przez jakiś czas bardzo akustyczne „Going Wrong”. Chris Jones w porównaniu do imprezy w Utrechcie śpiewał zdecydowanie na żywo – skutek tego przedsięwzięcia zostawiam Wam do oceny;) Po jakimś czasie pojawiła się Susana, która zaśpiewała „If You Should Go”. Dużo emocji wzbudził mały live-act wykonany przez Benno. Mocnym punktem imprezy okazało się wykonanie „Barber’s Addagio For Strings” Wiliama Orbita. Kiedy do duetu dołączył Eller i panowie razem wykonali „Communication” to było coś niesamowitego! Sam nie spodziewałem się, że kawałek, który słyszało się już tyle razy, może jeszcze zaskoczyć w jakimś wykonaniu. Wtedy chyba nikt nie miał wątpliwości, że włączenie Ellera do składu koncertowego było świetnym posunięciem. Przez najbliższe kilkadziesiąt minut nasze uszy i zmysły obcowały głównie z produkcjami samego gospodarza wieczoru.

  „Boże dziękuję za Armina i jego muzykę- tyle mogę powiedzieć 🙂 pierwsza impreza na której bawiłam się od początku do końca nie irytując się tym co dj robi a wręcz upajając się muzyką.”


Plejada hitów spod rąk holenderskiego internacjonała rozpoczęta! „Zocalo”, „This World Is Watching Me” (Cosmic Gate remix), „Control Freak” w remiksie van Doorna, „Sail”, „Rush Hour” czy „Serenity” to utwory, bez których ciężko było by wyobrazić sobie Armin Only. Można jedynie żałować, że Elles De Graaf pojawiła się tylko na chwilę. Ważne, że chwila ta była magiczna, ponieważ Elles zaśpiewała legendarny numer „The Sound Of Goodbye”. Ileż to wspomnień związanych z tym utworem ma każdy z nas? Susana zjawiła się na scenie po raz kolejny, aby zaśpiewać „Shivers”, a podczas ponadczasowego „Burned With Desire” mogliśmy oglądać znany nam z Utrechtu „anielski” motyw… Całości przedstawienia brakowało tylko Sharon den Adel. Musieliśmy nacieszyć się jej widokiem jedynie na telebimie podczas gdy Armin zagrał własny mash-up „In & Out Of Love” z „Connection” Johena Millera. Skoro już przy mash-upach Armina jesteśmy, to nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o „Smack My Radio Crash”, które wynikło z połączenia klasyka Prodigy z ostatnim singlem Ferry’ego Corstena. Utwór ten wywołał prawdziwy szał na parkiecie, i w sumie trudno się temu dziwić. Podobna reakcja spotkała Peter Martijn Wijnia vs. DJ Shah – „Who Will Find Me vs. Not The End” (Armin van Buuren Mash-up), chyba nikt nie miałby nic przeciwko jakbyśmy uznali ten numer hymnem imprezy;) Na zakończenie tego przesączonego produkcjami Armina fragmentu imprezy, na scenie pojawiła się Audrey Gallagher, która zaśpiewała „Big Sky” O’Callaghana oraz znane z ostatniego albumu Armina „Hold On To Me”. Po tym wszystkim przyszedł czas na prawdziwą kulminację wieczoru!

  „Z godziny na godzinę coraz lepiej a to co się działo po 4 to naprawdę przeszło moje najśmielsze oczekiwania jeśli chodzi o Armina. Mocny, energiczny set!”


Nic dodać, nic ująć. Około godziny czwartej gospodarz wieczoru postanowił „dołożyć do pieca” i tutaj taryfy ulgowej już nie było, chociaż zdarzały się numery przy których można było nieco zregenerować swoje siły. Zestaw kawałków został dobrany w ten sposób, aby zmasakrować publikę do końca. Szał wywołał nieznany bootleg utworu Nirvany – „Smells Like Teen Spirit”, ponadto Armin, wyciągając z ludzi resztki sił zaserwował m.in.: Vengeance – „Temptation” (Denga & Manus remix), Substate – „Horizon” w remiksie Mac Zimmsa, Deadmau5 – „Clockwork” w techowej wersji Mr. Sama, W&W – „Arena” czy „Madness” Dave’a Schiemanna i Barta Claessena. Z polskich produkcji podczas tej magicznej nocy usłyszeliśmy jeszcze m.in. „Tayllę” Tiddeya, „Lover Summer” Paula Millera z Ilją Solovievem oraz „Sunshine” Alexa Morpha w remiksie Nitrousa Oxide’a. W końcówce seta można było usłyszeć kolejną produkcję N2O – „Red Moon Slide”. Ostatnia godzina występu Armina to już mieszanka klimatów. Z jednej strony w dalszym ciągu można było usłyszeć mocne, techowe bity, które przeplatał nieśmiertelnymi klasykami jak np. „Sky Falls Down” OceanLab we własnym remiksie lub „Breathing” Rank 1… Stara prawda mówi, że wszystko co piękne, szybko się kończy. Czekało nas jeszcze zaśpiewane przez Chrisa Jonesa „Yet Another Day” (nie wiem jak by się musiał starać, ale moim zdaniem nic nie przebije Raya Wilsona), wyjście na scenę całego składu koncertowego zwiastował zbliżający się szybko koniec imprezy. Hala Arena po raz kolejny dostarczyła nam wspomnień. Zakończenie, które na długo zapadnie w pamięci to włączenie przez bohatera wieczoru remiksu „Human” grupy The Killers. Mały bis w postaci mash-upu wykonanego przez duet Myon & Shane 54 – Gareth Emery vs Delerium – „This Is Silence” to już absolutne pożegnanie pierwszej edycji Armin Only w Polsce. Are we human? Are we dancer?

„Wyobraźcie sobie, że stoicie wśród tysięcy ludzi z uśmiechem dookoła twarzy, na wprost DJa, którego uwielbiacie, przy najpiękniejszej muzyce świata, a jakiś koleś w pomarańczowej koszulce klepie Cię w ramie i krzyczy: „dla takich chwil warto żyć!”. Dokładnie…”

Nie sposób opisać wszystkiego, co działo się w andrzejkową noc w Arenie. Ciężko jest też sobie wytłumaczyć, jak szybko ta magiczna noc zleciała. Armin dał z siebie wszystko to, czego mogliśmy się spodziewać plus jeszcze więcej, bo kto spodziewał się momentami tak bardzo mocnego grania? Armin wciągał, zmieniał klimat, a przy tym cały czas kontrolował wydarzenia. W jednej chwili dawał pływać, rozmarzyć się, a już za kilka minut wgniatał w parkiet mocnym brzmieniem. Do końca był z publicznością, dziękował za reakcje i za to również go uwielbiamy. Po takiej nocy pozostaje dziwne uczucie niedosytu – chciało by się, żeby ta impreza trwała wiecznie. Świetnie spisali się zaproszeni przez Armina goście: Benno de Goeij, Eller van Buuren, Elles De Graaf, Jennifer Rene, Susana, Audrey Gallagher, Chris Jones i MC Stretch. Każdy z nich miał swój wkład w sukces całego widowiska. Wokalistki czarowały pięknem i głosem, Eller ozdabiał numery gitarowymi riffami, Benno pojawił się na chwilę, ale pokazał klasę, MC Stretch nakręcał publikę w sposób zawodowy, szkoda że było go tak mało na scenie. Jest kilka powodów do zapamiętania tej imprezy na dłużej (no, co najmniej do kolejnej edycji AO w Polsce;)). Jednym z nich jest jedyny w swoim rodzaju Książe Transu – Armin van Buuren. 

 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →