News

Zjawiska 2010: Producenci przestają produkować, DJ-e przestają miksować

Może to tylko moje bzdurne przypuszczenie, ale pomyślałem sobie ostatnio, że jest całkiem prawdopodobne, że jakiś mały ale jednak odsetek klubowiczów odpuszcza sobie wyjście do klubu, bo „dziś już nie ma prawdziwych didżejów, tylko laptopowcy”.

Rozumiemy dobrze, że dzięki traktorom didżeje mogą łatwiej się bawić w nakładanie czterech kawałków naraz, łatwiej loopować i tak dalej. Ale czy próby bitowania – często nawet u doświadczonych didżejów mniej lub bardziej nieudane – nie były jakimś dodatkowym emocjonującym elementem całej układanki? Czy nie był to jeden z powodów naszej ciekawości? „Zagra bezbłędnie czy jednak mu się coś pochrzani (jak „normalnemu człowiekowi”)”? Wiadomo – muzyka jest najważniejsza. Ale czy jej wartość nie była dotąd sprzężona z próbą sprawdzenia gościa na żywo?

To prawie jak z zespołami rockowymi – studio studiem, ale weryfikacja umiejętności odbywa się na żywo. Co prawda trudno a wręcz niemożliwym jest zweryfikować czy ktoś potrafi produkować (o tym za chwilę), ale oldschoolowy test „czy umie dobrać repertuar i schludnie zbitować” to wcale nie tak wiele. Tak było od zawsze, od zarania klubowej kultury, może jednak zanik tego elementu ma jakiś negatywny wpływ na zainteresowanie tym światem społeczeństwa?

Dodam od razu – znam argumenty zwolenników laptopowania, i nawet się z nimi zgadzam, z tym jednym, opisanym powyżej wyjątkiem. Niestety jednak – kto raz spróbuje zagrać imprezę z Traktora (jak mi się zdarzyło ostatnio) zdaje sobie sprawę z faktu, że „tak potrafi nawet małpa” (no, prawie). Kiedyś producenci produkowali, didżeje bitowali, tymczasem chyba będziemy musieli się od tego odzwyczaić. Jak pisałem przed chwilą – rockowy zespół weryfikuje się na scenie. Producenta elektroniki nie da się zweryfikować – chyba że sam zamieści film na yotube, w którym udowodni, że potrafi. Produkowanie dla innych nie jest może nowością, ale w ostatnim czasie coraz częściej stykami się z sytuacjami ocierającymi się niemalże o absurd.

Mianowicie przestają produkować ci, którzy potrafią (!). Z jakich powodów? Prawdopodobnie są ich co najmniej trzy: po pierwsze nie mają czasu, po drugie im się nie chce, po trzecie nie potrafią wyprodukować tak, jak wymaga tego dzisiejszy rynek.

Jeden ze znanych polskich producentów przez wiele lat wymyślał i produkował (no chyba, że już wtedy tak nie było) udane klubowe numery, po czym podpisał bardziej popowy kontrakt i … przestał. Jego przeboje kupowane są na zachodzie, ich obróbką i produkcją zajmuje się ktoś inny, on daje tylko twarz i „teksty” (bynajmniej nie w kawałkach, tylko w mediach). Wiemy też o co najmniej kilku takich przypadkach na Zachodzie. W tej sytuacji przychodzi mi do głowy jedno: „Niech zmieniają muzę i target, niech robią się bardziej popowi, jeśli chcą – ale niech to zrobią sami”.

Niestety – chcieliśmy kapitalizmu, to mamy (żeby nie było – nie jestem antykapitalistą : )). Dla największych w kraju i zagranicą pracują sztaby ludzi – czy oni pozwoliliby biednemu artyście, który tylko firmuje całe przedsięwzięcie, wydać słaby kawałek czy zagrać słabego seta? Lepiej do studia zaprosić eksperta, a na scenę wypuścić z Traktorem, albo najlepiej z …gotowcem.

P.S. Nie ma co się jednak załamywać – pozostaje nam szukać głębiej czyli wyłapywać i doceniać takich, którzy naprawdę produkują i naprawdę miksują :).




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →