Zapraszamy do Berlina (wywiad-rzeka z Benem Klockiem)
Nazwa Berghain, czy też Panorama Bar, przewija się od czasu do czasu w świecie każdego klubowicza, czytającego o światowym clubbingu. Obok powinny pojawić się również nazwiska rezydentów, którymi jednak nie będziemy Was zasypywać – zainteresowani wygooglują je sami. Przedstawić Wam chcielibyśmy jednego z nich, Bena Klock, który udzielił ostatnio gigantycznego wywiadu www.littlewhiteearbuds.com. Przetłumaczyliśmy dla Was równie gigantyczny wycinek z niego.
Jak pierwszy raz wkręciłeś się w techno?
Sądzę, że moje pierwsze doświadczenie związane z elektroniczną muzyką utrzymaną w rytmie „four to the floor” miało miejsce w późnych latach osiemdziesiątych wraz z pierwszymi acid housowymi imprezami, które weszły do Berlina; powaliły mnie. To był pierwszy raz, gdy zobaczyłem stroboskopy i usłyszałem głośną, naprawdę głośną muzykę. To był etap, po którym wróciłem z powrotem do innych typów muzyki. Grałem na pianinie, gitarze i miałem inne zainteresowania. Jakoś później po prostu wróciłem do techno.
W połowie lat dziewięćdziesiątych, czy coś koło tego?
Tak, wczesnych dziewięćdziesiątych do ich połowy. Mówiłem już dzisiaj wcześniej o tym kawałku Josha Winka, który pamiętam: „I am ready.” Niski głos. „I am ready.” Pamiętam jak słyszałem to będąc na parkiecie i myśląc, „wow, tego naprawdę chcę.”
Powiedz mi coś o twoim wykształceniu muzycznym.
Brałem lekcje pianina od młodości przez ładnych kilka lat. W pewnym momencie swojego życia, chciałem iść na uniwersytet, studiować pianino jazzowe, ale zdałem sobie sprawę, że nie dla mnie jest ćwiczenie osiem albo dziewięć godzin dziennie, przechodzenie przez gamy… Bardziej zainteresowany byłem komponowaniem, używaniem wszelkiego rodzaju dźwięków. Więc całkowicie porzuciłem granie na pianinie i nauczyłem się gitary, ale to również sobie później odpuściłem. Bardziej interesowało mnie eksplorowanie nowych dźwięków i wszystko, co działo się w latach dziewięćdziesiątych było dla mnie nowe.
Twój pierwszy kawałek wydany został w twym własnym Clockworks, które wydaje się być prekursorem obecnego Klockworks. Co sprawiło, że odkąd tylko poznałeś techno, chciałeś je robić, a potem popchnęło cię do założenia własnego labela i wypuszczania czegoś samodzielnie?
To należało do labelu Jazzanova. Wtedy byłem rezydentem w Delicious Donut. Grali wszystko, od acid jazzu po drum’n’bass, house i inne, podobne rzeczy. Zawsze w pewnym sensie poszukiwałem tego, czego naprawdę chcę, więc była to moja pierwsza próba stworzenia jakiejś muzyki. Tak w zasadzie nie odnosi się to do tego, co robię teraz, tak sądzę. Chociaż może.
Wygląda jednak, jakby to było tylko jedno wydawnictwo…
Próbowałem po prostu czegoś i zdałem sobie sprawę, że Jazzanova w tym czasie szła w zupełnie innym kierunki, niż ja chciałem iść. Nie było sensu dalej pracować razem.
Czy było to po tym, jak skontaktowałeś się z Bpitch Control?
Może kilka lat po tym. Znałem tych wszystkich ludzi, jak Sascha Funke i Ellen Allien, byli przyjaciółmi. Wszyscy byliśmy tymi Berlińczykami.
Ten label był pewnego rodzaju twoim domem przez chwilę…
Nie nazwałbym go domem. Moim pierwszym prawdziwym domem, gdzie poczułem, że mam „label-dom”, albo nawet „dom-swoje-miejsce” w tej scenie, był moment, gdy zaangażowałem się w Berghain i Ostgut Ton. Naprawdę poczułem, że chce tam być i to tam czuję się jak w domu. Nie czułem się tak jak tam nigdzie wcześniej, w innych klubach czy labelach.
Gdy odnalazłeś to w Ostgut i Berghain, czy uważasz, że twoja muzyka się zmieniła?
Sądzę, że trochę tak. Były inne wpływy i w pewnym sensie miałem przeczucie bycia „wreszcie tu”. To było to, czego szukałem i wtedy pasowało do siebie. Gdy pierwszy raz grałem w Berghain i poczułem klimat – z pewnością wpływa on na ciebie, cała ta architektura i wszystko.
Jak zadecydowałeś, które wydawnictwa idą na Klockworks, a które do Ostgut?
To tak naprawdę całkiem proste. Czuję, że pewne utwory są bardziej kawałkami klockworkowymi, a inne to rzeczy bardziej berghainowe. Moja ostatnia EP-ka, „Compression Session”; jej strona A jest typowym wydawnictwem Ostgut. Nie miałaby sensu na Klockworks bo Klockworks ma bardziej „szkicowy” feeling; Klockworki są bardziej utworowe, w pewien sposób. Więc rzeczy bardziej muzyczne albo epickie robię dla Ostgut.
Jaki jest powód wydawania swoich kawałków bez promocji?
Sądzę, że to przychodzi naturalnie; po prostu robienie muzyki i wydawanie jej. Nietroszczenie się o stronę promocyjną. Większość z nas, artystów, nie chce zajmować się tymi sprawami. Gdy jest to mały label jak Klockworks, jednoosobowe przedstawienie, nie chcę robić promocji. Chodzi mi o to, że nie obchodzi mnie, czy sprzedam kilkaset więcej kopii z promocją; nie bardzo już po prostu w nią wierzę. Przytłaczany jestem wieloma promocyjnymi e-mailami i materiałem promocyjnym. Tak naprawdę nie wiem już jak sobie z tym radzić. Może chodzi też o wizję, że nie chcę być kolejnym z wielu setek wyrzuconych maili.
Cóż, estetyka ostemplowanych white labeli bez promocji w jakiś sposób wraca.
Tak, nawet pięć lat temu mieliśmy takie labele, ale ten sposób staje się coraz bardziej popularny, to prawda. Może jednak dojść do momentu, w którym nawet to będzie śmieszne. Każdy taki label ma mówić „wow, to musi być coś świetnego, bo nie robią promocji. Po prostu je oznaczają, więc musi toto być dobre.” Takie jest czasem podejście. Jeśli będzie to zmierzało w tym kierunku, że wszyscy chcą to robić, będzie to ta sama bzdura.
Kiedy stałeś się rezydentem Berghain?
Berghain ma teraz sześć lat i było jeszcze przed jego powstaniem, jakieś siedem czy osiem lat temu, z całym tym electroclashem dookoła – jeśli chcecie znać moje zdanie, było to sprzedajne. Nie miałem wtedy żadnej rezydentury i nie bawiłem się dobrze. W Berlinie jedynym miejscem, gdzie naprawdę chciałem grać, był Ostgut albo nowy Berghain. Dostałem raz szansę zagrania tam. To był jeden z najlepszych setów, jakie kiedykolwiek zagrałem. Potem poprosili mnie bym został rezydentem. To jedna z tych chwil w życiu, gdy czuje się, że jest się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Po prostu złączyło się to i stworzyło sens. Ellen w zasadzie była osobą, która przestawiła mnie ekipie i powiedziała „dlaczego po prostu nie będziesz tu grał?”
Czy sądzisz, że aspekt legendarności Berghain szkodzi klubowi, czy też uważasz, że jest częścią tego, czego Berghain szuka?
Myślę, że po prostu robią to, co chcą. Nawet kiedy zaczynałem grać w nowym lokalu, w Berghain, gdy się otwierało, wielu ludzi mówiło, że nowe Berghain nie jest tym, czym było stare Ostgut. Naprawdę lubiłem Ostgut, ale myślałem, że nowy klub był jeszcze lepszy; i wtedy uważałem, że naprawdę robią coś specjalnego i że prędzej czy później to się naprawdę rozniesie. Miałem przeczucie, że wszystko od wewnątrz do zewnątrz działało. Właściciele, to,że wiedzieli jak traktować ludzi, którzy tam pracują, klimat. Wszystko było dokładnie takie, jak zawsze wyobrażałem sobie działanie klubu. Ma się odczucie, że jest się częścią czegoś kulturowego i nie organizuje się tylko imprez; imprez, na których po zagraniu szuka się promotora, by zapłacił. Naprawdę poczułem, że ludzie stojący za Berghain zainteresowani są czymś więcej niż robieniem pieniędzy i imprez; zainteresowani nie tylko techno, ale też innymi, kulturalnymi aspektami. Myślałem, że prędzej czy później ludzie zdadzą sobie sprawę, że to coś wyjątkowego. Pewnie, jest tam swego rodzaju „hype”, a „hype” może po chwili stać się negatywny, ale uważam, że załoga Berghain zdaje sobie z tego sprawę i próbuje po prostu dalej robić, co robimy. Według mnie udaje nam się to; nie przywiązywanie zbytniej uwagi do historii i szumu wokół klubu. Chcemy po prostu robić to, co robimy najlepiej i to nadal nasz cel. Nie obchodzą mnie opowieści.
Dużo wspominasz o kulturze.
To zarówno szaleńcze imprezowanie jak i aspekt kulturalny. Według mnie to dobrze, że istnieje miejsce, do którego można po prostu wejść i zostawić za sobą codzienne życie, bo jest otwarte „do zawsze” i stanowi samo w sobie wszechświat. Nie ma już wiele takich miejsc; ten klimat istniał w latach dziewięćdziesiątych i pod tym względem Berghain odtwarza to. Od strony muzycznej, sądzę, że dążymy do ponadczasowości; nie chcemy podążać za trendami, które istnieją tylko przez rok albo dwa. Większość z nas, artystów, czerpie inspiracje ze starych rzeczy. Basic Channel to naprawdę ponadczasowa muzyka. Można ich po dwudziestu czy trzydziestu latach. Jednak jakaś część wydawanych teraz rzeczy, jest na teraz i tylko na teraz. Nie będziesz słuchał ich za rok. Ta idea ponadczasowości jest częścią Ostgut, Berghain i Hard Wax.
W Nowym Jorku były imprezy Berghain/Panorama Bar. Było kilka w Japonii i były rozmowy o czymś na Ibizie…
Była jedna impreza. Nie było mnie na niej.
Czy sądzisz, że te noce odpowiednio odtwarzają ducha Berghain i Panorama Bar, czy myślisz, że o to w nich w ogóle chodzi?
Dochodzi to do mnie od niektórych ludzi mówiących „możesz wnieść klimat Berghain. Nie mamy tego tutaj; nie można usłyszeć tu tego typu muzyki!” Słyszę od nich „to prawie jak Berghain,” czy coś w tym stylu. Nigdy nie próbuję wprowadzić nigdzie klimatu Berghain, po prostu gram to, co gram.
Czy ma dla ciebie sens eksportowania klubu, i czy da się to zrobić?
Z pewnością to nie to samo. Berghain jest unikatowe; nie ma innego takiego miejsca na świecie. Nie znaczy to, że jest jakiś lepszy, jest po prostu jedyny w swoim rodzaju. Nadal możesz grać muzykę, którą grasz w Berghain wszędzie i sprawdza się, fajnie. Może ona uchwycić nieco klimatu.
Jako DJ w Berghain zwykle grasz sety-maratony, ale coraz więcej ludzi z Ostgut zapraszanych jest na wielkie festiwale, gdzie nie ma się tyle czasu na zagranie. W jaki sposób próbujesz zaprezentować swój sposób grania, gdy masz tylko godzinę albo półtorej?
Tak, to wyzwanie; sam się czasem o to pytam. Dwie godziny są OK; to tak jakby międzynarodowy standard w klubie. Ale jeśli chodzi o festiwale, gdzie masz tylko godzinę albo półtorej, to naprawdę coś innego i nie można uchwycić klimatu. Gdy Ricardo gra te długie, niekończące się rzeczy, nie możesz zrobić tego w godzinę; to po prostu niemożliwe. To całkowicie inny rodzaj grania. Ostatni raz w Berghain grałem sam przez jedenaście godzin, co jest naprawdę epickie. Masz rację, większość ludzi zna mnie albo kojarzy mnie z długich, późnych setów, które naprawdę lubię. Ale gdy gram gdzieś indziej, mam czasem dwugodzinne miejsce w timetable i ludzie przychodzą tylko na te dwie godziny i bawią się jak szaleni. Czasem lubię taki skompresowany, krótki, całkowicie ekstremalny set; jak „boom!” i koniec. Nadal nie czuję się komfortowo w tych naprawdę krótkich setach, są dla mnie wyzywające.
Czy powiedziałbyś, że nie możesz odpowiednio zaprezentować się jako DJ w tak krótkim czasie?
Wiem, że swoje najlepsze chwile przeżywam podczas długich setów. Po dwóch albo czterech godzinach, nagle mam dwie naprawdę głębokie dwie, gdy tak naprawdę już nie myślę. Jestem całkowicie wkręcony i wtedy radzę sobie najlepiej. Nie ma szansy, że stanie się to podczas godzinnego seta. Mimo to fajnie może być zagrać krótkiego, mocnego seta i spróbować dać z siebie sto procent.
Co podoba ci się w procesie tworzenia albumu? Czy to coś, co chciałbyś zrobić ponownie?
To coś, co zawsze chciałem zrobić. Nawet gdy byłem dzieckiem, marzyłem o stworzeniu albumu. Wtedy, sądziłem, że będę miał zespół, ale myślałem o tym, że w pewnym momencie życia stworzę album, więc było to jak spełniony sen. Oczywistym było, że chciałem stworzyć album, który działałby jako album, nie tylko kawałki klubowe. Gdy ukończyłem go, była to jakby ulga, coś jak „już jest skończony i jestem gotów znów zrobić singla.” Ale jestem pewien, że będzie kolejny album, może zacznę to w tym roku. Sądzę, że trochę czasu zajmuje bycie ponownie zainspirowanym do czegoś takiego jak album. Czasu wymaga zbudowanie nowego pomysłu, koncepcji, bo nie byłoby sensu zbierać po prostu kawałków, wydać kolejny album i nazwać go „Two”. Myślę, że gdy nadejdzie odpowiednia chwila, poczuję to; gdy jest nowa idea, chce ona wyjść na zewnątrz. Zawsze podobało mnie się robienie czegoś innego niż to, co robiłem wcześniej, robienie kawałków bez stopy, czy czegoś takiego. Naprawdę lubię ten proces. Może następny album będzie nawet jeszcze dalej oddalony od muzyki klubowej.
Czy odczuwasz większą satysfakcję z albumu niż z EP-ki winylowej?
W pewnym sensie tak było. Cóż, zależy. Każdy pracuje inaczej. Shed chyba powiedział, że pracował nad swoim ostatnim albumem przez miesiąc, czy coś takiego; więc to naprawdę różnie. Dla mnie tworzenie albumu było jak taka wielka góra, na którą nie wiedziałem jak się wspiąć. Potem zaczynała się kształtować i rozwijać, i czuło się, jakby wiadomo było, które kawałki ułożyć razem, co ma sens. Myślisz o liście utworów i tym, jak je połączyć. W każdym małym procesie jest tak wiele decyzji: jak chcesz zaaranżować utwór, wybieranie grafiki. Byłem z tego naprawdę zadowolony; sądzę, że nadal będzie mnie się podobał za dziesięć lat. Tworzenie EP-ek to nic aż tak takiego; jest znacznie szybciej. Jak w moim ostatnim wydawnictwie Klockworks, kawałek na stronie A ma jakieś dwa albo trzy lata.
Mówiłeś, że ignorujecie hype stojący za Berghain, próbujecie spuszczać wzrok i skupiać się na tym, co robicie, ale wyobrażam sobie, że to trudne do uniknięcia.
Tak, czasem dziwne, gdy ludzie przed DJ-ką krzyczą „Berghain!”, a ja reaguję w stylu „um, taaa, OK, cokolwiek.” Jestem Ben Klock. Robię swoje i czasem przesadza się z całym tym Berghain.
Czy powiedziałbyś, że Berghain to miejsce dla techno purystów?
Powiedziałbym, że to miejsce, gdzie można doświadczyć techno w bardzo czysty sposób. Gdy ludzie niezwiązani w ogóle z tą muzykę, którzy myślą, że techno to jakaś komercyjna bzdura, jakieś boom-boom-boom i nie mają pojęcia o co chodzi w kulturze techno, idą na parkiet w Berghain, wchodzą na środek parkietu i zostają tam przez godzinę albo więcej. To miejsce, gdzie można naprawdę zrozumieć, o co w nim chodzi i w pewnym sensie powiedziałbym, że jest to czyste doświadczenie; sposób, by naprawdę poczuć, o co chodzi w techno. Nawet mój ojciec ostatnio poszedł do Berghain po raz pierwszy, w wieku siedemdziesięciu pięciu lat. Został tam przez dziesięć godzin, nie chciał nawet wychodzić, a po tym powiedział: „teraz rozumiem, czym się zajmujesz.” Bo naprawdę tego doświadczył; tamtejszego brzmienia i klimatu, architektury i pomysłu grania muzyki w sposób, w który ją gramy. Nie powiedziałbym, że to tylko muzyka dla wielbicieli, czy techno-dziwaków, ale to doświadczanie techno w najczystszej formie, bez popisywania się, aspektu „popatrz na mnie” znanego z innych klubów. Wiem, że niektórzy ludzie idą tam po prostu dlatego, że można w środku być sobą i robić to, co się chce. Znam aktorki, które chcą tam być, bo nikt nie patrzy na nie i nie mówi: „jesteś taka czy owaka.” Można być tam sobą. A to dobra rzecz.
Wygląda to prawie tak, jakby pewien rodzaj sławy Berghain był tym, przeciwko czemu klub się opowiada, co jak mówiłeś, jest koncepcją pójścia tam i nie bycia zauważonym, ale gdy coś naprawdę staje się sławne…
Tak, to chyba konflikt. Ale nadal mają swoje zasady i wierzenia, jak na przykład nadal nie wolno tam robić zdjęć, co jest dobre. Wszędzie chodzi o bycie „zjutubowanym” i sfotografowanym, więc to całkowicie inne. To zasadniczo idea bycia tam dla muzyki i bycia sobą, robienia tego, co się chce, bez bycia złapanym na kamerze i tego typu rzeczach.
Czy Berlin jest techno-stolicą Niemiec?
Jeśli jesteś z Frakfurtu, powiedziałbyś, że tym miastem zawsze był Frankfurt. Ale ja jestem z Berlina, więc powiem Berlin. Zawsze było to połączenie między Detroit i Berlinem, zwłaszcza w Tresorze. Może dlatego Berlin stał się Mekką techno. Tak wielu artystów przeprowadza się do berlina. Rozmawiałem o tym dziś w Fuction i stwierdził, że zaczerpnął więcej inspiracji z Berlina przez rok, niż z ostatnich dziesięciu lat w Nowym Jorku. Sądzę, że o się znów zmieni jakoś niedługo; będzie inne miasto. Słyszałem, że wielu ludzi mówi, że Berlin jest jak dawny Nowy Jork i nie są pewni jak długo tak pozostanie. Skomercjalizuje się na każdym kroku. Są miejsca, gdzie zbudowali te biznesowe budynki, gdzie były kiedyś alternatywne bary i takie rzeczy, więc już się zmienia. Nadal jest to świetne miasto, by mieszkać stosunkowo tanio i tworzyć sztukę. Czasem, gdy słyszę o tych wszystkich ludziach przeprowadzających się do Berlina, zwłaszcza w scenie muzyki elektronicznej, myślę, „dlaczego ci ludzie po prostu nie zostaną tam gdzie są?” Bo nie chcę, by Berlin stał się jedynym techno-miastem. Nie wiem, ludzie latali kiedyś na Ibizę, teraz chodzą na imprezy do Berlina. Nadal są świetne imprezy wszędzie na świecie, więc nie myślę, że chodzi o to, że Berlin będzie jedynym techno-miastem, ale z pewnością będzie tym głównym.
Czy uważasz, że to rzecz typowo niemiecka?
Nie powiedziałbym tak naprawdę, że kultura niemiecka ma coś z tym wspólnego, ale fakt, że obalono mur, stworzył tą wyjątkową sytuację w mieście. Na wschodzie mieliśmy wszystkie te puste miejsca, budynki, które nie należały do nikogo i można było po prostu wszędzie organizować imprezy, a potem po prostu za tydzień zrobić to gdzieś indziej. To był dobry klimat dla tej muzyki. Duch w tamtych czasach idealnie pasował do idei techno.
Jakaś ostatnia myśl, którą chciałbyś dodać?
Jest jedna. Nie chcę brzmieć jak snob. Gdy mówię, że nie przywiązujemy uwagi całej tej sławie, może wydawać się, jakby nas to nie obchodziło. Ale nas to naprawdę obchodzi i naprawdę doceniamy wszystko to, co się dzieję. Kilka lat temu, cały czas myślałem, że będzie to wielkie, że coraz więcej i więcej ludzi doceni to, co dzieje się wokół Ostgut i Berghain. Naprawdę w to wierzyłem i myślę, że gdy w coś naprawdę wierzysz, to urośnie. Masz ilość wiary i energii, którą w to wkładasz i w pewnym momencie to po prostu musi sięr ozwinąć, to naturalne. Ale z drugiej strony, nigdy nie spodziewałbym się, że muzyce, którą robimy, odda się tak wiele uwagi. Zawsze zaskoczony jestem, gdy widzę młode dzieciaki tańczące przede mną, mające dziewiętnaście lat, a ja gram najcięższe, nawalające techno ze środka lat dziewięćdziesiątych i mówią, „yeah!!!” Zastanawiam się „jakim cudem doceniacie ten rodzaj muzyki? Powinniście słuchać jakiegoś innego gówna.”
Cóż, tak długo, jak muzyka jest ponadczasowa…
Ale nadal czasem jestem zaskoczony, bo uważam, że trzeba trochę się edukować, by wkręcić się w tę muzykę. Nie mieli szansy dorastać z nią przez lata, więc niekiedy naprawdę zdziwiony jestem, że dzieciaki chwytają ten rodzaj intensywnej muzyki. Może nie powinienem być zaskoczony, ale miło to widzieć. Jest tak wiele innych opcji, tak wiele łatwiejszych opcji, bardziej komercyjnych, miłych, chwytliwych rzeczy, w które można popaść. Myślę, że mamy jakieś takie dorosłe podejście do tego. Fajnie jest widzieć, że ludziom się to podoba.
Wywiad przeprowadzony dla littlewhiteearbuds.com