News

Walka Google z piratami i… wolnością słowa w Internecie?

Chociaż wszyscy na co dzień korzystamy z
wyszukiwarek – o zgrozo, w pierwszej chwili chciałem założyć,
że wszyscy korzystamy z Google – trudno nam wyobrazić sobie ogrom
przepływających przez nie zapytań, który sprawia czasem wrażenie
porównywalnego do ogromu wszechświata. Ale szefostwo wspomnianego
już Google nadal wydaje się nad tym wszystkim panować. Chyba nawet aż za bardzo.

Jeśli wydawało się Wam, że piractwo w sieci
wymknęło się spod czyjejkolwiek kontroli, jesteście tak samo w
błędzie jak macie rację. O ile sama kwestia całkowitej legalności
pobierania plików z muzyką (i nie tylko), a ścigania za jej
udostępnianie budzi kontrowersje i zakrawa – moim zdaniem – o
żart, to ostatnia bomba zarządu największej wyszukiwarki świata
stawia na głowie całą koncepcję wolnego Internetu i wyszukiwania
czegokolwiek w ogóle.

Otóż na początku grudnia opublikowano
oświadczenie, głoszące iż Google zamierza jeszcze aktywniej
walczyć z piractwem. Odbywać się to ma między innymi przez
obiecane szybsze reagowanie na prośby właścicieli praw autorskich
do danego materiału, cenzurowanie wpisów automatycznego serwisu
reklamowego AdSense, jeśli dotyczą one treści pirackich. Tutaj
jestem całkowicie za, natomiast wobec dalszej części planów
zachować trzeba ogromny dystans.

W wolnym tłumaczeniu: wysuwanie na pierwszych plan
stron z zatwierdzonymi materiałami. Z pozoru może brzmieć
całkowicie sensownie i otrzymać wielkie oklaski od opinii
publicznej. Dlaczego moich oklasków nie dostanie? Nie tak dawno
pisałem o wojowaniu promocją przez jednego z wyższych rangą
przedstawicieli Beatportu, który w swojej branży jest
„odpowiednikiem Google”. Jeśli którekolwiek z Was natknęło
się kiedyś na temat pozycjonowania stron w sieci, wie
prawdopodobnie, jak bardzo proces ten jest owiany tajemnicą i
zautomatyzowany. Nasuwa się pytanie: czy podobnie będzie w tym
przypadku? Czy nie będzie to kolejne narzędzie do walki nie tylko
prawami autorskimi do empetrójek i filmów, ale też informacjami,
które można przecież ze spokojem nazwać „atomówką XXI wieku”?

Drugą z kontrowersyjnych poprawek jest ingerowanie w
mechanizm automatycznego uzupełniania zapytań. W sugestiach
wyszukiwań miałyby nie pojawiać się słowa związane z
wyszukiwaniem nielegalnych plików. Zadajmy sobie pytanie: jakie mogą
to być słowa? „Zippyshare”, „Filestube”, „torrent”?
„Music”, „movies”, „mp3”? „Trance”? A może „DJ set”? Strach pomyśleć,
zwłaszcza, że – co tu dużo kryć – jeśli chodzi o filmy,
muzykę i np. gry komputerowe, ogromna większość ruchu w sieci w
tych tematach dotyczy właśnie piractwa. Co zostanie ocenzurowane i
czy nie utrudni nam to codziennego wyszukiwania całkowicie legalnych
informacji?

Niezależnie od tego, czy moje to paranoje, czy zarządu Google, ograniczanie
działalności piratów jest ważne z punktu widzenia ludzi tworzących cokolwiek przeznaczonego do użytku w postaci cyfrowej. Miejmy tylko nadzieję, iż walka z wiatrakami nie będzie ważniejsza od wolności słowa i cichaczem nie powstaje przypadkiem szybki i sprawny system
cenzurowania Internetu. Ale to okaże się dopiero za kilkanaście
miesięcy…




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →