W muzyce szukamy zabawy… czy podbudowania ego?
’Domena Polaka, czyli ambicje często na wyrost, wieczne narzekanie
na wszechobecny brak „dobrych” imprez i komercyjny świat, który
nas otacza. Wkoło to samo, tylko w innej postaci. Wszystko, co ma
naprawdę prosty, nieskomplikowany bit jest po prostu złe. Czy tak
naprawdę człowiekowi do szczęścia potrzeba mega skomplikowanych i
połamanych kawałków? Czy tak naprawdę są one na tyle fajne, że
nasze „lubię to” jest tak naprawdę prawdziwe, w odniesieniu do
takiej twórczości? Czy ma to na celu podniesienie swojej wartości
względem otaczającego społeczeństwa? „Słucham fajnej muzyki.”
„Fajnej”, bo jest tak bardzo inna niż muzyka wszechobecna w
mediach…
Po co? Dlaczego i dla kogo takie podejście? Twierdzę, że wiele
osób tak naprawdę wstydzi się przyznać do słuchania w domowym
zaciszu prostych, nawet radiowych wałków tylko dlatego, że spadnie
ich ranga na forum, w oczach znajomych będą inaczej postrzegani, a
tym samym ich prestiż znawcy i krytyka spadnie.
Przejdę już do sedna mojej rozpiski. Do napisania powyższego,
jak i poniższego, tekstu, skłoniła mnie twórczość jednego z
Rosjan. Pan nazywa się Mihali Morozov, a szerzej znany jest jako
Syntheticsax. Człowiek nie wystylizowany na światową gwiazdę.
Facet w koszuli, jeansach i pasku zapiętym dosyć mocno (tak
występuje na większości imprez ) – żaden marketingowy produkt
branży muzycznej. Po prostu zwykły, utalentowany muzyk. Znacie go
chociażby z produkcji Dinka Feat Syntheticsax – „Elements” (Syntheticsax & Edx’s Sunshine Remix). Słuchając jego
autorskich numerów, tudzież live actów, w których to bardzo
często i gęsto występuje z wokalistką Laurą Grig, po prostu
oniemiałem. Piękna saksofonowa aranżacja na pełnym spontanie na
żywo, do tego z bardzo ciekawym wokalem Laury. Niby zwykły
saksofonista, a jednak utwory w które angażuje swoje płuca
nabierają rozpędu i dają dosłownie inny odbiór danego kawałka.
Do czego zmierzam? Chodzi mi o utwory, w których się udziela.
Jest to cała masa znanych kawałków, wręcz sztosów, które
królują i królowały na parkietach oraz komercyjnych rozgłośniach
radiowych. Nie są to numery skomplikowane, wręcz dosyć proste i
klarowne nawet dla mojej mamy. Stawiam tutaj pytanie: czy te proste,
oparte o tak mistrzowską aranżację, wsparte saksofonem utwory, nie
ruszą nawet największego ponuraka? Czy tylko utwory nieznane i
naprawdę wyszukane są w stanie wzbudzić uśmiech na twarzach
klubowiczów? Czyż nie tupiecie nóżką słuchając bardziej
„komercyjnych” numerów? Przecież to znane kawałki z supportem
na światowym poziomie. Dlaczego Polacy wstydzą się przyznać do
słuchania tego typu utworów i dlaczego na siłę staramy się
doszukiwać się we wszystkim – tej negatywnej – prostoty i
komercji, skoro tak naprawdę muzyka klubowa powinna bawić, cieszyć,
wprawiać ludzi w dobry nastrój i – najważniejsze – porywać ich
do tańca!
Wiele utworów mogłoby spokojnie hulać w „niekomercyjnych”
rozgłośniach radiowych. Do czasu… kiedy stałby się utworem
stricte popowym w świadomości wielu odbiorców i posypałaby się
fala krytyki. Tak jest z każdym kawałkiem, który dociera do
większej liczby odbiorców za pośrednictwem mediów. Na koniec
zacytuję kolegę po fachu, mającego bardzo zdrowe podejście do
numerów komercyjnych. „Chciałbym zaznaczyć, że osobiście nie
mam nic do dobrego popu. Nie mam też nic do świetnych kawałków
muzyki, które przebijają się do szerszej świadomości i stają
się wielkimi hitami.”
P.S. Jeżeli Wam również coś chodzi po głowie i zastanawiacie się nad spisaniem tego, podrzućcie nam tekst, chętnie go zaprezentujemy :). [email protected], Igor&ftb.pl.