Tydzień z Detroit na FTB: Wywiad z Derrickiem May’em
Dzisiejszego poranka zrodził się pomysł zorganizowania tygodnia związanego z jednym z najwcześniej powstałych gatunków tanecznej muzyki elektronicznej – detroit techno. Po opublikowanym wczoraj wywiadzie z Kevinem Saundersonem, dziś prezentujemy Wam wywiad z Derrickiem Mayem, kolejnym członkiem słynnego tria z Belleville, którego udzielił niedawno portalowi Scene360.
Twój styl muzyczny opisany został jako „George Clinton spotyka Kraftwerk”, prawda to?
Tak naprawdę to był mój opis gatunku muzyki w tamtym czasie, dla dziennikarza Stuarta Cosgrove. Powiedziałem mu, by wyobraził sobie jedną klawiaturę we windzie i stojących tam Kraftwerk i George’a Clintona, tkwiących razem w zepsutej windzie. To muzyka Detroit – kompletna pomyłka. Nie chodziło tylko o moją muzykę, opis dotyczył całej muzyki z Detroit.
Zawsze wracałeś do Detroit, ale gdzie jeszcze mieszkałeś i jakie są twoje ulubione miejsca do grania?
Mieszkałem w londynie, Tokio i Paryżu – w każdym przez rok – i w Genewie przez cztery lata. Wczoraj byłem na Ibizie. Nie lubię już tego miejsca. Gdy teraz tam lecę, po prostu przylatuję i wylatuję. Do późnych lat osiemdziesiątych nie było na Ibizie pieniędzy. Potem grupa potworów przejęła to miejsce. Space to jedyny klub, w którym teraz gram; nie będę grać nigdzie indziej. Promotorzy Sarah i Mark są świetni. Podobnie moja impreza tutaj, w Montpellier nie ma nic wspólnego z pieniędzmi; jeśli chodziłoby o nie, nie byłoby mnie tu. Nie ma znaczenia rozmiar lokalu. Chodzi o uczciwość i szczerość ludzi, którzy mnie zapraszają. Grywałem w miejscówkach w Cannes, gdzie było dwadzieścia tysięcy ludzi, ale tak plastikowych, jak ta torba na stole. Rozmiar więc nie ma z tym nic wspólnego. Fajnie jest pograć w mniejszych klubach, ale nie oznacza to koniecznie, że złapie się kontakt z ludźmi. Tokio ma niewiarygodną scenę klubową. Jest poza kontrolą. Jest perfekcyjna. Entuzjazm mieszkańców jest szalony. Imprezują i bawią się ostro do dwudziestego piątego roku życia, gdy to jeszcze rodzina się nimi zajmuje. Potem to oni zajmują się rodziną. Działamy tam już od dwudziestu lat; sądzę że to właśnie dlatego tak lubię to miasto.
Gdy rozmawiałam zeszłej nocy z Andrew Wetherallem, powiedział, że lubi być zabierany ze swojej strefy komfortu, poprzez granie w wielkich lokalach. Odczuwasz to w ten sam sposób? Zakładam że znacie się?
O dziwo, nigdy się nie spotkaliśmy, chociaż niemalże przechodziliśmy obok siebie wiele razy i z pewnością powinniśmy byli to zrobić! Jeśli o mnie chodzi, chcę tylko zaatakować. Publiczność jest moim przeciwnikiem. Moim zadaniem jest zniszczyć ich. To sposób, w który podchodzę do wsyzstkich imprez. Chcę was zranić. Chcę byście przede mną klęczeli. To moje podejście. Nie obchodzi mnie, czy jest pięćdziesiątka ludzi czy pięćdziesiąt tysięcy; stłukę was. To walka między wami a mną i zamierzam ją wygrać.
Nie zrobiłeś nic nowego od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Masz plany zrobić coś jeszcze?
Nie jestem zainteresowany tworzeniem nowej muzyki. Moja wytwórnia płytowa ma się naprawdę dobrze. Zarządzam nią i gram na wyjazdach. Pomagam cały czas młodym ludziom – i nie tylko młodym – robić muzykę. Sądzę że ważne jest, by utrzymać ten gatunek muzyki kompetentnym. Ważne, by upewnić się, że pojawi się ktoś, kto będzie mógł dodać coś do jej podpory. W tej chwili niewiele mamy dobrych ludzi tworzących tę muzykę. Jest garstka ludzi na świecie, którzy rzeczywiście wiedzą co robią. Ważniejsze jest wspierać takich kolesi. Myślę że dobrze, iż nie staliśmy się gwiazdami popu. Robiliśmy kiedyś remiksy dla wszystkich, jak ABC czy Paula Abdul. To jest dobre i złe. Stajesz się znany jako ktoś, kto to robi. Dlatego przestałem tworzyć muzykę. Zmęczyło mnie to. Zmęczyłem się całym pomysłem lansowania się. Pomagam więc innym ludziom. To robię. To kocham.
Wydajesz się być bardzo zainteresowanym fotografią, a te zdjęcia na twoim iPadzie wyglądają całkiem poważnie. Czy były gdzieś wystawiane i czy nie są częścią jakiegoś przyszłego projektu?
Trzymam aparat w każdym zdjęciu, na którym mnie widzicie – nikt inny ich nie robi. Fotografuję wszystko sam, ale nie chce być uznawany jako najlepszy fotograf świata. Nadal się uczę. Robię to od piętnastu lat, ale zawsze jest ktoś, kto może cię czegoś nauczyć. Wystawiałem je w Japonii kilka razy. Pracuję teraz nad książką. Mam tysiące fotografii, zebranych przez te lata. Cztery lata temu zacząłem przechodzić na technologię cyfrową. Tak naprawdę nie chciałem tego robić, jako że nadal lubię strzelać filmy; kocham filmy. Będzie ją wydawała nowozelandzka firma PQ Blackwell, która zajmuje się (tzw.) Coffee Table Books [albumami przeznaczonymi do przeglądania w poczekalniach]. Sami zainteresowali się moimi zdjęciami i przyjeżdżają do Detroit, by przejrzeć ich tysiące i zdecydować, których z nich użyć w książce. (pokazuje mi zdjęcie szykownej Japonki ze swojej kolekcji) Wygląda jak mój prawnik, a dziewięć lat wcześniej była hipiską, zanim jeszcze się spotykaliśmy. To przykład tego, co miałem na myśli mówiąc o zachowaniach Japończyków. Ustatkowała się, więc przychodzi teraz na obiady wyglądając jak prawniczka.
Oznajmiłeś że twoją misją jest ocalić świat od „złej muzyki”. Czym jest zła muzyka?
Masz cholerną rację! Zdefiniowałbym „złą muzykę” jako każdą muzykę bez duszy. To zła wiadomość, gdy DJ-e próbują pójść poważną „gatunkową” drogą. Lub gdy DJ-e wskakują do wagonu innego DJ-a i staje się to chwilową modą, która się psuje. Jak minimal. Sama muzyka nie jest taka zła, ale pośmiewiskiem są wszyscy ci kolesie, którzy zrobili karierę na graniu tej muzyki – to nie do wiary. Za każdym razem, gdy to się dzieje, kluby są zamykane, a DJ-e nie mają już pracy, bo wszyscy ci „minimalowi” kolesie mieszkają w Berlinie i pracują za bardzo małe pieniądze. Masz tę całą scenę, która jest gotowa i dostępna dla wszystkich klubów, które chcą zarobić. Ale gdy moda umiera, wszyscy tracą, bo nie ma materiału. Wszyscy wyprowadzili się do Berlina i robili minimal, myśląc, że mogą zarobić pieniądze, a to się nie stało.
Więc czy „wyprodukowane” boysbandy i girlsbandy, jak na przykład Spice Girls, pasują do twojego opisu złej muzyki?
Te zespoły służą głupim. Przeznaczone są dla małych dzieci. Moja córka, która ma sześć lat, lubi Justina Biebera. Tego typu grupy służą jakiemuś celowi. Tak długo jak są z nich pieniądze, ta muzyka będzie tworzona.
Dlaczego nadal jesteś w Detroit? Wobec tych wszystkich miejsc, które odwiedziłeś i w których mieszkałeś, nie kusiło cię, by wyjechać na stałe?
Czuję się przywiązany do miasta. Widziałaś ten dokument BBC „Requiem for Detroit”? Nagram ci jego kopię. Detroit było ważnym miastem w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy było znane jako „drugie miasto”, najgorętsze miasto świata. Miało całą modę, muzykę, bary – było miejscem, w którym chciało się być. Teraz trudno w nim żyć, trzeba dojechać dwadzieścia minut, by dotrzeć do jakichkolwiek kawiarni, restauracji albo sklepów. W zeszłym roku zamknęli siedemdziesiąt jeden szkół. W 1966 roku były trzy miliony mieszkańców, a teraz jest osiemset tysięcy. Ale mam misję, by tam zostać. Naprawdę.