Transmission 2016 – relacja ZDW dla FTB.pl!
Witajcie! Na początku chciałbym się wytłumaczyć, dlaczego ten tekst trafia do Was tak późno. Przyznam, że w dużej mierze jest to wina oczekiwania na publikację wszystkich setów przez United Music. Cóż, do tej pory otrzymaliśmy odsłuchy lub filmy do 6 z 9 występów tamtej nocy i… Bądźmy szczerzy – dalsze czekanie nie ma sensu, ponieważ kalendarz imprez klubowych pod koniec 2016 roku jest wyjątkowo napięty.
Gdy pod koniec października następuje zmiana czasu i cofamy nasze zegarki z godziny trzeciej na drugą, mało kto przeżywa ten moment. Większość ludzi po prostu śpi. Nam, klubowiczom bawiącym się podczas tegorocznego Transmission Festival w Pradze, nie tylko było dane poczuć tę chwilę i moc dodatkowej godziny, ale również czuć wielką radość, że – choć właśnie zakończył się wyjątkowy występ Ferry’ego Corstena pod aliasem Gouryella – emocje wcale nie przygasną. Wręcz przeciwnie!
Zacznijmy od początku. Stacja kolejowa Praha-Libeň. Po około czterech godzinach jazdy pociągiem z Czeskiego Cieszyna znaleźliśmy się u celu naszej podróży. Praktycznie kilka (no dobrze, kilkaset) kroków od dworca szybko dotarliśmy na teren O2 Areny, gdzie z minuty na minutę pojawiało się coraz więcej samochodów, taksówek i autobusów, co równało się z przybywaniem coraz większej ilości miłośników Trance z całego świata (a prznajmniej z wielu jego krańców). Hmm… w takich momentach (tak jak rok temu) bardzo dziękuję załodze FTB.pl, że mogłem pojawić się tam z akredytacją i wejść osobnym wejściem. Dzięki czemu mogłem przeżyć również takie emocje:
Być w środku O2 Areny. Czuć tę ciszę przed burzą. Zobaczyć przygotowanie United Music i czeskiej ekipy na przyjęcie kilkunastu tysięcy klubowiczów.
Wybiła godzina 20. Tomas Malina, czeski producent i DJ znany pod pseudonimem Thomas Coastline, wypuszcza pierwsze dźwięki (a konkretnie intro oraz „Take Off” Ilana Bluestone’a), pierwsi fani zostają wpuszczani do środka, po czym pojawiają się na płycie oraz trybunach.
Przyznam, że set Czecha utrzymał mnie w przekonaniu, że organizatorzy Transmission podjęli w 2013 roku wspaniałą decyzję, zapraszając go do zagrania otwierającego seta. Tym razem zagrał jeszcze lepiej, niż podczas poprzedniej edycji – była to niesamowita gratka dla fanów progresywnych brzmień (takich jak ja). Nie zabrakło produkcji Jerome’a Isma-Ae, Yotto, Solid Stone’a (w tym remiksu „In & Out Of Love” z „Club Embrace” pod aliasem Diversion), Erica Prydza, Gaia Barone. Jedną z ostatnich pozycji Coastline’a było przypomnienie genialnego „Superman” od Mata Zo. Anjunabeats oraz Anjunadeep są bardzo mocno zakorzenione w sercu, co potwierdził finał – „You’Ve Got To Go” od Above & Beyond i Zoe Johnston w remiksie Ilana Bluestone’a.
W trakcie warm-up’u, przy gablotach z pucharami hokejowej drużyny Sparta Praga, odbyło się spotkanie bardzo licznej polskiej ekipy. Tak, moi Drodzy, nasza społeczność na Transmission nabiera na sile, przez co… coraz trudniej odnaleźć się na grupowych zdjęciach. Ale nasi rodacy jeszcze długo zatrzymywali się na wspólne rozmowy i fotografie w mniejszych grupkach, powoli oczekując na pierwszą zagraniczną gwiazdę wieczoru.
A był nią Tapio Hakanen, fiński producent występujący na scenie muzycznej jako Orkidea. Artysta bardzo często występujący w eventach Solarstone’a pod nazwą „Pure Trance” miał spełnić oczekiwania tych, którzy preferują dawniejsze podejście do muzyki Trance. Swoje zadanie spełnił co najmniej w stu procentach, grając kilka utworów z zeszłorocznego albumu „Harmonia” (m.in. „P:Machinery”, „Redemption” czy fantastyczny cover kompozycji Jeana-Michela Jarre’a – „Revolution Industrielle”) oraz dobrze znane, autorskie remiksy „Generate” Erica Prydza, „Killa” Way Out West. Na sam koniec pojawił się kawałek, który rozpoczął bum na filozofię 'Pure Trance’: „Unity” w remiksie Solarstone’a.
Nie zabrakło też premier. Wśród nich rozpoznaliśmy m.in. „Slowmotion IV” (w secie od ok. 23. minuty), czwartą współpracę między Tapio a wspomnianym Solarstone’m, która prawdopodobnie znajdzie się na kolejnym krążku Brytyjczyka.
Kolejnym punktem Transmission był występ MaRLo; Holendra mieszkającego w Australii, którego set z zeszłego roku (który zamykał poprzednią edycję) został bardzo ciepło przyjęty przez słuchaczy. Tak jak w wielu swoich setach, w tym roku również zdecydował się on na uderzenie w sentymentalność klubowiczów do klasyków, prezentując je w nowocześniejszych szatach.
I tak oto występ rozpoczął hymn Trance Energy 2009 – „L.E.D. There Be Light” od Rank 1 w bootlegu Slice N Dice. Nie zabrakło również interpretacji takich hitów jak „Simulated” Marco V (od Radiona 6), „Black Is The Colour” Cary Dillon i 2 Devine (w mashupie naszego rodaka, Sandro Vanniela z numerem MaRLo – „Visions”) czy tajemniczego remiksu „It’s A Fine Day” Opus III. Holender nie byłby sobą, gdyby w jego secie nie pojawiły się jego starsze i nowsze produkcje (m.in. „Haunted” z Jano, „Atlantis”, „Magical” z polskim instrumentalistą Piotrem Nowotnikiem, itd.).
Punktem kulminacyjnym było pojawienie się wokalistki Chloe Condylis, która wykonała na żywo utwór „You & Me”. Mówi się, że takie występy pokazują prawdę, czy dana piosenkarka potrafi coś więcej, niż dobrze wyglądać i prezentować się w kompozycjach dopracowanych w studio. Być może Australijka nie może pochwalić się tak charakterystycznym głosem, jak jej koleżanki po fachu (np. Audrey Gallagher, Jennifer Rene czy Tiff Lacey), jednak trzeba przyznać, że oprócz wdzięku, jej wnętrze wypełnia prawdziwy talent. Warte przeżycia.
Co do oceny całego seta – MaRLo sprawnie żonglował bigroomowymi i techowymi brzmieniami, do czego zdążył już przyzwyczaić swoich fanów. Przyznam, że kilka momentów pozytywnie mnie zaskoczyło, m.in. pojawienie się najnowszych wydawnictw od Outburst Records: Mario Piu – „Thunderstruck” (Voolgarizm Mix) oraz Scot Project – „W5 (Waiting For)”. Dobrze nakręcił klubowiczów w Pradze do kolejnych występów.
Mówisz „Transmission” – myślisz: Markus Schulz. Ta myśl łączy uczestników tego eventu nieprzerwanie od 2008 roku (choć założyciel Coldharbour Recordings występował również na dwóch edycjach Transmission w 2006 roku). Czego mogłem się spodziewać? Mocnego początku, braku delikatniejszych, progresywnych brzmień, które pojawiają się w jego audycji „Global DJ Broadcast”…
Tegoroczny hymn Transmission, którym Schulz rozpoczął swoje show, nie był zły, ale zdecydowanie zawiódł nasze oczekiwania. Bądźmy szczerzy, ilu z nas będzie o nim pamiętał do następnej edycji. Przyznam, że… ja już zapomniałem, jak brzmi i naprawdę daleko mu do zeszłorocznego „The Creation” z Nifrą, o legendarnym „The New World” nawet nie wspominając. Poza kilkoma chwilami (np. pojawieniem się „Aurory” Giuseppe Ottavianiego czy motywu z „Lap Of The Gods” Davida Forbesa), jako słuchacz nieco się zawiodłem.
Markus Schulz już nie jest – tak jak kiedyś – wisienką na torcie imprezy w Pradze. Nie było źle, ale jednak jakiś niedosyt pozostał. Nie uratowało tego pojawienie się „Destiny” (tak jak rok temu), a tym bardziej nie nowa wersja „The New World” (nie, to nie był remiks od Fisherman & Hawkins; autor interpretacji nadal póki co nieznany). O wiele większe emocje przeżyłem odkrywając w informatorze, że przyszły rok minie nam pod znakiem projektu Dakota. Wyjątkowe występy, nowe produkcje, być może nawet kolejny (po „Thoughts Become Things” i „Thoughts Become Things II”) album.
Holenderska firma Vision Impossible była odpowiedzialna nie tylko za wizualizacje, ale także za tegoroczny Transmix. Przyjemne dla oka (dzięki laserom, konfetti, a nawet płomieniom ognia) i – teoretycznie – ucha (poprzez muzykę), jednak nie można nie zauważyć ogólnego rozczarowania tym punktem imprezy. Być może dlatego, że dotychczas Transmix był poświęcany głównie klasykom (w tegorocznym pojawiły się tylko lub aż: „The Theme” Jurgena Vriesa oraz „Temptation” w wersji duetu Denga & Manus). Szanuję ekipę Vision Impossible za ich wkład, jednak uważam, że poprzednie Transmixy, nad którymi pracowali uznani muzyczni twórcy (np. Rank 1 czy Airwave), wypadały o niebo lepiej.
Wielu z nas (jeśli byliście tej nocy w O2 Arenie) pojawiło się tam dla niego. Ferry Corsten pojawił się w Pradze pod aliasem Gouryella, który został przywrócony do życia w zeszłym roku. Wielki sukces „Anahery” przełożył się na specjalną trasę koncertową, kolejną produkcję („Neba”), a także na nadchodzący album kolekcjonerski „From The Heavens”. Jego tracklista bardzo mocno pokrywa się z tym, co mogliśmy usłyszeć w stolicy Czech.
Przyznam Wam, że ten występ (nawet jeśli był bardzo przewidywalny), poruszył mnie, jak chyba jeszcze żaden inny. Fantastyczne przedstawienie, perfekcyjnie łączące wizualizacje, światła i muzykę. Nieco filozoficznie i bardzo emocjonalnie. Jeżeli obawialiście się, czy usłyszycie „Gouryellę”, „Ligayę” czy „Tenshi”, Ferry rozwiał Wasze wątpliwości. Nie zabrakło oczywiście wspomnianych produkcji z nowej ery Gouryelli – „Anahery” i „Neby”, a także premiery – produkcji Corstena pod jego własnym imieniem i nazwiskiem – „Drum’s A Weapon”, a także znanych już z albumu „>Hello>World” utworów „Voema” i „Follow You”. Mimo łączenia klasyki z nowoczesnością, w żadnym momencie nie poczułem zaburzenia atmosfery seta Holendra. To było wyjątjkowe widowisko, które zapamiętam na bardzo długi czas.
Kolejny artysta: John O’Callaghan. Irlandczyk, założyciel wytwórni Subculture, należącej wcześniej do Armada Music, a obecnie do Black Hole Recordings. Wielbiciele upliftingowych i techowych rytmów przez ok. 90 minut mieli otrzymać to, co kochają najbardziej. Bardzo solidny występ (no ale czego można było spodziewać się po tak doświadczonym twórcy), który możemy w dużej mierze określić jako podsumowanie roku. Oprócz aktualnie panujących na parkietach remiksu Skylexa do „Amber” Hydry (The Thrillseekersa) czy „Beg Your Pardon” Bryana Kearneya, O’Callaghan postawił m.in. na „Luna Therapy” Factora B oraz swój singiel z Clare Stagg – „Lies Cost Nothing” w remiksie Willa Atkinsona.
Nie zabrakło też kilku ustępstw od tej reguły: Irlandczyk przypomniał nam swój zeszłoroczny kawałek z Deirdre McLaughlin – „Stay With Me”, a także remiks do utworu Armina van Buurena i Any Criado „I’ll Listen”, którym zakończył występ w Pradze. Warto też wspomnieć o kilku nowościach, spośród których w ostatnich dniach zidentyfikowany został nadchodzący singiel Willa Atkinsona dla Subculture – „Chasing After You” ze wspomnianą Deirdre McLaughlin.
Muzyczne ścieżki Driftmoona (Juraja Klički) i ReOrdera (Tibora Tomecko) przecinały się już kilka lat temu (a tu jeden remiksował dugiego, a tu drugi odwdzięczał się pierwszemu), aż w 2014 roku powstał ich pierwszy wspólny kawałek „Together We Are Not Afraid” (który również usłyszelismy podczas wspominanej nocy). Pierwszy i jak dotąd… nie, nie, to zdanie zakończę inaczej, ponieważ drugi collab tych panów miał swoją premierę w ich secie na Transmission (nie wiemy jeszcze, które to ID; macie jakieś typy?).
Cały występ najbardziej znanych producentów naszych południowych sąsiadów (obaj urodzili się na Słowacji, ale mieszkają w Czechach) składał się niemal wyłącznie (prawdopodobnie licząc również nieznane utwory) z ich własnych produkcji i remiksów (odejmując tylko jeden mashup). Raz coś od Juraja, raz coś od Tibora. Było widać, że obu artystów wypełniała prawdziwa radość i energia, którą dzielili się z widownią. To drugi set, obok Markusa Schulza, z którego – moim zdaniem – naprawdę można było wycisnąć więcej. Choć (koniec końców) dobrze spełnił swoją rolę godnego przedsmaku finału.
No i na sam koniec Vini Vici, a właściwie tylko połowa izraelskiego duetu – Matan Kadosh (jego towarzysz – Aviram Sahraj – występował tego dnia w Szwecji). Prawdziwa eksplozja laserów, świateł i muzyki. Nie dziwię się, że został on przyjęty najbardziej entuzjastycznie przez większość klubowiczów, choć osobiście nie podzielam obecnej fascynacji psy-trance’owymi produkcjami, rozsławionymi głównie przez ten tandem.
W mojej ocenie było bardzo energicznie, lecz za bardzo 'monotematycznie’ (choć zdaję sobie sprawę, że są artyści, style i podgatunki, o których można byłoby powiedzieć dokładnie to samo). Nawet jeśli nie był to mój świat, wykorzystałem resztki sił i wybawiłem się na tym secie. Zdecydowałem się również na wyjście na trybuny i obserwację sceny z góry. Widok tysięcy ludzi na parkiecie oraz w strefie VIP naprawdę zapierał dech w piersiach. Czułem się szczęśliwy, że mogłem być częścią tego międzynarodowego tłumu.
Kilka luźnych obserwacji: nie miałem wątpliwej przyjemności, aby spotkać się z jakimikolwiek kłopotami podczas Transmission 2016 w Pradze. Obsługa – czy to w punktach gastronomicznych, czy w szatniach, czy w informacji – zachowywała się bez zarzutu, bez problemu można było się z nimi dogadać w języku angielskim. Przyznam szczerze, że podczas finału od Vini Vici, w ogóle nie odczuwałem, aby w O2 Arenie znajdowało się więcej osób, niż w poprzednim roku… dopóki nie wyszedłem z parkietu. Zaskakująco wiele ludzi nie wytrzymało tempa tej imprezy (co zrozumiałe).
Wracając do wizualizacji – intra przed występami wszystkich artystów wypadły znakomicie (zwłaszcza ukazanie się 'Kostki Czasu’ przed setem MaRLo). Juraj Klička oraz Geert Huinink po raz kolejny zadbali o fantastyczną oprawę muzyczną. Wokalistka Kim Kiona wypadła zjawiskowo w roli Wyroczni; nie spodziewałem się, że Holenderka ma taki potencjał aktorski. Przyznam, że jestem delikatnie zawiedziony wizualizacjami podczas setów (poza Gouryellą); o wiele bardziej podobały mi się zeszłoroczne motywy (zwłaszcza temat świata fauny i flory w trakcie występu Bryana Kearneya).
Na koniec, chciałbym serdecznie podziękować ekipie FTB.pl za ponowną możliwość pojawienia się w Pradze; Sylwkowi Grochalowi za genialne towarzystwo podczas całej podróży i imprezy; wszystkim klubowiczom z Polski (i nie tylko) za wspólne zdjęcia, rozmowy oraz śpiewy, a także każdej osobie zaangażowanej w organizację tego wyjątkowego święta muzyki Trance.
Dziękuję i być może „nashle” (czyli po polsku: „do widzenia”) w przyszłym roku, w tym samym miejscu 😉
Piotr 'Z Dobrej Woli’ Dobrowolski