News

Tom Swoon o produkcji, podróżach i poznawaniu wielkich gwiazd

Tydzień z Tomem Swoonem czyli solidny wywiad z młodym, polskim producentem w dwóch częściach. W poprzedniej między innymi ciągnęliśmy za język w kwestii współpracy z potężnym amerykańskim labelem Ultra Records, a tym razem… sprawdźcie sami:

Ciągnę za język, bo jednak jesteś „pierwszym od nas w tym świecie”, jesteśmy ciekawi. Powiedz jakie to uczucie grac z Aokim czy Aviciim w ciekawych zakątkach świata? Cos Cię szczególnie zdziwiło, zszokowało czy po prostu zainteresowało?

– Uczucie dobija do świadomości stopniowo… Wiadomo, ranga wydarzenia wywołuje podekscytowanie odpowiednio wcześniej, ale dopiero post factum, kiedy wracam do rodziny i domowego zacisza pod Szczecinem, uświadamiam sobie, jak bardzo nierealne byłoby to wszystko jeszcze parę lat temu, a dziś jest na tak zwanym 'porządku dziennym’ – chwilowe spustoszenie w głowie i zawsze potrzebuję wtedy wolnego dnia, żeby się najzwyczajniej w świecie 'przestawić’ na Polskę.

Co do tych 'wielkich’ nazwisk – oprócz Steve’a i Tima miałem już okazję zamienić słowo czy uścisnąć dłoń z wieloma innymi (np. Tiesto, Hardwell, W&W, Porter Robinson… lista jest długa) i miłym zaskoczeniem było, gdy większość z nich okazywała się bardzo pozytywnymi, otwartymi osobami, bez syndromu gwiazdy pop, zasłaniającej się rękoma od fleszy aparatów. Myślę, że to kwestia PR-u, sposobu przedstawienia w mediach… Czasem, a nawet często, wizerunek sceniczny ogromnie kontrastuje się z życiem prywatnym. Chociaż i to działa też w drugą stronę – czasem 'gwiazdy’, które sprawiają na filmach wrażenie przenajmilszych ludzi pod słońcem, są w rzeczywistości niezłymi dupkami. Nazwiska celowo pomijam.

To wszystko jeden wielki piękny sen, czy są też tego jakieś minusy?

– Plusów jest sporo, uwielbiam nowe miejsca, ludzi i świetne eventy, ale wbrew pozorom cała otoczka bywa niezmiernie męcząca i czasem faktycznie jest to trudne, szczególnie dla osoby w moim wieku. Mógłbym rozprawiać długo nad minusami tej całej akcji, ciągłym podróżowaniu, tęsknoty za rodziną, brakiem czasu dla znajomych itp., ale takie życie sobie wybrałem i mimo tego, że nie byłem może na początku do końca świadom wszystkich tego konsekwencji, chcę iść tym torem, jak najmniej narzekać i robić to tak długo, jak będę to kochał.

Kto dla Ciebie w tym świecie jest najwiekszym autorytetem? Kogo podziwiasz i dlaczego?

– Jeśli, jak mniemam, pytanie odnosi się do świata muzycznego, moja odpowiedź brzmi: Laidback Luke. Jest to chyba jedna z niewielu osób, która w tym szaleńczym trybie życia znajduje czas na dosłownie wszystko – od rodziny, po wspieranie młodych artystów, a na codziennych treningach Kung-Fu kończąc. Zawsze znajdzie czas, by odpisać mi na e-maila czy podzielić się uwagami co do muzyki, a fakt, że w tym roku gram z nim jeszcze na kilku imprezach niezmiernie mnie cieszy. Mega pozytywny facet, emanujący wręcz pasją do muzyki!

Jak dlugo siedzisz nad kolejnymi produkcjami, remiksami?

– Czas ukończenia jest mocno zależny od dnia i humoru, ale średnio jest to łącznie od 15 do 20 godzin pracy nad projektem, zanim zostanie on wysłany do wokalisty/wytwórni. Po otrzymaniu wokalu i/lub feedbacku z labelu, dochodzi kolejne kilka godzin na mixowanie ścieżek, drobne poprawki w aranżacji itp.

Czujesz presję przy tworzeniu kolejnych, wytwórnia ma wymagania czy przyjmują wszystko z otwartymi rękoma i entuzjazmem?

– Presja jest, szczególnie przy remixach, gdzie deadline (data oddania gotowego materiału) nie jest zbyt elastyczny. Co do wymagań – wytwórnia ma prawo odmówić wydania materiału, lub zasugerować, że lepiej 'poczekać’ z danym utworem na EPkę lub album, a kolejny singiel powinien być jednak nieco inny. Mogę się z tym zgadzać lub nie, ale to oni mają ostatnie słowo i póki co większych wojen w związku z tym nie było. Z remixami wygląda to natomiast tak, że po prostu są (lub nie są) akceptowane, nikt się z reguły nie bawi wtedy w feedback i mówienie co poprawić, co zmienić… Zazwyczaj takie niewykorzystane koncepcje stanowią fundament pod singiel, lub inny remix.

Zdradzisz nam jakieś tajniki Twego produkowania? Od czego zaczynasz projekt, co jest dla Ciebie kluczowe w procesie?

– Każdy producent ma swoje techniki i na przykład rzeczy dla mnie oczywiste, dla innego mogą być czymś zupełnie nowym, lub wręcz błędnym, więc ciężko mi wypunktować swoje „tajniki”. Projekt zaczynam zazwyczaj od części nazywanej hook (fragment utworu; fraza lub fragment tekstu, która najbardziej przyciąga uwagę słuchacza), bo gdy osiągnie się 'chwytliwość’ tej partii, wszystko inne leci już z górki. Kluczowe w tym procesie jest siadanie do projektu bez poczucia presji, nawet jeśli takowa jest… I warto się pozbawić internetu, który potrafi bardzo sukcesywnie rozpraszać. Oprócz tego, częste przerwy na papierosa, a jeśli ktoś nie pali, to wstać i wyjść na powietrze, pochodzić przez 15 minut, przy okazji sprawdzając, czy jest się w stanie odtworzyć w głowie tworzoną melodię – jeśli się już jej nie pamięta, to ma się problem.

Sam robisz mixdown i mastering?

– Co do mixdownu i, nazwijmy to, 'domowego’ masteringu, to tak – robię go sam. Wyjątkowo może się przytrafić, że przy oddaniu remiksu label chce również ślady w formacie .wav do zrobienia własnego, profesjonalnego już masteringu.

Jak myślisz – skąd ta ogromna popularność big roomowych brzmień, których jeszcze niedawno w ogóle nie było?

– Myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi – trendy się zmieniają, w USA była to jeszcze niedawno całkiem nowa rzecz, a chociażby wczoraj, szef firmy Insomniac, Pasquale Rotella, ogłosił na konferencji EDMbiz zaplanowaną na 2014 rok galę rozdania nagród muzyki Dance, współorganizowaną przez ludzi odpowiedzialnych za m.in. Złote Globy…

W moim mniemaniu, Polsce do tego stanu jeszcze bardzo daleko… jakoś ten „EDM” (nielubiane, ale najtrafniejsze określenie), nie może się przebić do świadomości i nie, Robert M nie jest dobrym przykładem na tym polu, bo to właśnie taki on, czy discopolowy Weekend, sukcesywnie blokują fale radiowe przed „ambitniejszą komercją”. Zaskakujące jest to, że taka muzyka i imprezy z gwiazdami je reprezentującymi mają się o wiele lepiej chociażby w Indiach, gdzie średnio co 2 tygodnie największe miasta (Delhi, Mumbai) odwiedzają tacy ludzie jak Hardwell, Zedd, Aoki, ale też Dinka, Skream, czy Omnia… Większość zgodnie (w tym ja) uznaje tamtejsze imprezy jako jedne z najlepszych w karierze. Mam wrażenie, że ktoś, lub coś w tym kraju zatrzymało czas i podczas, gdy wszystko idzie naprzód, u nas nadal najlepiej mają się imprezy sygnowane gwizdkami i rękawiczkami.

A co Twoim zdaniem jest najlepszego w tej muzyce?

– To już pytanie indywidualne – według mnie każdy znajdzie inny pozytyw przemawiający na korzyść Elektronicznej Muzyki Tanecznej. Uwielbiam wszelkie jej odmiany (electro, progressive, trance itp.) w klubach i na festiwalach, szczególnie gdy to właśnie ja gram – wstępuje wtedy we mnie 'mały szatan’, czasem nieświadomie za deckami bardzo uzewnętrzniam swoje emocje, duże melodie powodują dużą euforię… ale na przykład w domu wolę posłuchać Floydów, czy Radiohead.

Jakich producentów byś polecił z tej działki? A przed jakimi przestrzegał, bo są Twoim zdaniem średni?

– Zdecydowanie ubóstwiam Portera Robinsona, Mata Zo i Madeona. Znaleźli oni sposób na to, by w tym szaleństwie nie lecieć po najniższej linii oporu i tworzyć ciekawe, wychodzące poza utarty schemat utwory, które jednak mają to „coś”, co powoduje ich przebicie do mainstreamu. Często w trasie, kiedy mam chwilę sam na sam z muzyką, słucham ich utworów w kółko, analizując najdrobniejsze techniczne smaczki, aranżację, sposób budowania klimatu itp.

A przestrzec chciałbym może nie przed konkretnymi nazwiskami, a totalnie innym zjawiskiem, które ostatnio bardzo opanowało Beatport i pochodne … mianowicie, ludzie często oceniają kawałek, zanim jeszcze wcisną play – widzą znaną sobie ksywkę i już z pozytywnym nastawieniem, często średnie utwory, są notowane przez nich jako dzieła wybitne, wzbijając te „przeciętniaki” wysoko w rankingach. Bądźmy obiektywni!

 Na koniec powiedz nam coś więcej o Indiach czy Stanach – większość z nas nigdy ich nie zobaczy 🙂

– W USA byłem już łącznie 3 razy – łącznie przesiedziałem tam prawie dwa miesiące, najwięcej chyba w Miami, bo aż tydzień podczas WMC w Marcu. Tutaj mógłbym się o każdym miejscu z osobna bardzo obszernie rozpisać, ale i tak długich wywodów nikt nie przeczyta, więc spróbuję poruszyć kwestie łączące te miejsca. Należy nadmienić, że RnB i Hip Hop nadal mają się dobrze, muzyka Elektroniczna/Dance nie wyparła jej do cna, aczkolwiek silnie zagnieździła się w klubach. Duże kluby w dużych miastach zapraszają nazwiska z DJ Mag Top 100 średnio co tydzień, co jest dość oszałamiające dla człowieka, który żyje w kraju, gdzie takie akcje można policzyć w skali roku na palcach obu rąk. Oczywiście wszystko dzieje się kosztem czegoś – tam, w klubach jest bottle service, drogie szampany, rezerwacje stolików, które czasem łącznie zajmują wiecej powierzchni klubu niż sam parkiet (sic!) i tak właśnie ci „bogatsi”, napychają kabzę klubowi i promotorom, dzięki czemu możliwe jest ściąganie popularnych didżejów. Oprócz tego mamy wysyp festiwali, muzykę z beatportu na falach radiowych… gwiazdy EDM stają się celebrytami na równi z gwiazdami Hollywood.

Z kolei Indie od strony muzyki klubowej, to taka Ameryka 2009/2010. Tam (w Indiach) to nowa sprawa, nigdy nie mieli czegoś takiego, więc reakcja jest niesamowita, zarówno na bardziej komercyjne SHM i Aviciiego, jak i na wspomnianą wyżej Dinkę, czy Omnię. Pełne kluby i kilkutysięczne sale, wszyscy śpiewają… Tak na przykład było pare tygodni temu na koncercie Zedd’a (w tej samej hali miałem przyjemność w ostatnim roku grać z Aokim):

Zedd – Clarity (Live in Mumbai, India)

Oczywiście, nie każdy na takie coś może sobie tam pozwolić, są slumsy i bardzo biedne dzielnice. Indie to chyba najbardziej skontrastowane miejsce w tej kwestii. Czasem wystarczy przejść przez ulicę i już się jest wśród ludzi o dwie klasy społeczne niżej. Mamy święte krowy, słonie wędrujące tymi samymi drogami ekspresowymi co samochody, wszędzie uśmiechających się hindusów robiących gest „Namasté”, no i właśnie… rozkwitający EDM.

Odnoszę wrażenie, że Azja i Ameryka powoli uśmiercają pod tym względem Europę, której zwyczajnie czegoś brak… pieniędzy, odwagi, a może właśnie promocji mediów?

Tom Swoon & Amba Shepherd – Not Too Late (Official Video)




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →