Tiësto za 250 tysięcy dolarów
Nie
raz już słyszeliśmy o dziwnych zachowaniach amerykańskich stróżów
prawa. Co jakiś czas dochodzą do nas informacje o zakazach,
nakazach i innych utrudnieniach dotyczących organizacji imprez,
imprezowania, a nawet – przynajmniej dla niektórych –
realizowania siebie jako artysta.
Oczywiście
nie negujemy ścigania nielegalnych imprez pod pretekstem typu „coś
niedobrego może się stać”. Co jednak powiedzieć, gdy odwołany
zostaje pełnoprawny (nie lubię tego słowa) event, który przecież
nijak ma się do tzw. rave’ów…
Zapewne
wielu z Was śledzi wszystkie europejskie imprezy Tijsa Verwesta.
Dlatego też niekoniecznie wiedzieć musicie o odwołaniu wydarzenia
zaplanowanego na noc Halloween, którego miał być on główną
gwiazda. Urząd miasta jako powód podał przykład Electric Daisy
Carnival – organizowanego wcześniej w czerwcu przez tego samego
promotora – na którym z powodu prawdopodobnej reakcji na ecstasy
zmarł piętnastolatek (warto dodać, że na stronie imprezy na każdym kroku widzimy grafikę mówiącą „18+”).
EDC
był „festiwalem muzycznym”, kompletnie innym niż koncert
Tiësto”, utrzymują prawnicy, stwierdzając, iż władzom miasta
brak „dobrej argumentacji”, by zerwać umowę. Jako inny z
powodów podają fakt, że śmierć nastolatka nie była bezpośrednio
związane z samym Electric Daisy, dodając również, że promotorzy
postąpili zgodnie z ustaleniami kontraktu.
Czwartym
argumentem na korzyść organizatora jest to, że odmawianie
możliwości wynajmowania hali na tego typu imprezy, ma skutek
całkowicie odwrotny do zamierzonego – zamiast w miejscach
przystosowanych do takich wydarzeń, promotorzy zostaną faktycznie
zepchnięci do prowizorycznego undergroundu. A dopiero wtedy mogą
pojawić się problemy z bezpieczeństwem…
Amerykanie
rozróżniają w tym wypadku jednoosobowy koncert od wydarzenia
muzycznego, na którym występuje wielu artystów. Rodzi się jednak
pytanie: czy inny rodzaj imprezy rzeczywiście równoznaczny będzie
z mniejszym użyciem narkotyków na niej? Idą jednak o krok dalej od
polskich władz, przyznając rację organizatorowi, że podobne
rzeczy dzieją się na koncertach rockowych, czy nawet meczach. O tym
jednak mówi się rzadko.
O
co toczyła się gra w procesie? Nie oczekujmy, że ktokolwiek z
promotorów jest wielkim ideowcem. Wygranie procesu oznaczało
odszkodowanie w postaci miliona dolarów. Sam Tiësto, według
papierów sądowych, miał otrzymać za koncert 250 tysięcy, całe
koszta planowano na 668,780$, a zysk na 436,250$. Wygląda na to, że
organizatorzy i tak swoje zarobili, nie zapominajmy jednak o
prawdopodobnie istniejących kosztach związanych z odwołaniem
imprezy masowej.