’Techno już nie istnieje’ – Joris Voorn w wywiadzie dla Euphorii
Już jutro kolejna Euphoria, czas więc był najwyższy, żeby przypomnieć Wam rozmowę sprzed tygodnia. Holender Joris Voorn w ciągu ostatnich 12 miesięcy stał się jedną z najbardziej rozchwytywanych postaci klubowego świata, sprawdźcie co ciekawego ma do powiedzenia. Zapowiada się kolejna ciekawa dyskusja – poprzednio Matthew Dekay mówił nam, że przyszedł czas techno, teraz Joris mówi, że techno już nie istnieje… Co Wy na to?
Przede wszystkim gratulacje – to był dla ciebie bardzo szczęśliwy rok, pełen sukcesów…
– Dzięki, dzięki, faktycznie nie było źle.
Słyszałem twojego seta na Audioriver i muszę powiedzieć, że był zaskakująco funky-housowy!
– Tak, na Audioriver było bardzo fajnie ponieważ widziałem, że ludzie to naprawdę czuli. Od początku seta widziałem, że im się podoba i że nie muszę grać mocniej. Co mnie bardzo ucieszyło, bo tak właśnie chciałem. Świetnie, że w muzyce klubowej znów zaczęło chodzić o groove, a nie o mocne beaty.
Z drugiej jednak strony nie czułeś się trochę dziwnie grając takie klimaty w namiocie w większości z muzyką techno?
– Niekoniecznie. Pamiętam, że przede mną grał – jak mu było? A, Radio Slave i jego set był jeszcze bardziej housowy niż mój. Myślę, że techno już nie istnieje. A przynajmniej w… chodzi mi o to, że to, co ludzie nazywają techno w tym momencie, moim zdaniem nie brzmi za ciekawie.
Mnie osobiście Joris Voorn kojarzy się z trzema rzeczami – technicznym remiksem dla Kevina Saundersona, deepową kompilacją „Balance” i funky-housowym hitem „Sweet The Floor” – trzy całkiem inne oblicza.
– Tak, to prawda, to dlatego, że należę do osób, które lubią jednocześnie bardzo różne rzeczy. Jedyna rzecz, której nie lubię, to stania w miejscu, i robienia tego samego przez 10 lat. U mnie to by się nigdy nie udało, ciągle chcę znajdywać zupełnie nowe brzmienia, choćby dla siebie samego, z ciekawości. Dla kogoś innego to coś może nie być nowe, ktoś już coś takiego mógł robić 10 lat temu, ale chodzi o rzeczy, które są nowe w moim konkretnym przypadku. Lubię też uważnie patrzeć na to, co się dzieje na parkiecie i teraz wydaje mi się, że ludzie nie chcą mocnych uderzeń – chcą się wkręcać się w dobre groove’y, a nie w napieprzanie.
Jednak jeśli ktoś słyszał kompilację „Balance” może się zastanawiać co się stało z tymi deepowymi i minimalowymi rzeczami? Nie lubisz już?
– Mówisz, że minimalowymi? Nie zgodzę się. Tam chciałem skompilować ze sobą muzykę, którą naprawdę lubię. Sam nie słucham kompilacji, to coś, czym się zajmuję w każdy weekend. Stricte klubową muzykę gram, gdy jestem na scenie. Na płycie chciałem zawrzeć moje fascynacje – bardzo muzyczne, z dużą ilością melodii i z jakąś wyjątkową, głęboką atmosferą.
I to się udało – te wszystkie dodatkowe ścieżki, nakładki, pewnie wielu się zastanawia ile godzin zajęło ci złożenie tego cacka? A może wszystko potoczyło się spontanicznie i szybko?
– Nie liczyłem ile dokładnie godzin, ale na pewno bardzo dużo – to była bardzo ciężka robota. Żeby poukładać w sensowną całość miksy i edity – łącznie zajęło mi to prawie pięć miesięcy. Nie na okrągło, oczywiście (śmiech). Prawda jest taka, że w przypadku kompilacji trzeba siadać przy tym bardzo intensywnie na kilka dni, potem dać sobie odpocząć i sprawdzać po przerwie, posłuchać po tygodniu ze „świeżymi uszami”.
Tak, i udało ci się nagrać coś unikalnego, jak zestaw Richiego Hawtina sprzed wielu lat. Wielu porównuje twoją kompilację do jego…
– Tak, myślę, że to duże nieporozumienie – jedyna wspólna rzecz to sposób, w jaki użyłem muzyki, zostało to podane w bardzo intensywnej formie, użyłem bardzo wielu kawałków jeden na drugim. Nic więcej jednak nas nie łączy – muzycznie to wręcz odwrotność.
Temat roku – dlaczego didżeje techno zaczęli grać groovy house z bongosami i wokalnymi samplami? Co się stało?
– To po prostu muzyczna ewolucja, tak to już się kręci. Jednego roku królują minimalowe brzmienia, w następnym ludzie mają już tego dosyć i zaczynają grać coś innego. Zawsze tak będzie – teraz house jest wielki, ale za rok przyjdzie coś nowego, ewentualnie za dwa. To ewolucja – spójrz na historię muzyki tanecznej, zawsze tak było.
Rok 2009 to kompilacja roku i hit roku, co zrobisz w przyszłym, żeby to pobić?
– Haha, dobre pytanie. Na pewno trudno będzie sprostać oczekiwaniom, ale spoko – ja niczego nie planuję. Rok 2009 też nie był zaplanowany. Włożyłem w „Balance” wszystko, co potrafiłem. Potem trzeba już tylko czekać, jak przyjmą to ludzie. A jeśli chodzi o „Sweep The Floor”, to właściwie miał być żart. Nie chodziło o poważną muzykę. Jednak okazało się, że wszyscy didżeje zaczęli to grać.
Mówisz, że nie słuchasz kompilacji, czego zatem słuchasz w aucie, w domu?
– Lubię muzykę, którą nazywam „prawdziwą muzyką” czyli takiej, która nie jest zrobiona tylko z pomocą komputera i sampli. Uwielbiam jazz i soul, czy stare disco. Albo płyty nowych, ciekawych zespołów używających żywych instrumentów. Na świecie są ogromne ilości wspaniałej muzyki, naprawdę nie ma sensu słuchać tylko tanecznych kawałków.
Słuchasz dla przyjemności i relaksu czy też w celu poszukiwania ciekawych sampli?
– Autentycznie kocham muzykę. Skoro kocham muzykę, to kocham też jej ciągle słuchać. Na pewno łapię inspiracje, zwłaszcza z płyt z muzyką nietaneczną. Ale głównie słucham, bo po prostu ją uwielbiam.
Na koniec powiedz dlaczego nie grasz już z płyt…
– A dlaczego miałbym grać? Daj mi chociaż jeden powód…
No wiesz – od zawsze didżeje grali z płyt…
– Tak, ja też zawsze grałem, teraz jednak mamy nowe czasy, nowe możliwości, nie widzę żadnych atutów płyt. Gdy chcę po prostu miksować kawałki, używam Traktora, a jeżeli gram live act, wtedy korzystam z Abletona.