Specjalnie dla FTB: Indecent Noise wspomina festiwal Burning Man
Chyba każdy z Was chciałby przeżyć festiwal Burning Man. A może nie? Indecent Noise zgodził się nam i Wam trochę poopowiadać o jego doświadczeniu na pustyni w stanie Nevada. Uwaga, zacznie od minusów…
Widziałem, że grałeś na Burning Manie! Mógłbyś nam opowiedzieć trochę na temat tego zjawiskowego festiwalu?
– Bardzo specyficzny klimat. W końcu zrozumiałem, że nie jestem typem kampowicza i spanie po dusznych namiotach to nie dla mnie. Plus wszędzie pył i jeszcze raz pył. To z minusów, ale ogólnie to bardzo zacnie. Podpieprzyłem jakiś rower z naszego obozu i pojechałem na dwugodzinną przejażdżkę…
Czyli wszyscy DJ-e tam śpią w namiotach?
– Z tego, co wiem, to Oakenfold i Cattaneo mieli typowy autobus ze wszelakimi wygodami.
Podobno muzyka tam nie jest najważniejsza, też to odczułeś?
– Oczywiście. Muzyka to tylko tło. Sztuka nowoczesna bierze tam górę. Oraz ogólnie sharing-giving. Które nie do końca mi do gustu przypadło…
Dlaczego?
– Tydzień bez kontaktu ze światem! Bo poza telefonami satelitarnymi nie ma tam szans na zasięg… Oraz ja nie jestem osobą, która obściskuje się z innymi, żeby dostać coś, czego potrzebuje do przetrwania.
Jak długo więc tam byłeś?
– Prawie 3 dni. Już po pierwszym dniu zaczął mi przeszkadzać fakt braku kontaktu z rzeczywistością.
Jak się odnalazłeś w tych warunkach? Odpocząłeś? Czy przechadzałeś się słuchając innych wykonawców?
– Szybko nawiązuję relacje z innymi, więc miałem z kim się obijać na pustyni i już tak nie doskwierał brak zasięgu w telefonie. Hernana Cattaneo słyszałem. Straight progressive! Że jeszcze ktoś takie dźwięki ciśnie, szacun.
A co jeszcze różni ten festiwal od innych? Jedzenie i alkohol można normalnie dostać czy też trzeba szukać wymiany?
– Nasz kamp był samowystarczalny, więc zarówno jedzenie, jak i alkohol były łatwodostępne. Ale jak mówił mi mój kierowca wszystko odbywa się drogą wymiany, najczęściej zdrowego uścisku albo pomocy. Co ciekawe jedną rzecz można było kupić za gotówkę – lód w workach po 3 dolary…
Nieźle. A ile tam jest scen i ile tak naprawdę osób pojawia się na występach DJ-ów? Ile osób było na Tobie, ile na Cattaneo? Graliście na tej samej scenie?
– Scen nikt nie liczy, każdy namiot, każdy camper może zmienić się w scenę – wystarczy wystawić kolumny (śmiech). Muzyka dobiegała zewsząd, chwila względnego spokoju przypadała na godziny od 6 do 8 rano. A potem znowu korba (śmiech). Najwięcej słyszałem dnb i deep house’u. A ile osób… powiedziałbym, że na oko około 3 tysięcy na scenie White ocean podczas setu Hernana i mojego. Było dosyć zabawnie, bo Hernan trochę się spóźnił i graliśmy po sobie. Trochę nam się klimat nie zgrał (śmiech).
Ludzie z całego świata czy sami Amerykanie?
– Z całego świata. Uważam, że każdy powinien choć raz w swoim życiu odwiedzić Burning Mana.
Coś jeszcze byś dorzucił? Jakieś ciekawostki?
– Z ciekawostek – zdaje się, że każdy na naszą scene przyjechał rowerem, bo po prawej stronie od sceny stało chyba ponad tysiąc jednośladów, każdy ozdobiony świecidełkami etc. Fantastycznie to wygladało. Nikt niczego nie przypinał, tylko zostawił i poszedł się bawić. Oczywiście wszędzie negliż, pełen topless, skóry, goth, pończochy… rave pełną gębą. Podróż z Reno na teren festiwalu zajęła mi 12 godzin – 3 godziny jazdy, a potem 9 godzin oczekiwania na wjazd, bo policja przestała wpuszczać samochody przez zatłoczeni…9 godzin w nocy na parkingu z tysiącem innych samochodów…






