Sonda FTB: Dorzucanie wokali i klipy wypromują elektronikę czy ją zepsują?
Wideoklipy w branży klubowej do niedawna jeszcze były czymś spotykanym stosunkowo rzadko. Dziś już mamy ich tyle, że nie sposób wrzucać jeden dziennie i osiąść na laurach, stwierdzając iż zrobiło się wszystko, by czytelnicy wortalu byli jak najbardziej na czasie ze światowymi premierami.
Dlatego też postanowiliśmy zebrać dla Was kilka premierowych – mniej lub bardziej – klipów, które albo już zagościły na dobre na łamach stacji telewizyjnych, albo zrobią to niebawem, mieszając się z bardziej popularnymi w tej chwili gatunkami i popularyzując tak ukochaną przez nas muzykę elektroniczną.
Zaraz, zaraz – powiecie – przecież w większości to kawałki gorsze od klubowego standardu, zrobione pod publiczkę, zmienione na potrzeby singla/klipu, albo jeszcze gorzej – ubarwione na siłę dorzuconym wokalem, by tylko spodobać się nieświadomej muzycznie gawiedzi. Czyli de facto nie nie popularyzują one naszej muzyki, tylko tworzą nową, bardziej popową jej wersję z przeznaczeniem dla mas.
Z drugiej strony wszystko wydaje się w porządku, bo w większości przypadków wersja radiowa, teledysk czy te nieszczęsne, dorzucane na siłę wokale powstają nie od razu, tylko po wielu miesiącach, gdy już dany numer zrobi karierę w klubach całego świata.
Pod tym względem to nie nowość – zawsze tak było, to naturalna kolej rzeczy, nie ma sensu obrażać się na rzeczywistość. Duże wytwórnie zawsze tak działały, że starały się z tysięcy tanecznych numerów wyłapać te najlepiej sprawdzające się na imprezach, by ich potencjał przekuć na 'zielone’ w świecie pop.
Śmiejemy się z Davida Guetty, choć wielu innych didżejów ma do niego wielki szacunek, a wręcz dziękuje mu za to, co robi w kwestii oswajania świata z tanecznymi beatami. Coraz bardziej nie pasuje nam wszechobecność Szwedzkiej Mafii w komercyjnych rozgłośniach – zwłaszcza, że na siłę dorzucili wokal Pharrella, a Tiesto stał się najgorszym z najgorszych, no bo jak tak można zrobić kawałek z wokalem Nelly Furtado?! Tu znów wracamy do Guetty – to jego nowy, amerykański menedżment wpadł na pomysł 'czarnych featuringów’ czy 'stricte popowych featuringów’ – czyt. wspólnych kawałków z Black Eyed Peas, Akonem (jak właśnie u Guetty) albo sprawdzoną Sophie Ellis-Bextor (jak u Armina).
Czy tak samo „wsiądziemy” na A-Traka i Armanda van Heldena za przeróbkę Boney M (trudno uwierzyć, że nie myśleli cynicznie) oraz Above & Beyond z Garethem Emerym za mash-up wycelowany w radio – dziwny to zabieg, ale jakby nie patrzeć, dał im on kolejnych sto pięćdziesiąt tysięcy wyświetleń. „Teenage Crime” i „Bromance” to przypadki z tych zdrowych – najpierw sukces w klubach, potem klipy czy dorzucanie wokalu. Zauważyć można prostą tendencję: każdy zagraniczny, klubowy utwór, do którego powstanie teledysk, odnosi spory sukces i staje się powerplay’em stacji telewizyjnych. Czyżby dlatego, że nie ma ich znowu aż tak wiele, by móc w nich przebierać?
Prawda jest jedna i zawsze ta sama – zaistnienie w szerokiej świadomości popowego świata (czy to dzięki klipowi czy dorzuceniu wokalu) to duże pieniądze i sława, jakie więc mamy prawo oczekiwać od artystów, że grzecznie pozostaną w undergroundzie?
I drugie pytanie – może to my jesteśmy teraz zbyt przeczuleni i krytykujemy np. „One” Mafii za popowość podczas, gdy jeszcze parę lat temu byłby to dla nas dobry, parkietowy sztos?