News

Solarstone i Ottaviani: czysty trance?

Czas biegnie, a spojrzenie Solarstone’a na trance wciąż niezmienne. Choć tylko garstka didżejów popiera go w promowaniu odsłony najbliższej korzeniom tego muzycznego gatunku, Rich Mowatt nadal idzie pod prąd. Tym razem jednak u jego boku stanął nie Orkidea, a Giuseppe Ottaviani, z którym w ubiegłym roku wspólnie nagrał jeden utwór na swój ostatni album.

Kilka dłuższych lat temu takie połączenie wydawałoby się niemożliwe. Mowatt, wówczas jeszcze wspólnie z Andym Burym, z cierpliwością przygotowywał kolejne single estetycznie zbliżone do przebojowych, lecz jednocześnie stonowanych „Seven Cities” i „The Calling”. Na przeciwległym biegunie był Ottaviani, który właśnie szturmem przedarł się do czołówki trancowych didżejów za sprawą udanego debiutanckiego albumu „Freefall” Nu NRG oraz niezwykle intensywnych i widowiskowych występów na żywo. Mimo to dziś udało im się znaleźć wspólny mianownik. Po części dlatego, że ich sukces – jako wynik przede wszystkim ich indywidualnej pracy, na przestrzeni ostatnich lat ma to samo źródło. Po odejściu Bury’ego Solarstone stał się projektem solowym; z kolei Ottaviani i Ribeca zgodnie postanowili o zakończeniu współpracy pod szyldem Nu NRG.

Ze względu na podejście Solarstone’a kompilacja „Pure Trance V2” już z tytułu mogłaby sugerować kompletne nawiązanie do rdzenia tego gatunku muzycznego. Jak się okazuje – błędnie, ponieważ nie należy jej rozumieć wąsko. Solarstone i Ottaviani, owszem, sięgają po nagrania będące w zgodzie z istotą nurtu, ale z korektą o zmiany wynikające z jego – zazwyczaj naturalnej – ewolucji. Tytułowy pure trance to więc przede wszystkim uplifting i epic. W tym kontekście brakuje utworów zupełnie wyłączonych poza nawias zakreślony względami komercyjnymi, na wzór Vibrasphere z pierwszej części serii. Odczuć można również niedosyt nagrań progresywnych, które jeśli w ogóle, to pojawiają się w roli intra, jak zremiksowane „Perfect Destiny” Adama Nickeya. Tym samym niekończąca się i niczym nie stopniowana dynamika może ostatecznie zmęczyć słuchacza. W większości przypadków rozczarowują partie wokalne, które nie nadążają za Philipem Ekströmem, śpiewającym jak dobry student Roberta Smitha.

„Pure Trance V2” z pewnością zyskałoby, gdyby Mowatt i Ottaviani nie zdublowali, lecz podzielili swoje obowiązki. Wybór takiego, a nie innego gościa wymógł na Solarstonie, aby tym razem to on wcielił się w rolę Orkidei z pierwszej części kompilacji. Stało się inaczej, jednak pomimo wynikających z tego braków nowa odsłona „Pure Trance” wciąż ma wiele do zaoferowania. Solarstone wielu więcej błędów już nie popełnił i dowiódł – podobnie jak Ottaviani, że nadal zręcznie porusza się w świecie epic i uplifting trance’u, a wybierając nagrania, którym nie brak polotu tych dawnych, klasycznych pozycji – rzadko pudłuje („Kwiwakurra”, „Respire”).

Solarstone pres. Pure Trance 2: Mixed by Solarstone + Giuseppe Ottaviani (Official Trailer)


http://www.beatport.com/release/solarstone-and-giuseppe-ottaviani-pure-trance-2/1175407


A co Waszym zdaniem można dziś nazwać 'czystym trance’em’? 
Których producentów byście wyróżnili w takiej kategorii?



Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →