News

Sander van Doorn: 'Chcę być na czele swojej stawki’

Sander van Doorn, do spółki z Marco V, jest autorem jednego z najbardziej intensywnych doznań muzycznych tego lata. Jego set B2B nadal budzi emocje nie tylko w klubowiczach, ale i również w samym Holendrze.

O swoim sezonie letnim i nie tylko, opowiedział on – tu ciekawostka – dziennikarzom sekcji klubowej portalu Holland.com, który znajduje się pod zarządem tamtejszego biura turystyki. Proszę państwa, oto Sander w jednym z najszczerszych wywiadów w historii Internetu!

Jesteś teraz kimś kogo nazywamy DJ-ską supergwiazdą, jak czujesz się mając taki status?

Wow, brzmi świetnie! Nigdy tak naprawdę nie zdałem sobie sprawy z tego ani nie patrzyłem na siebie jako supergwiazdę. Gram już od siedmiu lat i jestem po prostu naprawdę zadowolony z tego, jak szybko potoczyły się sprawy.

Czy ludzie często porównują cię do Armina van Buurena, Ferrego Corstena czy Tiësto i czy uważasz porównanie z tymi artystami za słuszne?

Szczerze mówiąc naprawdę ich szanuję i zaszczytem jest dla mnie bycie porównywanym z nimi. Mają swoje brzmienie i ja mam swoje, które jest połączeniem międzygatunkowym, więc może być nieco inne, ale sądzę, że bycie wymienionym w tej samej kategorii to wielki zaszczyt.

Zostałeś wybrany numerem dziesięć w zeszłorocznym głosowaniu na nagrody Top DJ 100, których tegoroczny finał coraz bliżej. Wielu DJ-ów powie, że ten głos nie jest istotny, że to nie odzwierciedla rzeczywistości, jaka jest twoja szczera opinia?

Cóż mam nadzieję, że to uczciwa kampania – to jeden raz w roku, kiedy fani głosują na swoich ulubionych DJ-ów. Zawsze po kryjomu dyskutuje się o tym, że lista ta nie jest rzetelna, czy też nie jest ważna… Ale wiecie – to nadal naprawdę ważny ranking, ale nie powinien on decydować o karierze.

Masz przewidywania co do swojego miejsca w tym roku?

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia! To był bardzo pracowity sezon letni i skupiałem się na imprezach na Ibizie oraz festiwalach. Oczywiście zawsze trochę o nim myślę, ale zwykle po prostu pozwalam ludziom zadecydować i obserwuję co się dzieję.

Więc czy było to dla ciebie dobre lato?

Z całą pewnością niesamowite! Tego roku pojechałem do wielu nowych krajów: Egiptu, Tunezji, Danii i innych nowych, bardzo przyjemnych terytoriów, a poza tym, festiwale były cudowne. Tego roku pierwszy raz grałem na świetnym Sziget w Budapeszcie. Global Gathering w UK również był fenomenalny, a set back to back z Marco V w Polsce był czymś kompletnie innym, więc reasumując, było to naprawdę miłe lato.

Podobały ci się również festiwale w Holandii?

Nie grałem w Holandii wiele tego roku, bo zacząłem współpracować z menedżerem z UK. Wystąpiłem za to na Trance Energy w marcu i kilku innych holenderskich festiwalach przed latem.

Czy to dlatego, że stałeś się bardziej międzynarodową gwiazdą?

Świat jest tak naprawdę całkiem dużym miejscem, więc czasem mogę zagrać tylko raz do roku w niektórych miejscach, jak na przykład w Polsce. Trzeba próbować zapełniać terminarz wieloma nowymi krajami i tymi starymi, więc czasem jednego roku gra się trochę więcej w danym kraju niż w innym.

Twoim rodzinnym miastem jest Eindhoven, czy są tam jakieś miejsca, w których zabawę poleciłbyś?

W Eindhoven jest bardziej rozwinięta kultura barowa niż klubowa. Jest jedna główna ulica, gdzie znajduje się bar za barem. Istnieje kilka lokali, na przykład bardzo znany, odnawiany teraz Dance Saloon, a poza tym mamy centrum kulturalne zwane Effenar, organizujące wielkie imprezy. Jest też, znajdujące się nad jeziorem tuż obok Eindhoven, Aquabest. Poza tym mamy festiwal Extrema, który jest jednym z najlepszych corocznych festiwali, które mają miejsce w Holandii.

Przeczytałem, że to twój znajomy poradził ci zmianę pseudonimu z Ketelaars, na van Doorn i miałeś kupić mu piwo za tę poradę – dostał je w końcu?

(śmiech) W sumie kupiłem mu od tamtej pory wiele piw! Prawda jest taka, że to ja tak naprawdę zadecydowałem o zmianie pseudonimu na inny od Ketelaars, który jest niemalże niemożliwy do wymówienia w języku angielskim czy niemieckim, więc spytałem kilku kolegów, czy znają holenderskie imię, które byłoby prostsze do wymówienia po angielsku. Znajomy wymyślił „van Doorn”. „Van” znaczy tak naprawdę „z”, więc jest wiele nazwisk, które zawierają to słowo, takich jak na przykład „van Buuren”, co oznacza, że istnieje miejsce nazywające się Buuren albo Doorn. To typowe holenderskie nazwisko. Często jest przekręcane, bo „r” i „n” wyglądają razem jak „m”, więc czasem wychodzi z tego Sander van Doom albo Sander van Door… (śmiech) Mam dzięki temu wiele różnych pseudonimów.

Spytałem koleżankę, co znaczy „van Doorn” i odpowiedziała: „z cierniu”. Zastanawiałem się, dlaczego miałbyś się nazywać „z cierniu”, ale z pewnością nie to miałeś na myśli!

To prawda, że „doorn” znaczy cierń, ale Doorn to też miejsce w Holandii. Chodziło mi właśnie o nie!

Prawda to, że współpracowałeś z Robbie Williamsem?

Tak, stworzyłem z nim utwór, który pochodził z jego albumu „Rudebox” w zeszłym roku. Jestem wielkim fanem Robbiego za jego umiejętności rozrywkowe i kocham jego muzykę. Ale sam kontakt z nim był dość krótki. Zrobiłem dwa lata wcześniej remiks dla Sii, która ma tego samego menedżera co Robbie Williams. Wykorzystałem więc okazję i zdecydowałem się zrobić remiks jednego z utworów z „Rudebox” zwanego „We’re the Pet Shop Boys”. Wysłałem go i spodobał się menedżerom. Powiedzieli, że załatwią mi oryginalne wokale. To był ważny punkt w mojej karierze.

Zostałeś zaproszony na jego ślub?

(śmiech!) Nie, niestety nie! (śmiech) I tak byłem zajęty.

Czyli odrzuciłeś zaproszenie?!

(śmiech) Nie, nie!

Wracając do trochę poważniejszych rzeczy, chciałbym spytać cię o twoje imprezy i kompilację Dusk Till Doorn – powiedz nam coś więcej o tych dwóch projektach.

Zacząłem robić imprezy Dusk Till Doorn około rok temu. To mój własny pomysł DJ-ski, na który składają się dwa rodzaje nocy. Pierwszy gdy gram trzy sety jednej nocy razem z artystami z Doorn Records i drugi, w którym chodzi bardziej o moje własne brzmienie, gdy gram pięcio- albo sześciogodzinnego seta i jest wiele dodatkowej produkcji imprezy. Chodzi o zaprezentowanie szerokiego przekroju różnych stylów muzycznych i budowanie klimatu. Zaczyna się więc bardziej housowo, przechodzi w progressive, a potem z progressive’u w trochę bardziej trancową, energetyczną muzykę. Od zmierzchu do Doorna, jak wskazuje nazwa, więc to naprawdę świetny pomysł! Zrobiliśmy do tej pory chyba sześć imprez i wydaliśmy album „Dusk Till Doorn”, który odtwarza dwie różne noce. To kompilacja zaczynająca się powoli i narastająca w miarę miksowania. Reakcje na nią były do tej pory dobre.

Masz na niej jakieś utwory stworzone wspólnie z fidgetowymi DJ-ami jak na przykład Afrojack?

Osobiście nic z nim jeszcze nie zrobiłem, ale na kompilacji jest kawałek Afrojacka. Chętnie stworzyłbym jednak coś z artystami takimi jak on, bo zawsze starałem się nie szufladkować jako pewien konkretny rodzaj DJ-a umiejscowionego w jednym gatunku. Eksperymentowałem z nieco bardziej progresywno-techowymi rzeczami na wydanym dwa lata temu albumie „Supernaturalistic”, ale kolaboracje w tym stylu byłyby również wielkim wyzwaniem.

Czy jest ktoś z kim szczególnie chciałbyś współpracować?

Właśnie stworzyłem coś z Sidney’em Samsonem, gdzie groovy house sotyka mój świat. Zrobiliśmy projekt, pracując z myślą o moim nowym albumie na następny rok. Jestem nim bardzo zajęty, a ta kolaboracja wyszła naprawdę dobrze.

Mówisz że nie masz czasu na jakiekolwiek hobby; masz czas na dziewczynę?

Mam dziewczynę i jesteśmy razem już od ośmiu lat, więc była ze mną od samego początku. To dobre podłoże, bo dorastała razem ze mną w całej tej podróży muzycznej i z całą branżą, więc przyzwyczaiła się do tego, że jestem w trasie.

Jak te dziewczyny radzą sobie z chłopakami-DJ-ami, którzy zawsze podróżują po świecie?

Czasem może to być dla niej dość trudne, zwłaszcza w sezonie letnim, gdy zawsze jestem poza domem, ale próbujemy rozwiązać ten problem zabierając ją ze mną na pewne wyjazdy, podczas których sama ma małą przerwę wakacyjną. To najlepszy sposób.

Co myśli o tych dziewczynach, które kochają DJ-ów, o groupies? Czy nie ma z tym problemu?

Tak, nie za bardzo przejmuje się tym. Nie jest zazdrosna i rozumie, że chodzi o muzykę i bycie artystą na scenie, a szczerze mówiąc, gdy wychodzę tu, w Eindhoven, nikt mnie nie poznaje, więc nie ma nic przeciwko.

Wydajesz się być dość dumny z bycia Holendrem. Gdzie byłeś podczas finału mistrzostw świata w piłce nożnej?

Grałem w Kanadzie, w Calgary, więc musiałem oglądać finał w moim pokoju w hotelu. Podszedłem do tego entuzjastycznie i byłem dumny z tego, co osiągnęła drużyna.

A co sądzisz o nazywaniu ich „dirty Dutch team”?

Gdy oglądasz mecz i gra twoja drużyna, nie zauważasz pewnych rzeczy. Dopiero gdy otworzyłem kanadyjską gazetę następnego dnia i zobaczyłem zdjęcie Nigela de Jonga kopiącego innego zawodnika jak karateka, pomyślałem, że to faktycznie za dużo! Muszę przyznać, że to był naprawdę brudny mecz, ale powiedziałbym, iż do półfinału wykonali świetną robotę.

Czy przeczytałeś kiedyś o sobie coś zaskakującego?

Raczej nie, uogólniając, media są dość szczere.

Mówisz o biznesie rodzinnym, w którym działałbyś, gdybyś nie zaangażował się w muzykę. Co to za bizes?

Mój brat założył z ojcem firmę zajmującą się aluminium. Trochę z nimi pracowałem, ale zdecydowałem, że to muzyka jest moją parą kaloszy. Opuściłem więc firmę i robię swoje, ale i tak rodzina podekscytowana jest, że może widzieć mnie grającego i uważam ten wybór za słuszny.

I gdy już osiągnąłeś ten cel, zostanie DJ-em, jaki jest twój aktualny cel?

Moim celem od zawsze było rozwijanie się jako artysta. Sądzę że przyszłość wygląda bardzo optymistycznie, jeśli patrzeć na producentów takich jak David Guetta, otrzymujących globalne poparcie i mnóstwo czasu antenowego w radiach w Ameryce. Sądzę że rynek urośnie szybko w następnych kilku latach i bardzo zadowolony byłbym z bycia jego częścią, i po prostu stania się największym artystą, jakim tylko mogę, oraz rozwijać się jako jak najlepszy producent. To mniej-więcej mój cel.

Powiedziałbyś że chcesz zostać DJ-em numer jeden, następnych Arminem van Buurenem?

Nie lubię patrzeć na liczby, mówić do siebie, że chcę stać się DJ-em numer jeden na świecie. Chciałbym po prostu być na czele swojej stawki i cały czas czuję się, jakby to się dopiero zaczęło. Robię to zaledwie od siedmiu lat i dobrze byłoby robić to przez kolejnych piętnaście.

Jakie są twoje plany na przyszłość?

Z pewnością chcemy rozszerzyć Dusk Till Doorn dodając do tych imprez więcej produkcji i próbuję coraz bardziej zmieniać lokale w lokale „Dusk Till Doorn”. To dość powiązane z filmem „Dusk Till Dawn”, Tarantino. Zawsze uwielbiałem ten film i fajnie byłoby przenieść jego elementy do mojego seta, używając różnych rodzajów muzyki. Wiele ekscytujących projektów przede mną!

Powodzenia!

Dzięki!




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →