News

Ripperton nadaje z ogrodu

Nie potrzeba dłuższej refleksji, aby domyślić się, dlaczego debiutancki album szwajcarskiego muzyka Raphäela Rippertona wydany został właśnie w holenderskim Green. Dokładnie takiej płyty potrzebował Joris Voorn – stroniącej od bezpośredniego tanecznego pulsu i przez to zasadniczo różnej od etykiety, którą przyklejono mu po sukcesie ubiegłorocznej serii „Dusty House Room”.




„Niwa” już w zamyśle miała być dla Rippertona projektem osobistym, wychodzącym poza wrażenia, które można przenieść, nagrywając kolejne single: Nie wiem, czy to cokolwiek odkrywczego, ale moim zdaniem album jest czymś absolutnie własnym, personalnym. Nie lubię, gdy muzycy wydają płyty wypełnione wyłącznie parkietowymi numerami. To powinno być coś, co określa ciebie [jako artystę]. W rezultacie krążek zdominowany został przez stylistyczne różnorodności, którym daleko do narzucania klubowej euforii. Niemała w tym zasługa „żywych” instrumentów – perkusji Daniela „Cicco” Ciccone oraz gitary Germaina Umdenstocka, a także subtelnego, sugestywnego wokalu Christiny Wheeler („At Peace”, „Solastalgia”). Tu leżą też podstawy wyboru głównego tematu wydawnictwa, tytułowego ogrodu, który symbolizuje nie tylko organiczność od dawna sprzężoną z brzmieniem Rippertona, lecz przede wszystkim – również zdaniem samego autora – oddaje złożoność doznań towarzyszących „Niwie”. Na tle cytowanej wypowiedzi szwajcarskiego muzyka uwypuklona została największa niespójność związana z publikacją płyty. O ile zrozumieć można nagrania przygotowane specjalnie na wydanie winylowe bądź kompaktowe, to zestawienie utworów na trzy różne sposoby zależnie od formatu kwestionuje tak wyjątkowy, według Rippertona, charakter albumu.

Gdy zwiewny house oczywiście góruje nad nielicznymi próbami wtrącenia bardziej stanowczej motoryki, wypowiedzi muzyka przyłożone do każdej kompozycji z osobna mogą wydawać się zbyt optymistyczne. Jednak rzeczonych rozmaitości wystarcza, by „Niwa” nie nużyła jako całość, ale intrygowała jak zdobiąca ją grafika. W tym celu artystyczne oblicze Rippertona zostało sprowadzone do ram wyjątkowo łagodnych, przez co wyrazistość i agresja, z jaką atakuje, dorównują co najwyżej utworom The Field („Echocity”, „Ecotone”). To w tych okolicznościach chce się go jednak słuchać, a punktem kulminacyjnym jest właśnie unoszące, wręcz epickie „The Sandbox”, w którym nad sprytnie zapętlony śpiew chóru dziecięcego i gitarową melodię wychodzą partie smyczków, dopełniające malowniczy pejzaż. Ripperton w ten sposób maluje dźwiękiem; od „oglądania muzyki” uciec tym trudniej, że kolejne odgłosy natury podtrzymują przekonanie o fizyczności tajemniczego ogrodu. W tym wszystkim niektóre z obrazów rysują się jako rozmyte, nazbyt sielskie, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to w ich bezgranicznej ufności, naiwności kryje się ich urok.

Do kogo jest zatem adresowana „Niwa”? Do fanów Redshape’a, tria Moderat, a może Kaito? Do każdej z tych grup, tym bardziej że trudno nie spojrzeć na Rippertona jak na alter ego szefa labelu, które do Kompaktu wnoszone jest przez wymienionego Hirtoshiego Watanabe. Dla pozostałych będzie to kontynuacja świetnie zrealizowanej elektroniki – za mastering odpowiedzialny jest Oliver Lieb (!) – elektroniki, dodajmy, do słuchania w kapciach. I nic w tym złego, bo „Niwa” to album, który wzorem zeszłorocznych longplayów wspomnianych wykonawców powinien wzbić się ponad garderobiane podziały, a didżejów przekonać, że obecna muzyka elektroniczna wcale nie jest nudna i wyprana z inspirujących punktów zaczepienia. Paradoksalnie, w podobnym tonie o EDM wypowiadał się niedawno również Ripperton…


Ripperton – „Niwa”

Wytwórnia:
Green
Data wydania: 1 luty 2010

Lista utworów:
01. A Simple Thing
02. At Peace
03. Echocity
04. Farra
05. Ecotone
06. A Train to Nowhere
07. Leonor’s Lanugo
08. Des Promesses de Couleurs
09. The Sandbox
10. Solastalgia
11. L’Ardo




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →