’Przede wszystkim funk!’ – wywiad z Dubfire
Jeden z najpopularniejszych przedstawicieli klubowego świata, połowa progresywnej legendy Deep Dish i od niedawna solowy artysta grający techno. Jako Dubfire podbił parkiety numerami takimi, jak „Roadkill”, „RibCage”, „Emissions”, przebojowymi remiksami dla Booka Shade, Radio Slave i wielu innych. W zeszłym roku grał u nas na Godskitchen, w tym sezonie zaszczyci swoją obecnością DJ MAG TECHNO ARENA podczas Global Gathering 2009. Oto zapis rozmowy brytyjskiego DJmaga.
Coraz więcej mówi się o twoim labelu Sci+Tec, planujesz zbudować wokół siebie swego rodzaju rodzinę, jak Hawtin i jego M_nus?
– To nie było zamierzone, ale wygląda na to, że do tego to zmierza. Dopóki wydaję czyjąś muzykę i jesteśmy w kumpelskich relacjach, tak się dzieje. Naprawdę podziwiam to, co udało się Richiemu – oni są kolektywem w prawdziwym znaczeniu tego słowa.
W jakim kierunku zmierza label?
– Żadnych konkretnych planów. Po prostu szukam czegokolwiek, co na płaszczyźnie emocjonalnej jest mi bliskie. To może być coś z mrocznego techno, ale też coś bardzo housowego.
Wydałeś numer Patricka Lindseya, który jest legendą techno z lat 90. Myślisz o zaproszeniu innych, znanych postaci?
– Szczerze mówiąc bardziej ekscytuje mnie wyławianie nowych talentów. Gdy osiągasz pewien pułap twojej kariery, o wiele bardziej wynagradzające jest przedstawianie światu nowych nazwisk, zwłaszcza że nie mają łatwo w pogoni za popularnością. Na przykład bardzo mi zależało, żeby pokazać Josepha Capriati pochodzącego z Włoch. Zawsze grałem muzę od producentów z Neapolu, chciałem znaleźć takich, którzy kojarzą się z korzeniami techno – jak Rino Cerrone – i obok nich przedstawić młodzież.
Na kogo postawisz kasę w tym roku? Kto będzie następnym wielkim?
– David Robertson z Wielkiej Brytanii, znany jako Reset Robot. Zrobił niesamowite tracki Fermiemu i Alanowi Fitzpatrickowi, ale jego własne numery są po prostu fenomenalne.
Co jest ciekawego w jego brzmieniu?
– Jest w tym funk, ma smykałkę do olschoolowego, swingującego funku, który kiedyś robili Masters At Work albo Todd Terry. Ale jednocześnie popycha te klimaty daleko w przyszłość.
Wielu dziś spogląda w przeszłość w poszukiwaniu housowych groove’ów, myślisz, że ostatnio brakowało w techno tego organicznego, funkowego feelingu?
– Może wiele lat temu, choć uważam, że generalnie techno zawsze miało w sobie dużo funku. Osobiście nigdy nie straciłem wiary w techno, ponieważ dzięki tej muzyce pojawiło się wiele intrygujących dźwięków, które nie miałyby szansy w świecie komercji. Jeżeli chodzi o nowe brzmienia, techno zawsze było bardzo otwarte.
Wygląda na to, że sporo artystów ogląda się na muzyczną przeszłość..
– Ludzie w moim wieku są już w takim punkcie, kiedy potrafią docenić niesamowitą historię muzyki tanecznej, a co za tym idzie nawiązywać do starych klimatów. Zresztą, sporo młodych producentów również zgłębia stare rzeczy czyli to, co ich ominęło – myślę, że to fantastyczne.
W twoim miksie dla DJmaga przemyciłeś trochę tribalowych rytmów…
– Tak, ale to bardzo wyciszone tribale. Tribalowe rytmy zawsze były mi bliskie, poza tym to typowy letni groove, który kojarzy się z takimi miejscami jak DC10 na Ibizie.
Kiedy ostatnio czułeś się zainspirowany na parkiecie?
– Cały czas jestem! Ale ostatni mocny moment, jaki pamiętam, to Closing Party w Amnesii. Byłem w klubie przez 12 godzin. Najpierw grałem przez 3 godziny, potem zaczął Sven Vath, wyskoczyliśmy na parkiet z Dannym Tenaglią – to była magiczna noc.
Niedawno odbyła się konferencja WMC w Miami, czy sądzisz, że Miami to nadal dobre forum dla nowej muzyki, jak kiedyś?
– W ciągu roku Miami i całe Stany to nienajlepsze miejsca do promowania nowych brzmień, ale myślę, że ważne jest być tam podczas WMC i prezentować nasze klimaty. Można przy tym poedukować muzycznie ludzi, tak by zdali sobie sprawę, że istnieje alternatywa dla tego wszystkiego, co słyszą przez okrągły rok…