Polska już nie jest krajem o najbardziej restrykcyjnym prawie antynarkotykowym w Europie
Pamiętam, że gdy pisaliśmy o problemie dopalaczy, wielu z Was pisało „niech zalegalizują marihuanę, to nikt nie będzie potrzebował dopalaczy”.
Do legalizacji jeszcze nie doszło i może nigdy nie dojdzie, ale tuż przed ostatnim weekendem znowelizowano ustawę o przeciwdziałania narkomanii, która od 1999 roku była najbardziej restrykcyjna w Europie. Przypomnijmy – każdy, kto został złapany z choćby maleńką porcją marihuany czy innego narkotyku, MUSIAŁ zostać przekazany wymiarowi sprawiedliwości, prokurator nie miał po prostu innego wyjścia. Teraz będzie miał też inną opcję.
„Według nowelizacji zaproponowanej przez resort sprawiedliwości w pewnych okolicznościach prokurator, jeszcze przed wydaniem postanowienia o wszczęciu śledztwa, będzie mógł odstąpić od ścigania za posiadanie środków odurzających lub substancji psychotropowych. Chodzi o przypadek, gdy dana osoba posiada nieznaczne ilości narkotyków na własny użytek i nie jest dilerem. Ponadto, gdy osoba uzależniona podda się leczeniu prokurator będzie mógł wobec niej zawiesić postępowanie, jeśli osobie tej nie zagraża kara wyższa niż do pięciu lat więzienia. Ministerstwo podkreśla jednak, że każdy przypadek osoby zatrzymanej z niewielką ilością narkotyków będzie indywidualnie rozpoznawany przed odstąpieniem od ścigania, a samo odstąpienie nie będzie następowało automatycznie”.
Co o tym myślicie?
Podobno nad ustawą organizacje pozarządowe pracowały już z politykami i specjalistami od 3 lat. Ostateczna wersja ustawy jest kompromisem, który – podobno – wszystkie strony satysfakcjonuje. Dodajmy przy tym, że nikt nie mówi tu o tym, że narkotyki są zjawiskiem w jakikolwiek sposób pozytywnym, chodzi o to, by nie psuć życia wyrokiem za okazjonalne zażywanie, żeby uzależnionych leczyć, zamiast karać. Od 1999 roku spadła liczba łapanych dilerów, natomiast niebotycznie wzrosła liczba osób osadzanych w więzieniach lub dostających wyroki w zawieszeniu wśród osób złapanych z jednym jointem.