Policja kontra nielegalny halloweenowy rave w centrum Londynu
Noc pomiędzy październikiem a listopadem to nie
tylko dziwne stroje. To również szalone do przesady imprezy i wcale
niekoniecznie „typowe”, przebierane domówki…
Może iście amerykańskie tradycje nie przekonały
jeszcze do siebie całego polskiego społeczeństwa, ale z roku na
rok coraz bardziej dane nam jest na własnych skórach doświadczyć
wszelkich uroków „święta” zwanego Halloween i nie jest nam już
ono tak obce, jak jeszcze kilka-kilkanaście lat temu. Wiemy też, co
ludzie są w stanie zrobić z okazji takich nocy, przy odpowiednim
akompaniamencie procentowych trunków lub innych dopalaczy. Nic chyba
jednak nie jest w stanie przebić skalą tego, z czym zmierzyć się
musiała policja w Londynie.
Jeden z tamtejszych budynków stał się obiektem
zainteresowań klubowiczów miłujących się w nielegalnych
rave’ach. Dawna, opuszczona siedziba poczty stała się parkietem dla
kilkusetosobowej imprezy, która naturalnie wzbudziła
zainteresowanie stróżów prawa. Funkcjonariusze służb
porządkowych spotkali się jednak z ogromnym oporem ze strony tłumu,
który mimo zdecydowanych działań policji, powracał nieustannie do
środka hali. Policjanci nie podołali zadaniu przedterminowego
zakończenia zakłócającej spokój mieszkańców okolic budynku
imprezy i – dostosowując się do sytuacji – zmienili destrukcyjne
plany na misję utrzymania porządku na jej terenie.
Na Scum-o-ween zorganizowano dziesięć różnych
scen zawierających trzydzieści systemów nagłośnieniowych, a
zagrało – uwaga – dwustu DJ-ów. Czytając komentarze
uczestników imprezy, dowiadujemy się, że specjalnie na nią
przybywało mnóstwo osób spoza Wysp, a akcja była promowana na
wszelkich portalach społecznościowych. Studiując line-up, niewiele
możemy się dowiedzieć o artystach. Są to nazwiska raczej nieznane
szerszej publiczności, najpewniej działające w tamtejszym
undergroundzie klubowym… Czyli to, co raverzy lubią najbardziej.
Cytując jednego z kilkunastu oddelegowanych do
pilnowania spokoju policjantów, zamykanie imprezy spowodowałoby
„więcej kłopotów, niż byłoby to warte”. Naiwnie wierzono, że
ludzie „zmęczą się i pójdą do domu”. Jakże wielkie musiało
być ich zdziwienie, gdy okazało się, że całość zakończyła
się wiele godzin później. Po początkowych zgrzytach wszystko
odbywało się później we względnie przyjaznej atmosferze, a
policjanci ostatecznie pomagali odnaleźć się w mieście
przyjezdnym, przyjmując też podziękowania za dobrą robotę. Nie
uniknięto jednak głosów wyłamujących się z oficjalnego
stanowiska miasta w tej sprawie – jeden z raverów poskarżył się
prasie, iż akcja prewencyjna sprowadziła się do zamknięcia
wejścia na teren imprezy i bijatyki sprowokowanej przez policjantów.
Prawdopodobnie nie będzie nam dane dowiedzieć się
ile w tym prawdy. Mnie osobiście jednak nie przeraża samo pytanie
„kto uderzył pierwszy”, lecz fakt, że niewiele potrzeba do
wywołania, co tu dużo mówić, anarchii, przynajmniej w jakimś
sensie, podczas gdy urzędnicy do spółki z władzami policji grają
w szachy, kalkulując, czy bardziej opłaca im się utrzymanie
porządku i rozpędzenie imprezowiczów, czy nie sprzeciwianie się
tłumowi, ale zagwarantowanie sobie spokojnego snu, bez wrogich
protestów obywateli, a może i nawet, gorszych od przejęcia
zaledwie jednego budynku i zablokowania jednej ulicy, zamieszek.
Polska kultura rave’owa nie jest niestety (albo i „stety”, bo w
naszym kraju nie skończyłoby się to tak pięknie, jak w historii z
Wysp Brytyjskich) tak wielka, jak to ma miejsce w państwach o
bogatszej historii clubbingu i znacznie rzadziej słyszy się o tego
typu zorganizowanych ruchach. Rodzime media, zamiast dostrzegać, że
dzieje się cokolwiek, wolą skupiać się na narkotykowych aspektach
imprez, podczas gdy – co ciekawe – w prasie angielskiej nie
przeczytamy o nich ani słowa…
Śmialiśmy się kiedyś z potańcówki w rosyjskim lesie, ale czy – poza oczywiście nieco przedpotopowym repertuarem muzycznym – nie o to właśnie chodzi w imprezowaniu? O wyrażanie siebie, o wystąpienie przed szereg i, w pewnym sensie, protestowanie przeciwko panującej sytuacji? Rave lekarstwem na kryzys i niezadowolenie społeczeństwa? Być może jest to podejście nieco zbyt idealistyczne, ale muzyka zawsze spełniała taką rolę. Zawsze, za wyjątkiem ostatniej dekady.