Poglobalowy felieton: mainstage jest dla 'wszystkich’
Czytając komentarze po ostatniej edycji Global Gathering Polska natknąłem się na wiele negatywnych opinii dotyczących seta Martina Solveiga, który przeważnie podsumowywany był jako gość serwujący niewyszukane radiowe hity.
Automatycznie moją głowę zaprzątnęły trzy myśli.
Po pierwsze – to zjawisko absolutnie normalne, że goście typu Guetta, Tiesto czy właśnie Solveig (lub kilku innych didżejów grających mniej więcej podobną liczbę znanych przebojów na godzinę) na 90% tanecznych festiwali świata okupują scenę główną, by zabawiać przybyszy chętnych do zabawy niekoniecznie będących mocno wkręconych w konkretny gatunek muzyczny. Wszędzie tak to działa, skąd więc tyle pretensji do biednego Solveiga?
Po drugie – ktoś będący konseserem house’u, trance’u czy techno zwykle jest na tyle poinformowanym człowiekiem, że wie co reprezentują gwiazdy festiwalu. Jeden klik przed imprezą wystarczy, by sprawdzić poprzednią tracklistę danego didżeja i wszystko staje się jasne przecież.
Po trzecie – naturalną konsekwencją punktu drugiego jest sytuacja, w której człowiek, któremu nie pasują tracklisty DJ-a w czasie, gdy dany DJ gra, organizuje sobie wycieczkę na inną scenę, zwłaszcza, że akurat w sobotę scen do wyboru było sporo. Tu dochodzimy do sedna moich wątpliwości – skąd ktoś, kto nie cierpi takiego grania jak Solveig, wie w ogóle co Solveig grał? Dlaczego w ogóle był w pobliżu?
I nade wszystko – widziałem, co się działo podczas jego występu i jedno mogę powiedzieć – Francuz ostro rozbujał ileś tysięcy osób pod sceną.
Mam więc pytanie do narzekających na jego repertuar: czy w tym czasie wraz z innymi byliście pod sceną i wraz z innymi dobrze się bawiliście? Jeżeli w tym czasie byliście gdzie indziej, to w czym problem?:)
Podobne pytanie mam do nieobecnych na Globalu – czy jeżeli Wasz partner nie lubi techno (trance’u/house’u) i woli się bawić przy przebojowej muzie na maistage, wolelibyście jednak wbrew jemu/jej, żeby tego na imprezie nie było i żeby musiał/a z Wami się męczyć na Waszej, specjalistycznej scenie? Czy jednak lepiej jest usłyszeć od niej/go, że zabawa była super? Idąc do restauracji zabieracie partnera do takiej, w której jedzenie jest dobre tylko dla jednego z Was?
Tak jest na całym świecie i między innymi dlatego tam tak to fenomenalnie działa, na festiwal wybierają się całe paczki znajomych i wszyscy są potem zadowoleni. Czy nie o to powinno chodzić?
foty: mmtrojmiasto.pl.