Płyta winylowa z bliska
Historia czarnej płyty sięga odległego roku 1887, gdy Emil Berlinger wynalazł gramofon, udoskonalając fonograf – wcześniejszy wynalazek Thomasa Edisona. Od tamtych czasów niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o ich zastosowanie, bo wielu DJ-ów po dziś dzień czci taką formę zapisu muzyki ponad wszystkie inne nowoczesne gadżety.
Naukowiec z nowojorskiego uniwersytetu Rochester, Chris Supranowitz, pracująć na co dzień w insytucie optyki, postanowił przyjrzeć się temu zjawisku z bliska. Dosłownie. Podobno wymaga to nieco więcej pracy, niż zwykłe wstawienie płyty pod przyrządy optyczne skomplikowanego mikroskopu elektronowego.
Już na dwustukrotnym powiększeniu widzimy, jak niepewnym nośnikiem jest płyta winylowa, a powiększenie pięćset razy może nas chyba tylko w tym utwierdzić (dla porównania obok fotografia powiększonego CDka). Nic dziwnego – w dwudziestym wieku standardem były straty jakości w postaci obcięcia górnej granicy częstotliwości rzędu: 20kHz po jednym odtworzeniu, 14kHz po piętnastu i o zgrozo 8kHz po osiemdziesięciu odsłuchach (pamiętając oczywiście, że ludzki słuch kończy się na ok. 20kHz, a 8kHz to mniej więcej górna granica dźwięków związanych z mową) . I chociaż w dzisiejszych czasach technologia produkcji gramofonów poszła do przodu, zasada pozostaje podobna – im częściej słuchamy, tym gorsza ostatecznie będzie jakość płyty. A przecież, patrząc na niedawną degradację można się zmartwić – próg 80 przekracza się bardzo szybko.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego wszyscy tak kochamy winyle za ich brzmienie? Wiąże się to z prostym faktem wynikającym z kompletnie odmiennych standardów dla ostatecznego masteringu utworów lądujacych na takim nośniku. Przez lata europejską normą było obcięcie basu na 250–300 Hz i sopranów powyżej 10 kHz o kilka decybeli względem reszty. Oczywiście dziś trudno byłoby zaakceptować takie brzmienie, zwłaszcza na imprezie – jednak to właśnie o nim mówi się z łezką w oku i tęsknotą w głosie…
Każdy maniak wyłoży Wam natychmiast milion powodów, dlaczego to igła skacze od basu poniżej 60Hz i jak to brzmienie analogowe jest cieplejsze od cyfrowego. Nikt z nich nie wytłumaczy natomiast, dlaczego płytę winylową ze spokojem zgramy do postaci pliku WAV lub mp3 i bezproblemowo odtworzymy to samo „ciepło”. Podobnie jak w przypadku najpiękniejszych modelek świata, w „czarnuchach” kochamy drobne niedoskonałości – bo czymże jest przykuwający uwagę, lekko krzywy nos, wobec idealizowanej przez nas całej reszty?