Pleasurekraft: 'Nasze motywy mają zapadać w głowie’
Nie ma chyba na świecie duetu, który wybiłby się szybciej niż transatlantyckie duo Pleasurekraft. Ich „Tarantula” swego czasu zrobiła niemałe zamieszanie na rynku, ale co robią panowie prawie rok po tym? Z okazji występu w londyńskim klubie Ministry Of Sound wortal Ihouseyou wypytał ich o to i owo. Już niebawem, podczas polskiej edycji festiwalu Global Gathering, będziecie mogli przekonać się sami, jak na żywo brzmi miks szwedzko-amerykański…
Więc ta sobota będzie waszym pierwszym występem w londyńskim
Ministry of Sound, jakie są wasze oczekiwania? Czy dużo
słyszeliście o klubie?
Oczywiście Ministry to jedna z największych nazw na scenie
klubowej, więc nie wyobrażam sobie kogokolwiek w naszej branży nie
słyszącego wiele o klubie i marce. Z pewnością jesteśmy
zachwyceni grając w tak prestiżowym lokalu tak wcześnie w naszej
karierze muzycznej – „Tarantula” wyszła dokładnie rok temu, w
tym tygodniu! Z tak świetną reputacja spodziewamy się nocy, którą
zapamiętamy na długi czas!
Co macie w zanadrzu dla publiczności Ministry?
Będziemy oczywiście testować kilka nowych i niewydanych utworów
– ale, co ważniejsze, nie możemy doczekać się pokazania
publiczności – jak pokazywaliśmy każdemu miastu, w którym
graliśmy – że Pleasurekraft to nie tylko te głębokie i dziwne
brzmienie tech housowe, ale że gramy też peak-time’owy tech house,
house i techno. To coś, przez co ludzie są mile zaskakiwani.
Znani jesteście z posiadania bardzo unikalnego brzmienia, jakie
jest wasze podejście do projektów swoich i remiksowych?
Cóż, przy tak łatwo dostępnej technologii produkcji muzyki,
nie ma już deficytu producentów, a w rezultacie coraz trudniejsze
staje się posiadanie tego „unikalnego” brzmienia. Ogólnie
staramy się mieć utwory, które po długiej nocy w klubie – gdy
się z niego wychodzi – będą miały motyw, który zapada w
głowie, i którego nie można przestać nucić. Naszym celem, gdy
tworzymy kawałki, jest tworzenie zorientowanych na groove utworów
tech house’owych, ale biorąc kartkę z książki zwanej „muzyka
pop”, utworów, które mają w sobie motyw, do którego może się
przyczepić słuchacz.
Zremiksowaliście ostatnio „Harmageddon” Green Velvet, jak to
jest, pracować z jedną z legend muzyki elektronicznej?
Nie mogę nawet zacząć opisywać, jak bardzo jest to
niesamowite. Gdy twój telefon dzwoni rano, patrzysz i widzisz, że
to Curtis dzwoni – to surrealistyczne uczucie. Zadzwonił do nas
jakieś osiem minut po tym, jak wysłaliśmy mu remiks do
„Harmageddon” – zamiast odpisać mailem – tylko, by powiedzieć
nam jak bardzo powalił go kawałek i że dosłownie oniemiał – w
pozytywny sposób. Chodzi mi o to, że któż nie chce takiej
reakcji, gdy remiksuje czyjś utwór?!?! I oczywiście Green Velvet
nie jest tylko „kimś”! W każdym razie, początkowy remiks do
tego, miał w sobie wokal Johnny Casha, gdzie czyta Apokalipsę, z
jego niesamowitego kawałka „When the Man Comes Around”.
Wiedzieliśmy po nazwie kawałka i po tym, że Curtis jest bardzo
uduchowionym facetem, że to była ścieżka, którą chcieliśmy
obrać, a gdy Curtis posłuchał tego, zasugerowaliśmy, że może
najlepiej byłoby, gdyby sam wszedł do studia i nagrał fragmenty
Apokalipsy osobiście – co słyszycie w finalnej wersji.
Z kim najbardziej chcielibyście współdziałać przy kawałku,
spośród ludzi, z którymi jeszcze nie pracowaliście?
Kalle pewnie
powie Robyn, a ja prawdopodobnie stwierdziłbym, że Lil Wayne.
Zaskoczeni?
Mieszkacie jakieś cztery tysiące mil od siebie, jak działa to
przy produkcji i przygotowywaniu setów DJ-skich?
To trochę niewygodne i intensywne czasowo, ale teraz, gdy nie
pracujemy już w dzień i jesteśmy razem w trasie znacznie częściej,
udało nam się pracować nad produkcjami i przygotowywać sety
DJ-skie razem.
Jaki był najważniejszy do tej pory moment w waszej karierze?
Prawdopodobnie wygranie „Top Track of the Year” w nagrodach
Beatport.
Co jeszcze Pleasurekraft przyszykowało na 2011?
Wyjazdy, wyjazdy, wyjazdy. Kilka nowych kawałków, w tym remiks
dla „The Antidote” Style of Eye, nowy, trochę bardziej housowy w
stylu, oryginał, nad którym pracujemy dla Saved Nika Fanciulli oraz
produkcja z wokalem od Green Velveta. Nie mogę się tego doczekać!