News

Piotro odpowiada Tioanowi: 'Szkoda energii na muzyczne wojny’

Piotro: 'Początek 2008 roku. Poznań, ulica Śniadeckich. Wraz z redaktorem Żyskim w kwaterze DJ Maga słuchamy „The Bass” Sandera van Doorna będąc lekko w szoku, że jakikolwiek producent kojarzony z trance odważył się na zastosowanie tego typu rozwiązań. Nie mam prawa twierdzić, że to był przełom, wcześniej szokujące było to, co Aalto zrobili z „5”, a mała rewolucja trwała przez cały 2007 rok. Wielu producentów zwróciło się w stronę siarczystych electro-basów, co nieraz powodowało oburzenie fanów klasycznego upliftingu. Dla mnie, jako fana transów był to oręż w walce na argumenty przeciwko tym, którzy mówili, że ten gatunek muzy stoi w miejscu i „umiera”.

Stadium choroby.

Najgorzej ze mną było na studiach. Trafiłem w kompletnie nowe środowisko, wziąłem za pewnik to, że ludzie, których tam spotkam, będą znacznie bardziej otwarci na muzykę niż ci, których zostawiłem w swoich stronach. Naprawdę wierzyłem w „ewangelizację”, że ludzie pokochają trance, jeżeli im go zaprezentuję. Zrezygnują ze słuchania swoich ulubionych zespołów na rzecz melodyjek Ottavianiego lub Mike’a Shivera (każdy musiał mieć swojego niedostatecznie popularnego producenta, aby wszystkim mówić, że jest niedoceniany). Byłem głupim idealistą nie zdającym sobie sprawy z wielu rzeczy, z punktu widzenia psychologiczno – filozoficznego można powiedzieć, że moja mapa rzeczywistości nie była zbyt rozbudowana. Potrafiłem toczyć długie dyskusje w obronie breakdownów i melodii z presetów vengeance, bynajmniej nie zyskiwałem dzięki nim przyjaciół. Radykalne „moja racja jest mojsza” znam aż za dobrze. 

Praca w DJ Magu była początkiem pięknej przygody, ale jednocześnie początkiem końca fascynacji muzyką, bez której nie wyobrażałem sobie życia i zdaję sobie sprawę, że brzmi to patetycznie jak breakdowny na ówczesnych albumach Armina. W pewnym momencie epickie pochody syntezatorowych arpeggiatorów przestały robić wrażenie, słodziutkie wokale śpiewające o miłości i sensie życia zaczęły irytować, a człowiek zaczął szukać „głębiej” odkrywając, że trance nie jest „muzyką wybraną”, jedyną zaopatrzoną w melodie i „emocje”. 

Apostazja.

Do transu jakoś pasują mi określenia kojarzone z religią. Armin, dla którego swego czasu urwałem się z poprawy z polskiego, bo akurat miał międzylądowanie w Warszawie i MSM zorganizował konferencję, po pewnym czasie stał się dla mnie „papieżem transu”. Białe koszule, podnoszenie flagi i jezuskowa poza w oczekiwaniu na nigdy nienadchodzące wniebowstąpienie podczas niekończących się breakdownów. Dodatkowo fani transu, z którymi coraz trudniej było mi znaleźć wspólny język. Ich fanatyzm, ich przekonanie, że mają do czynienia ze „sztuką wyższą”, „prawdziwymi emocjami”, stały się dla mnie absurdalne. 

Normą było, że recenzentowi objeżdżającemu transowy album zarzucano brak kompetencji i niemożność docenienia „prawdziwej sztuki”. Oczywiście, nie słuchali tylko transu, słuchali też Vocal trance, tech trance… 😉 no i Coldplay, bo ich ciągle transowcy remiksowali. Producenci, którzy zboczyli z „jedynie słusznej drogi” są skazani na wieczne potępienie (chyba, że się nawrócą, znany motyw). Pocieszające (a może zatrważające) jest to, że nie jest to tylko polska specjalność, co można było zaobserwować kiedy Ferry wrzucił zdjęcie z Garrixem. Tacy muzyczni „obrońcy krzyża”. 


Obserwując komentarze pod niedawną rozmową z Tioanem widzę, że niewiele się zmieniło, chociaż miejcie na uwadze to, że opisuję jakiś urywek rzeczywistości. Dodajcie do tego nieodłączne gadanie o „natchnieniu”. Kiedyś w wywiadzie Paul Miller powiedział: „nigdy nie wiem, gdzie zaprowadzi mnie proces twórczy” – te słowa wypowiedziane przez gościa, który miał (2008) każdy numer taki sam, brzmiały jak jakiś żart. Jak ci to, Paweł, wytłumaczyć – proces twórczy zawsze zaprowadzał cię w to samo miejsce (nie wiem, jak jest teraz, bo nie śledzę). 

Cała ta branża stała się dla mnie parodią samej siebie, ale akceptuję fakt, że to po prostu przestała być muzyka dla mnie. Zamiast przyjąć postawę w stylu „za komuny było lepiej”, postanowiłem grzecznie opuścić wypełnioną załzawionymi twarzami (te emocje!) publikę i znaleźć sobie inne obiekty muzycznych fascynacji. Pewne rzeczy po prostu przychodzą i odchodzą. W tym miejscu pozdrawiam każdego, kto z tego powodu nie stał się szukającym winnych takiego stanu rzeczy frustratem.

„Na takie podejście brak mi słów”

Kiedyś uważałem disco polo za najgorszy shit, jakiego mogą słuchać ludzie (teraz to jeden z najgorszych;)) i gdybym miał tę moc, to bym zakazał ludziom słuchania tego badziewia. Nie napiszę wprost, że to dojrzałość, ale nabierając dystansu do życia zacząłem patrzeć na to pod innym kątem: tego typu dźwięki nie są dla mnie, ale komuś obcowanie z nimi sprawia radość. One man’s trash is another man’s treasure. 

Nie rozumiem, jak można chcieć zakazać czegoś, co komuś sprawia radość, a ciebie w ogóle nie dotyczy i w żaden sposób nie jest tobie wciskane na siłę. Kwestia wyboru – okres w historii świata pozbawiony tej opcji nazywał się komuną. Myślę, że każdy ma prawo bawić się przy czym chce, obojętnie jak obraźliwe dla inteligencji ci się to wydaje. Tak jak każdy ma prawo powiedzieć co chce, nawet jeżeli przy okazji kompletnie się skompromituje. 

„Kserokopiarki. Nie zasługują na to, żeby być tam, gdzie są” 

Rozmowa z Tioanem bardzo mnie rozbawiła. Niektóre radykalne teksty prawie jak ja 10 lat temu. Nie znam człowieka, mam nadzieję, że ten tekst nie dotknie go osobiście (poziom komentarzy na fejsie tego nie gwarantuje), a ja napisałem te kilka słów, aby pokazać, że też toczyłem „święte wojny” i uwierzcie mi, ludzie zarządzający FTB kilka lat temu nie mogli sobie wyobrazić, że napiszę coś podobnego 😉 

Świadomość tego, że nie wszystko na świecie muszę rozumieć, jest dla mnie oswobadzająca. Jeżeli Skytech postanawia grać big roomy, to jest tylko i wyłącznie sprawa jego i ludzi, do których ta muzyka dociera. Znam Mateusza od ponad 8 lat, tak się składa, że kontaktujemy się w miarę regularnie i muszę Wam wszystkim coś napisać, bo widzę, że nie każdy potrafi pewne fakty zaakceptować. Otóż Skytech:
– nie ma kredytu ani rodziny na utrzymaniu (czyli nie robi tego dla hajsu)
– nie wisi hajsu żadnej mafii (czyli nie robi tego dla hajsu)
– na jego gigi ludzie nie są naganiani siłą przy pomocy karabinów, tylko, wyobraźcie sobie, kupują bilety (!!) jest to ICH ŚWIĘTE PRAWO spędzania swojego czasu w ten sposób. Niektórym to nie mieści się w głowie.

Łatwo jest oskarżyć o zazdrość (czego nie zrobię), tak samo jak łatwo oskarżyć o „sprzedanie się” (co zostało jasno powiedziane).

Ostatnio bramkarz Górnika Łęczna powiedział, że nie przeszedłby do Legii nawet za milion euro tygodniowo, bo jest kibicem Lecha. Wow, pięknie, człowiek z zasadami. Warto się zastanowić, czy zawodnik ten reprezentuje klasę sportową odpowiednią na ten klub? Raczej nie. Ja teraz deklaruję, że nigdy nie przejdę do Realu Madryt, bo moje serce bije dla Barcelony. To nic, że Florentino Perez nie ma pojęcia o tym, że istnieję, ja po prostu mam swoje zasady i mówię tylko prawdę 🙂 Myślenie jakoby Tom Swoon czy Skytech zabierają publikę Tioanowi, przyznajcie, jest mocno naciągane, a taki wniosek można wysnuć z rozmowy. 
Kim jesteś, żeby uważać, że to co robisz jest bardziej wartościowe? Jak to mierzysz? 
Pomyśl, ilu ludzi na świecie nie ma pojęcia o muzie i nie odróżni twojego numeru od numeru Skytecha, oj to by dopiero bolało. Znowu ta sprawa „ewangelizacji” – ludzie mają dość sieki, są zmuszani do słuchania jej, zaraz się nawrócą, zaraz muzyka będzie tak samo dobra jak kiedyś, trzeba im tylko pokazać, że prawdziwe emocje… taa 🙂 Zdziwisz się nie raz, jak ktoś nazwie to co robisz rzadkim guanem. Przeszkadza różnorodność? Polecam Chiny – tam nie będzie problemów z byciem takim samym jak reszta. Znowu ta komuna…

Swoją drogą to ciekawe, jak wielu hejtujących Skytecha „roszczeniowców” kupowało jego muzykę, kiedy ta była „właściwa”, zanim zaczął robić tą „tanią, robioną pod fejm”. Dżizas, trochę dystansu ludzie, to tylko muzyka. Proponuję poświęcić energię na budowanie tego, czego chcecie, a nie hejtowanie tego, co wydaje się wam największym zagrożeniem ludzkości. Z mocnym podkreśleniem „wydaje się”. Nie warto być Kukizem polskiej sceny elektronicznej (proszę, tylko bez „antysystemowości” w tym wypadku) 😉 Chcecie dobrej muzy? Szukajcie, a znajdziecie. Jak słyszę, że artyści tacy jak Disclosure czy Gorgon City dostają się do masowych mediów, to aż zazdroszczę dzieciakom, że dzisiaj mają tak łatwy dostęp do muzyki. Dla wielu ludzi jest to początek pięknej przygody. Peace.

Piotro’. 

(Piotr Truszkowski, kiedyś DJ Magazine Polska i FTB.pl, aktualnie Polskie Radio Czwórka. Również DJ i producent nagrywający m.in. jako Piotro – z wydaniami m.in.u Solarstone’a – i ostatnio jako True Dat).



Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →