News

Ostatnie TranceFusion: nasze wspomnienia z Pragi

Od kiedy tylko potrafię sięgnąć pamięcią, nasi południowi sąsiedzi kojarzą mi się z piękną Pragą, Mostem Karola, pysznym piwem i kolorowym lentilkowym smakiem dzieciństwa. Od kilku lat skojarzenie te biegnie również w stronę świetnych czeskich eventów, także tych spod znaku Trancefusion. Wielka szkoda, że to już koniec – powiedzieć 'Goodbye’ do organizatorów przyjechało wraz ze mną i moją ekipą wielu innych rodaków –  na każdym kroku widziałam polskie flagi mimo tego, że była to Wielka Sobota, a więc termin średnio nam odpowiadający.

Pod Pałac Przemysłowy przyjechaliśmy autokarem z Wrocławia około godziny 19. Tak jak w roku poprzednim obok Pałacu rozłożone zostało wesołe miasteczko, jednak było zbyt zimno, by skorzystać z jakiejkolwiek atrakcji. Wejście na teren imprezy odbyło się lewym skrzydłem Pałacu bez kolejek i zbędnego czekania. Przywitały nas hostessy rozdające książeczki, w których mogliśmy znaleźć informacje o artystach, mini mapkę z podziałem na sceny i sprawdzić godziny występów dj-ów. W dalszej części ustawiono ściankę z dużymi napisami po obu stronach. Z jednej napis „Trancefusion Time to Say Goodbye”, natomiast po drugiej stronie ścianki napis „Thank You”, przy których wszyscy robili sobie pamiątkowe zdjęcia. Dla osób, które chciały na chwilę odpocząć stworzono strefę chill outu gdzie ustawiono stoły z piłkarzykami, krzesła, stoliki oraz duże i wygodne siedziska, na których można było położyć się i zrelaksować, czego nie odmówiłam sobie o 3 rano, gdy dopadł mnie chwilowy kryzys. Jak to zawsze na czeskich eventach bywa, spotkaliśmy się z dużym wyborem dobrego jedzenia oraz napojów, począwszy od wody i soków po piwo, wino oraz wysokoprocentowy alkohol.

Na scenie głównej, która mieściła się w prawym skrzydle Pałacu po raz pierwszy pojawiłam się, gdy swój set rozpoczynali Beat Service oraz Mark Sixma. Budową minimalnie różniła się od tych z poprzednich lat. Na jej wystrój składało się duże serce znajdujące się na szczycie konstrukcji sceny, kilka ekranów multimedialnych, laserów, stroboskopów i ruchomych głów. Nie zabrakło też atrakcyjnych tancerek, choć to pewnie męska część publiczności bardziej zwracała na nie uwagę i byłaby w stanie coś więcej na ich temat powiedzieć.

Co ciekawego zaprezentował nam pierwszy  z wielu zaplanowanych na tę noc duetów? Na początek usłyszeliśmy „Panta Rhei”, które stworzyli Mark Sixma w duecie z Arminem van Buurenem, a chwilę później „Multiverse” od Alexandra Popova. Poza tym poszaleiiśmy jeszcze do „Nothing Without Me” w remiksie Beat Service, „Requiem” od samego Marka, a także do garści klasyków, takich, jak chociażby „Cafe Del Mar” oraz „Adagio For Strings”, które skutecznie rozgrzały wszystkich na main stage. Czy nie było za wcześnie na takie sztosy? Zgromadzeni na parkiecie na pewno nie mieli nic przeciwko, nie było szans ustać w miejscu, mocne otwarcie imprezy!

O godzinie 21 za konsolą pojawili się Panowie Roger Shah wraz z Pedro del Mar i zgodnie z oczekiwaniami wprowadzili nieco innym klimat – zabrali nas w iście balearyczną podróż. Duet ten swój występ rozpoczął od cudownego „Healesville Sanctuary”, która zapewne niejednego z Was przyprawia o dreszcze. Panowie zaserwowali nam również takie utwory, jak „Lost” z pięknym wokalem Zary, „Going Wrong” z wokalem Chrisa Jonesa, a także „Perfect Love” w wykonaniu Adriny Thorpe. Roger często grał na swoim małym keyboardzie. Występ był przepełniony słodkimi wokalami i balearycznymi melodiami, bardzo przyjemny dla ucha oraz idealny do pokołysania się na parkiecie (może jednak trochę za wolny, zwłaszcza po secie poprzedniego duetu).

Potem przyszedł czas na atrakcję specjalną – chwilę po 22 na scenę wraz z gitarą wskoczył Eller van Buuren i zagrał dla wszystkich zgromadzonych na main stage „We Will Rock You”, następnie „Zocalo” jego starszego brata Armina oraz na koniec  „If I Lose Myself Coming Home” w mash upie Shura Vlasova. Publika zgotowała mu gorącą owację, trzeba przyznać, że szalejący na scenie giarzysta to przecież nie jest często widok na trancowych (czy szerzej – tanecznych) eventach.

Wielu Czechów (i Polaków) odliczało już minuty do spotkania z dwoma doświadczonymi Brytyjczykami – Andy Moor oraz Lange zaczęli od bardzo skocznego utworu, jakim jest „Atlas” produkcji Wrechiski & Jason Ross. Refren kolejnej nuty pod tytułem „Shelter” śpiewali już wszyscy znajdujący się na parkiecie. W czasie tego występu usłyszeliśmy jeszcze wiele kawałków z wokalami oraz kilka mocniejszych i szybszych produkcji, jak choćby”Carte Blanche” w remiksie Davida Gravella oraz „Remember This” Markusa Schulza. Tych wokali mogli Anglicy trochę oszczędzić, zwłaszcza, że po nich zaplanowano występ.. wokalistki.

Chodzi oczywiście o Susanę, która podbiła parkiet legendarnym już „Shivers”. Nie trzeba dodawać, co się wtedy działo! Następnie przyszedł czas na „Home”, a na koniec wykonała utwór „RAMelia”, podczas którego na scenę wbiegł RAM, by towarzyszyć Susanie podczas występu z dłońmi złożonymi w kształt serca. Był to jeden z tych poruszających serce momentów i naprawdę widziałam wśród ludzi przy scenie, że niejednej osobie zakręciła się łezka w oku!  Pośpiewaliśmy w każdym razie razem z nią i było naprawdę sympatycznie.

W oczekiwaniu na poranne sety Tyasa i De Jonga oraz Kearney’a i Sneijdera,  wybrałam się sprawdzić klimat na Classic Stage. Scena klasyczna została umieszczona tak jak rok temu w środkowym skrzydle Pałacu. Swoim skromny wystrojem, na który składało się kilka świateł oraz ekran multimedialny szczerze mówiąc nie powalała na kolana. Jednak od znajomych wiem, że to wszystko zeszło na drugi plan już o godzinie 20, gdy za konsolą pojawił się sie jedyny w swoim rodzaju Ralph Armand Beck, czyli Taucher. W czasie jego godzinnego seta usłyszeć mogliśmy „Ayla” w jego autorskim remiksie, które wywołało euforię na parkiecie, a także wiele innych świetnych klasyków. Swoim zabawnym, a także niekiedy aż żenującym zachowaniem spowodował podobno, że publika nie tylko była muzycznie spełniona, ale też niektórych bolał brzuch ze śmiechu. Gdy osobiście trafiłam po godzinie 23 na classic stage, na scenie szalał już DuMonde.  Niemiecki DJ zagrał sporo nieśmiertelnych sztosów jak „Lethal Industry” czy „On The Move” w swoim remiksie. Jego wyśmienity dobór piosenek oraz kontakt z publiką sprawiły, że od kilku osób usłyszałam, że był to set imprezy.

Kolejną dawką klasycznego brzmienia poczęstował nas Kai Tracid. W pysznej mieszance kawałków w jego secie nie zabrakło „Smack My Bitch Up” The Prodigy czy „Dooms Night” od Azzido Da Bass. W czasie tego występu bawiłam się wyśmienicie i skakałam ile sił w nogach. Po występie Kai’a przyszedł czas na Pana, na którego czekałam najbardziej, czyli na Johana Gielena. Ten dobrze znany w Polsce belgijski DJ obowiązkowo poczęstował nas ponadczasowym „Twisted” oraz jego autorskim „Physical Overdrive” w remiksie Darrena Portera. Było też kilka wzruszających momentów – któż nie chciałby na evencie usłyszeć „Satellite” od OceanLab czy „Sound Of Goodbye” od Armina? Johan chyba jeszcze nigdy nie zawiódł mnie swoim występem na jakimkolwiek evencie, również w Pradze porwał mnie wysoko i znów muszę przyznać, że był dla mnie najlepszy z wszystkich!

Choć końcówka na scenie głównej również prezentowała się fantastycznie –  Sean Tyas i Menno de Jong rozpoczęli od świetnego utworu „Transmission” Future Frequency. W ich secie mogliśmy usłyszeć również numer od Menno, z wokalem Noire Lee, czyli „Creatures Of The Night” oraz „Aztec” od Neptune Project. Było bardzo energetycznie, w związku z czym wszyscy na parkiecie, mimo pierwszych uczuć zmęczenia bawili się wyśmienicie, wysoko skakali przy każdej kolejnej nucie serwowanej przez ten duet.

Bryana Kearney’a oraz Sneijdera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Już od samego początku zawładnęli wszystkimi będącymi na parkiecie main stage. Na początek wrzucili nam swój wspólnie stworzony „Proper Order”. Później wszyscy bawiliśmy się przy tegorocznym hymnie A State of Trance „Together” w remiksie Kearney’a, a także między innymi przy świetnym „Apache” w remiksie John O’Callaghana. Set był mocny, a panowie grając dla nas kolejne kawałki nie pozwolili ani przez chwilę się nudzić, nie było kiedy nawet pomyśleć o odpoczynku.

Jeszcze słowo o trzeciej, najmniejszej  scenie –  nazywała się Foyer i mieściła się w korytarzu niedaleko sceny classic. Posłuchać tam można było lokalnych dj-ów z Czech i Słowacji. Na scenie tej mogliśmy zobaczyć choćby Nifrę, którą wszyscy dobrze pamiętamy ze świetnego występu rok temu na Transmission w Bratysławie. Nie miałam jednak okazji zajrzeć tam na dłużej – poza końcówką, gdy przywiodły mnie brzmienia hardstylowe. Scena miała być zamknięta o godzinie 6, jednak jeszcze po 7, gdy opuszczałam już teren imprezy, słychać było z niej szybkie i mocne granie.

Smutno się rozstawać z Trancefusion – zwłaszcz, że zgotowali nam świetny, niezwykle imprezowy pierwszy weekend kwietnia. Zaczął się już w piątek wieczorem i skończył w niedzielę późnym popołudniem. Dla wytrwałych organizatorzy przygotowali bowiem oficjalne pre-party i oficjalne after party we współpracy z Mecca Club Prague. Miłośnicy maratonów mogli spędzić na parkietach cały – dosłownie – weekend! 

Wielkie dzięki dla BTL Agency, która w ciągu 4 lat zorganizowała aż 15 edycji tej imprezy i dołożyła wszelkich starań, by zadowolić fanów trance’u nie tylko z Czech. Eventy te łącznie odwiedziło ponad 50 tysięcy uczestników. Usłyszeć mogliśmy 150 dj-ów oraz 10 wokalistów na żywo, a także obejrzeliśmy 120 wystąpień z udziałem muzyków, tancerzy, a nawet cyrkowców. Organizatorzy na pocieszenie powiedzieli, że edycja w roku 2015 będzie ostatnią, wyprodukowaną imprezą spod znaku Trancefusion w takim klimacie, jednak to nie ostatnia impreza tej agencji. Czekamy zatem na nowe pomysły mając nadzieję, że na didżejów trancowych również znajdzie się miejsce. Trancefusion: dziękujemy za wszystko, będziemy tęsknić!

Żaneta Wadzicka

TRANCEFUSION 2015 Prague by MINISTRY Rental Service

Trancefusion · Time To Say Goodbye 04-04-2015 Praque Aftermovie

Trancefusion – Time to say goodbye 4.4.2015 Classic stage

04.04.2015 – TRANCEFUSION: Time To Say Goodbye – Johan Gielen

TranceFusion 2015 – Woody van Eyden (Full HD)



Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →