Oczyszczony z narkotyków Wolfgang Gartner
„Między 14 a 20 rokiem życia brałem dużo narkotyków, naprawdę ogromne ilości. Wreszcie sięgnąłem dna, nie miałem nawet centa, nie mogłem zapłacić za mieszkanie, miałem pełno długów i byłem totalnie wypalony po przesadzeniu z ecstasy i wszelkimi innymi cholerstwami, które da się wciągnąć. Gdy skończyłem 20 lat, poszedłem na detoks i oczyściłem się” – mówi Beatportalowi Wolfgang Gartner, jeden z najpopularniejszych ostatnio electro-housowych producentów. Tam poznał młodego producenta hip-hopowego, którego sam nauczył kilku sztuczek, w zamian miał możliwość skorzystania z jego studia.
„Wysyłałem swoje kawałki przez siedem lat, mniej więcej po roku od oczyszczenia, udało mi się podpisać kontrakt. Ponieważ większość mojego dotychczasowego życia przeżyłem jako ścierwo, nieudacznik, kryminalista, narkoman i generalnie kupa gówna, wiedziałem dobrze czego nie robić, jak się nie zachowywać. Cały mój sukces zawdzięczam właśnie temu. To nietypowe w tym biznesie być trzeźwym, ale dla mnie nie ma innego sposobu”.
Wcześniej było Joey Youngmanem, Wolfgangiem stał się dopiero w 2007 roku. W przeciągu 12 miesięcy miał już na Beatporcie trzy hity TOP 10. Znany jest ze świetnie skompresowanych bębnów, mocnych basów i rakietowych build upów. Jak wyjaśnia: „Moja muza zawsze taka była, to chyba kwestia takiego a nie innego mózgu, sposobu w jaki odbiera on dźwięki. Gdy robię numer, powstaje główny loop. Potem, gdy już przesłucham go setki razy, przestaje mi się podobać, mówię sobie Hej, mogę to zrobić lepiej!. Potem dorzucam kolejne części i elementy, mam taką biologiczną potrzebę, żeby użyć wszystkiego co stworzyłem, niczego nie wyrzucam, żeby nie czuć, że zmarnowałem na to czas”.
Jako DJ też potrzebuje ciągle odmiany, więc przez większość część tygodnia siedzi w studiu przygotowując re-edity i mash upy do swoich setów. Jak mówi: „Nie ma opcji, żebym wpadł na numer, który uważam za całkiem doskonały. Mogą podobać mi się jakieś jego motywy, ale nigdy cały, coś jest zawsze nie tak, więc muszę poprawiać. Poza tym dużo czasu spędzam na szukanie czegoś, czego nikt nie ma. Nie wyobrażam sobie grać kawałków, które wszyscy znają, bo się dobrze sprzedają. Z drugiej strony trudno dziś o dobry kawałek, który się nie sprzeda. To dość dziwne, ale klubowa publiczność okazuje się mieć dobry gust!”.