O sprzedażowych przekrętach sklepów z ’empetrójkami’ i praniu pieniędzy słów kilka
Zastanawiałem się kiedyś, czy tylko mnie wydaje
się, iż listy sprzedaży sklepów internetowych z muzyką są
fałszowane na potrzeby umów promocyjnych z artystami? Wiedząc, że
wychodzi nowy kawałek Deadmau5a, albo coś z jego labelu, wiem już
kto będzie na drugi dzień na pierwszym miejscu Beatportu. Może
obracając się w naszym polskim za… ścianku, nie jestem w stanie
wyobrazić sobie ogromu sukcesu Joela, który prawdopodobnie nie ma z jakimikolwiek przekrętami nic wspólnego, a może jest to coś więcej
niż tylko gigantyczna popularność?
Kocham teorie spiskowe, zwłaszcza takie, które
zdają się potwierdzać wraz z odkrywaniem coraz to nowszych
rewelacji. Nie jest to może 9/11, ale ostatnio dobiegła nas
arcyciekawa informacja mówiąca o milionowym procesie, jaki
wytoczyła jednemu z właścicieli Beatportu konkurencja –
bynajmniej nie mowa tu o konkurencyjnym sklepie, lecz o właścicielu
jednego z klubów w Denver, który wypowiedział bookingową wojnę
monopoliście na tamtejszym rynku, władającemu jednocześnie pewnym lokalem i gigantem sprzedającym MP3.
Szybko okazało się jednak, że jest to walka z
wiatrakami, gdyż artystom chcącym wystąpić w konkurencyjnym dla
BP klubie, natychmiast grożono konsekwencjami w postaci ograniczeń
promocyjnych – na jaw wyszła sprawa DJ Rap, drum’n’bassowej DJ-ki
z Wielkiej Brytanii ( dość ciekawej swoją drogą osobistości –
odsyłam na Wikipedię), której dwa labele miałyby ucierpieć
przyjęciu takiego bookingu. Również wspomniany wcześniej Joel
Zimmerman wolał „nie denerwować” jednego ze swoich głównych
promotorów.
Wielka ściema, czy odzwierciedlenie faktycznych
sprzedaży? Prawdopodobnie coś pomiędzy. Wczoraj na przykład przeczytałem, iż niektórym sprzedaż utworów służy do
całkowicie innych celów. Nastolatek z Wolverhampton ( UK), nazwany
publicznie z imienia i nazwiska, które po raz kolejny w tym artykule
celowo pominę, przyznał się do uczestnictwa w pół milionowym –
w funtach oczywiście – przekręcie, sprowadzającym się do
procederu prania brudnych pieniędzy z kradzionych kart kredytowych. On i dziesięciu innych ludzi,
miało pomiędzy styczniem 2008 a czerwcem 2009 odpłatnie pobrać
własne utwory sześć tysięcy razy. Ostatecznie zwątpiłem, czy – abstrahując od popełnionego przestępstwa – labele robią tego samego na co dzień, z jak najbardziej legalnymi źródłami gotówki, zachowując ogromne zyski z promocji, a oddając jedynie jakąś część prowizji sklepowi internetowemu.
Od dawna już wiadomo, że w tej chwili największą
bronią nie są czołgi, karabiny i samoloty, lecz informacja.
Informacja – czy też czasem bardziej dezinformacja – która to
dopiero rusza wyliczone przeze mnie machiny wojenne. Wracając na
krótko do teorii spiskowych, niedawne wielkie przecieki z Wikileaks
pokazują, jak ogromną bronią stał się Internet. Hiperbola? Lubię
przesadzać. A słowo „broń” użyte w kontekście walki z
konkurencją, prania pieniędzy i przestępstw w ogóle, jest jak
najbardziej adekwatne do sytuacji, którą obserwować możemy
ostatnimi czasy nawet w świecie „głupich” sklepów z
empetrójkami. Wszak nie istnieje coś takiego jak uczciwa
konkurencja, a podobno i termin „prawda” stał się
przeterminowany…