News

Nowy album Moderat: za dużo popu? (recenzja)

Blisko siedem lat temu wraz z pierwszymi uderzeniami otwierającego debiutancką płytę „A New Error” zaczęło bić serce tria Moderat. Choć z faktograficznego punktu widzenia historia – wówczas jeszcze nie do końca – supergrupy sięga EP-ki „Auf Kosten Der Gesundheit”, bardziej adekwatne jest rozpatrywanie jej dorobku właśnie od wydanego w 2009 roku albumu. I to nie tylko z uwagi na podobieństwo komiksowych okładek.

Kierunek rozwoju Moderat od początku był jednym z głównych tematów rozmów o grupie – z jednej strony mieliśmy bowiem stonowany wizerunek muzyczny Saschy Ringa, żegnającego się z eksperymentem znanym z Shitkatapult, z drugiej natomiast – zupełnie nieobliczalny duet Modeselektor, konsekwentnie rozciągającego zakres znaczeniowy pojęcia maksymalizm i w nieskończoność bawiącego się formą. Wydawałoby się, że tak przeciwne osobowości spotkają się gdzieś w połowie drogi. Rzeczywiście, debiut łączył w sobie popową melancholię Apparata („Rusty Nails”) z dynamiką oraz bezpośredniością znaną z płyt Bronserta i Szarego („Sick with It”, „Slow Match”).

Jednak już na kolejnej płycie można było zaobserwować pierwsze dowody tego, że Ring stopniowo dokonuje wcześniej pozornie niemożliwego, przeciągając pozostałych członków grupy na swoją stronę. Najnowszy album nie pozostawia co do tego złudzeń. „III” definitywnie zamienia zróżnicowany, eksperymentalny charakter, przypominający o muzycznym życiorysie Berlińczyków, na stonowany, wyważony, ale – mimo wszystko – pełnoprawny elektroniczny pop.

Bodźcem do zagęszczenia partii wokalnych na płycie mógł być zarówno sukces „Bad Kingdom”, singla zwiastującego poprzednią płytę, który jeszcze na ubiegłorocznym festiwalu Tauron Nowa Muzyka był jednym z motywów przewodnich, jak i kształt występów zespołu na żywo. „Bad Kingdom” ma zresztą swojego bliźniaka w postaci „Reminder” – co prawda nie tak wyrazistego i drapieżnego, ale zdecydowanie z powodzeniem promującego „III”. Utwór ten doskonale dzieli to, co słuchacza spotka na najnowszej płycie Moderat. Po jednej stronie znajdą się nagrania, w których wiodącą rolę gra Sascha Ring (z każdym albumem prezentujący się coraz lepiej jako wokalista), a po drugiej te wciąż przede wszystkim instrumentalne, jak „Finder” (brzmiący niczym hybryda „Milk” i „Let in the Light”) czy „Animal Trails”. Należy dodać, że nawet gdy Moderat stawia na tę drugą formę ekspresji, robi to nienachlanie i z wyczuciem. Można podejrzewać, że w ten sposób muzycy chcieli pozostawić sobie pole do popisu w trakcie wspomnianych występów live. Podrasowane, wypełnione dodatkową treścią i wspomagane przez wizualizacje Pfadfinderei, skutecznie walczą z tezą postawioną przez jednego z dziennikarzy, gdy Moderat rozgrzewali polską publiczność przed koncertem Radiohead w Poznaniu w 2009 roku, mówiącą o tym, że „nie potrzeba ich trzech do jednego komputera”.

U pamiętających poprzednie płyty tria „III” pozostawia pewien niedosyt; niedosyt, który zaspokaja występ na żywo. Dlatego też najnowszy album trzeba koniecznie kupić w zestawie nie oferowanym oficjalnie w sprzedaży pomimo zróżnicowania formatów dostępnych w dystrybucji (osobno wydano wersje instrumentalne oraz remiksy wraz z nagraniami ostatecznie odrzuconymi). A pakietem tym jest nic innego jak płyta wraz z biletem na koncert.



Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →