Nowy album brytyjskiego duetu zrobi z nich megagwiazdy
Czym w ostatnim czasie zajmował się duet, który przez ostatnie kilka sezonów położył na łopatki świat drum and bassu i dubstepu, ich sztandarowy beat pożyczył sobie Snoop Dogg, a następnie do współpracy zaprosiła Rihanna?
Oczywiście – taki duet mógł zajmować się tylko jednym. Nagrywaniem albumu, który zakasuje konkurencję, będzie ich opus magnum i wywinduje ich w muzycznym świecie w rejony zarezerwowane dla nielicznych. Przynajmniej jeśli chodzi o artystów dotąd związanych z muzycznym undergroundem.
Taka przyszłość czeka duet Chase & Status. To już wiadomo nie słuchając wcale ich najnowszego albumu. Wystarczy spojrzeć na listę gości: znany z Gnarls Barkley i świetnej solowej płyty zawierającej megahit „Fuck You” Ceelo Green, najbardziej rozchwytywany ostatnio grime’owiec Tinie Tempah, jeden z idoli Tiniego Dizzee Rascal, dorzućmy do tego jeszcze Mali, Plan B i White Lies i mamy towarzystwo, które z miejsca gwarantuje debiut albumu na pierwszym miejscu brytyjskiej listy przebojów. Może nawet amerykańskiej? Na pewno byłby to przełom jeśli chodzi o taką muzykę w USA. A jest duża szansa.
W Anglii sukces płyty jest już pewny – zapowiada to wysokie miejsce singla „Blind Faith” na liście singli: w tym tygodniu to nowość na miejscu numer pięć. To nie przypadek również, że aktualnie w TOP 20 brytyjskiej listy albumów znajdziecie płyty takich wykonawców, jak: Tinie Tempah, Ceelo Green, Plan B i White Lies czyli wspomnianych wyżej gości na płycie Chase & Status.
Czas na najważniejsze – czy to dobry album? Czy spodoba się starym fanom Chase & Status? Czy polubią go podziemni miłośnicy połamanych beatów? To zależy jak bardzo są ortodoksyjni. Puryści raczej odrzucą ten krążek jako przejaw sprzedania się mainstreamowi. Tym bardziej, że drumów czy dubstepu jest na tej płycie mniej niż byśmy chcieli. Sporo jest tu za to wątków gitarowych czy hip-hopowych, sporo piosenek i generalnie rzecz biorąc – muzyki dla wszystkich.
Jednak nie mogło być inaczej. Chase & Status są w takim momencie kariery, że po prostu musieli nagrać taki krążek. Ja to rozumiem, ale rozumiem też, że dla wielu wokale mogą być zbyt przesłodzone, beaty zbyt zachowawcze, produkcja zbyt sterylna i lekkostrawna. Właściwie każdy z numerów może bez problemu być puszczany w brytyjskim radiu o każdej porzed dnia i nocy (szkoda, że nie u nas). Czyli jednak pop? Nawet jeśli tak, to nie zapominajmy, że to dobry pop, o lata świetlne przed światową średnią.