Nowy album Armina van Buurena – my już słyszeliśmy!
Recenzje tego typu bywają trudne – tak naprawdę niezależnie, co oceniamy, czy jest to film, płyta, czy też sprzęt – jeśli mamy do przed sobą coś, co dla nas nie musi być wydarzeniem roku, a na co niektórzy czekali od wielu miesięcy, nie jest łatwo. Jeśli nie jesteście pewni, czy krążek Armina van Buurena, „Mirage”, spełnił stawiane przed nim oczekiwania, postaram się poglądowo przybliżyć Wam jego zawartość.
Chciałem poetycko napisać o wkładaniu płyty do odtwarzacza, jednak to już nie te czasy. Otrzymując finalną wersję w postaci plików MP3, momentalnie zaciekawiła mnie ich ilość – nieczęsto na albumach klubowych znajdujemy dwadzieścia jeden utworów. Jest to raczej domena rocka i popu. Tutaj jest dokładnie tyle (na CD będzie 16, reszta to bonusy do wzięcia na itunes). Ale przechodząc do samego albumu, kawałki faktycznie są krótkie – czasem trudno w ogóle zauważyć charakterystyczną dla tanecznej muzyki elektronicznej strukturę beatowo-breakdownową.
Jest za to mnóstwo wokali i chwytliwych melodii. Bliźniaczo podobne do „In & Out Of Love” „This Light Between Us”, „I Don’t Own You”, „Not Giving Up On Love” oraz jeszcze kilka utworów o podobnie emocjonalnych tytułach i raczej popowym charakterze.
Czy to oznacza, że nowy album Armina to już czysty pop? Nie do końca. Na „Mirage” znajdziemy jednak kilka perełek. Choćby rockowy breakdown tytułowego utworu, który zasłyszany pierwszy raz dosłownie zwala z nóg. Podobnie zresztą wypada współtworzony z Ferrym Corstenem „Minack”, o niesamowicie ciekawej rytmice.
„Youtopia”, w której wyraźny udział miał Owl City aka Adam Young, wyróżnia się chyba pod każdym względem – zarówno wokal jak i melodia urzekają, wiercąc dziurę w głowie i pozostawiając spory otwór, który wypełnia rozbrzmiewająca w nim harmonia dźwięków, sama prosząca się o zanucenie. Tu udało się znaleźć złoty środek między popowym charakterem a ciekawą muzyką. Uzależniający numer, zaproszenie głosu Owl City to na pewno był dobry pomysł.
Jaki jest więc ogólny wydźwięk 'Mirage’? Na pewno nie raz podczas odsłuchu kręcić nosem będą trancowi ortodoksi, którym flirty z popem się nie podobają. Z całą pewnością to najbardziej chwytliwy i wycelowany w niekoniecznie w fanów trance’u album w karierze Armina.
Z drugiej strony większość piosenek na płycie pozostaje pod wpływem tradycyjnej muzyki trance, co odróżnia Armina od Tiesto, który na swojej własnej popowej płycie 'Kaleidoscope’ flirtuje z różnymi rytmami i gatunkami. Tu mamy w większości muzykę taneczną stylizowaną na trance, jest też kilka stricte trancowych numerów.
Jeden, co ciekawe, przypomina 'Adago For Strings’. Reasumując 'Mirage’ – choćby ze względu na pomoc Sophie Ellis Bextor i gościa z Owl City) ma szansę stać się dla Armina tym, co 'One Love’ dla Guetty. Nie ma wątpliwości, że aktualny wciąż najpopularniejszy DJ na świecie w rankingu DJ Maga chce tu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – z szacunkiem obchodzi się ze starymi fanami, jednocześnie próbuje zdobyć tysiące (miliony?) nowych. Już w poniedziałek będziecie mieli okazję zaopatrzyć się w cały materiał, ciekawi jesteśmy Waszej opinii. Płyta ukazuje się nakładem ProLogic Music.