Nitrous Oxide opowiada o Australii, Nowej Zelandii i Indonezji
Większość fanów polskiego trance’u już o tym słyszała – nasz czołowy towar eksportowy Nitrous Oxide został niedawno zaproszony na małe tournee po Antypodach – zapytaliśmy go więc jak mu się podobało i grało w tak egzotycznych dla nas miejscach jak Australia, Nowa Zelandia i Indonezja.
Witaj Krzysztof! Jesteś jednym z niewielu polskich didżejów, którzy mieli okazję polecieć tak daleko na występy. Przypomnij nam gdzie wcześniej grałeś zagranicą?
– Witam. Cieszę się bardzo, że miałem w końcu okazję zagrać gdzieś poza starym kontynentem. Już od dawna dostawałem sporo maili od ludzi z Australii z zapytaniem kiedy będą mogli mnie tam usłyszeć na żywo, więc miałem dużą nadzieję, że w końcu tam polecę. Przez ostatnie dwa lata zagrałem sporo imprez w klubach na terenie Europy. W samej Wielkiej Brytanii byłem już 5 razy (w Londynie w legendarnym Turnmills oraz Boulevard, The Plug w Sheffield, Impreza Neuroscience w Newcastle i Absolute w Edynburgu). W Holandii grałem na Intuition Summer Event organizowanej przez Menno De Jonga, Luminosity w Zoetmeer i ostatnio na ASOT 400 w Rotterdamie, miałem także okazję zagrać w Finlandii, Mołdawii a także na Ukrainie w klubie Prime.
Jak byś porównał kluby i imprezy w Polsce, Europie i … tam?
-Ciężko trochę porównywać wszystkie te miejsca. Każdy klub ma swój specyficzny klimat budowany głównie przez ludzi, którzy tam się bawią więc nie ma znaczenia czy będzie on lepiej czy gorzej wyposażony. Polskie kluby niczym nie odbiegają tym, w których grałem do tej pory poza granicami naszego kraju. Odnoszę jednak wrażenie że ludzie są chyba bardziej spontaniczni przez co reagują na muzykę z większym entuzjazmem. W Polsce ciężko jest znaleźć kluby w dużych miastach w których gra się trance. W ogóle mógłbym takie miejsca policzyć na palcach jednej ręki. Tam jest to normalne i przychodzą bawić się fani tej muzyki. Nie spotkałem się z lansem jaki jest na porządku dziennym w naszych klubach serwujących klubową muzykę. Ludzie są bardziej wyluzowani i nie zważają na to kim jesteś czy jak wyglądasz. Wszyscy traktują się na równi i świetnie się razem bawią.
Wiem, że była to męcząca podróż, ale chyba było warto? Co cię najbardziej urzekło na drugiej półkuli?
– Jasne że było warto! Mimo kilku nieprzyjemnych sytuacji i paru dni spędzonych w powietrzu uważam tą podróż za najfajniejszą i najciekawszą w moim życiu. Miałem okazję spotkać setki ludzi, którzy doceniają to co robię i jest to dla mnie najważniejsze. Miałem też trochę czasu na odpoczynek i zwiedzanie. Urzekła mnie na pewno odmienność klimatu i środowisko naturalne. Szkoda trochę, że właśnie rozpoczyna się u nich zima i pogoda nie była idealna, ciągłe opady, zachmurzenie przez większość dnia no i temperatury około 10 – 18 stopni ale nie przeszkodziło mi to w odbyciu kilku fajnych wycieczek.
Największe różnice między Australią, Nową Zelandią i Indonezją?
– W Nowej Zelandii mają ptaszki Kiwi w Asustralii kangury i misie koala. Maorysi to rdzenni mieszkańcy Nowej Zelandii, w Australii żyli za to Aborygeni. W Indonezji jak zaczął padać deszcz to samochody się zatrzymywały na autostradzie ponieważ strugi deszczu ograniczały widoczność do kilku metrów a drogi zamieniły się w rwące potoki. Wyjście z lotniska w Nowej Zelandii trwało 3 godziny ponieważ miałem kontrolę, w Australii średnio 1,5 godziny natomiast w Indonezji po wyjściu z samolotu czekał na mnie pocieszny, mały koleś z wąsem, który załatwił mi błyskawicznie wizę i bez stania w żadnych kolejkach wyprowadził mnie z lotniska w jakieś 10 minut. Korki na ulicach w Jakarcie nie mają końca i natkniesz się na nie nawet o 1 w nocy. Wracając z imprezy koło 8 rano zdziwiło mnie, że jeden z pasów drogi którą jedziemy jest wyłączony z ruchu i biegają tam ludzie a przejeżdżając koło wielkiego parku zobaczyłem tłumy ćwiczące tai-chi i jakieś inne wynalazki. Ponoć tak jest co niedzielę! Tysiące ludzi wychodzą wspólnie poćwiczyć. U nas też by się coś takiego przydało ale obawiam się że nie jesteśmy aż tak ambitni 😉
Podobno poznała cię funkcjonariuszka na lotnisku…. Powiedz coś więcej 🙂
– Tak było to bardzo miłe. Oszczędziło mi sporo czasu i nieprzyjemności związanych z przeszukiwaniami i przesłuchaniami przez służby lotniskowe. Było to moje drugie lądowanie w Australii w tak niedługim czasie więc tuż po kontroli paszportu zostałem skierowany do pani, która zadawała wstępnie parę pytań odnośnie celu mojego przyjazdu oraz co porabiam na co dzień i kim jestem. W momencie gdy opowiedziałem jej że jestem producentem muzycznym i że robię trance bardzo ją to zaciekawiło i spytała się w jakim labelu wydaję a następnie jak się nazywam. Okazało się że zna moje kawałki więc dalsza rozmowa była już o wiele przyjemniejsza. Podobne zdarzenie miało miejsce jak po raz trzeci lądowałem w Australii tym razem podczas powrotu do Polski. Zostałem zaproszony na kontrolę bagażu. Młody funkcjonariusz zorientował się że jestem djem w momencie jak wyciągnąłem płyty i słuchawki. Zaczęliśmy rozmawiać na temat muzyki jaką gram. Nie znał co prawda mojej twórczości ale jak powiedziałem mu że grałem na ASOT 400 był bardzo pozytywnie zaskoczony po czym stwierdził ze nie będzie mnie już więcej męczył.
Same kluby – jakie są twoje spostrzeżenia odnośnie sprzętu, świateł, organizacji imprez i ludzi? może jakieś dziwne nawyki?:)
– Jak już mówiłem nie ma wielkiej różnicy jeśli chodzi o sprzęt. Wszystkie kluby zaopatrzone były w dobre nagłośnienie i oświetlenie na poziomie klubów w europie. Chyba najlepiej wyposażony był klub The Fammily w Brisbane. Świetny soundsystem i oprawa wizualna. Fajne lasery, dużo głów i dobrzy light jaye którzy potrafili stworzyć doskonały klimat odpowiednio dopasowując światła do muzyki. Pod względem organizacji nie przypominam sobie żeby były jakieś problemy. Ludzie w klubie byli bardzo uprzejmi. Dbali o mój komfort także czułem się tam świetnie i nie nudziłem się ani przez sekundę. Zawsze było z kim pogadać i co wypić Sporo ludzi jeszcze przed setem rozpoznawało mnie i robiło sobie ze mną zdjęcia. Zawsze staram się porozmawiać z ludźmi na temat muzyki, imprez jakie się odbywają w danym miejscu. W The Fammily grała już cała czołówka światowej sceny klubowej i nie mówię tu tylko o scenie trance ale także reprezentanci innych gatunków EDM.
Jak grali tamtejsi didżeje?
– W Brisbane przeważał uplifting i progressive. Dj grający przede mną świetnie rozgrzał publikę więc w momencie jak zaczynałem swój set miałem pełen parkiet rządnych tranceu klubowiczów. W Nowej Zelandii bawiłem się chyba najlepiej. Oprócz mnie grał tam również Jared Knapp, który był organizatorem tego mini-tournee po tamtej stronie globu. Jest on znany ze swoich występów na Godskitchen w Europie i wiem że grał także w Polsce w 2008 roku. Świetnie mixuje i doskonale dobiera kawałki . Sam zajmuje się także produkcją więc myślę że jeszcze nie raz usłyszymy o tym gościu. W Melbourne mój występ poprzedzał solidny, mocny set MaRlo, który był jedną z gwiazd tegorocznej australijskiej edycji Trance Energy. Tamtejsza publika z dużym entuzjazmem reagowała na kawałki grane przez niego. Ekipa Djów w Indonezji grała typowe upliftingowe hity. Sporo wokali i piękne melodie – jak dla mnie bomba.
Jak reagowała publika, znali kawałki?
– Byłem bardzo mile zaskoczony. Znali większość moich kawałków. Podsuwali mi telefony komórkowe z tekstami typu „proszę zagraj Aurorę – to najlepszy kawałek roku”. Świetnie się wszyscy bawiliśmy. Trance jest naprawdę bardzo popularny w Australii. Mają obecnie największe imprezy takie jak Trance Energy, Sensation czy Godskitchen. Jest także sporo rozgłośni radiowych które grają muzykę elektroniczną także nie dziwne że ludzie rozpoznają grane przez nas utwory, co sprawia że bawią się naprawdę znakomicie. Mam nadzieję ze jeszcze kiedyś tam polecę. Także późniejsze pozytywne komentarze ludzi na myspace czy facebooku utwierdzają mnie w tym że warto było tam polecieć.
Jakie numery wywoływały najwieksza euforię?
– Oczywiście „Magenta”. W momencie jak wchodzi bassline, wszędzie gdzie to gram słyszę okrzyki i widze skaczących, uśmiechniętych ludzi. Równie dużym entuzjazmem cieszy się mój collab z Kamilem Bigajem – „3rd Moon – Monsun”. Często gram też zrobioną przeze mnie wersję zeszłorocznego hitu : „Lange – Out Of The Sky”. Sporo ludzi pyta się mnie czy ta wersja będzie dostępna. Niestety zrobiłem ją tylko na własny użytek więc można ją usłyszeć jedynie podczas moich setów. W Australii wszyscy doskonale znali ten numer więc trochę sobie pośpiewaliśmy.
Byłeś tam razem z Airbase…
– Latając po świecie i grając na różnych imprezach mam okazję spotkać wielu znakomitych producentów . Zawsze mamy sporo tematów do rozmów ale najczęściej tyczą się one tego, co robimy, czyli zagłębiamy się w tajniki produkcji muzycznej lub opowiadamy o imprezach i ciekawych zdarzeniach, które przytrafiły nam się do tej pory. Tak też było tym razem. Jazper jest bardzo sympatycznym gościem i mieliśmy okazję pogadać kilka razy podczas naszego pobytu w Melbourne. W dzień imprezy mieliśmy wywiad w lokalnym radiu Kiss.fm, a następnie skoczyliśmy na kolację z całą ekipą grającą tej nocy. Było naprawdę zabawnie i mam nadzieję że nieraz się jeszcze spotkamy gdzieś na imprezach.