Muzyka a matematyka – wywiad z Jamesem Holdenem
Mało jest tak eklektycznych DJ-ów jak Brytyjczyk James Holden, na każdym kroku udowadniający swoje fascynacje muzyką, którą powiązać ze sobą może tylko szaleniec… Albo człowiek o szalenie wielkiej wyobraźni. Trzydziestojednoletni DJ i producent ostatnio ucichł pod względem produkcji, czego nie możemy powiedzieć o jego występach DJ-skich. Włoski wortal Soundwall spotkał się z nim przed jego występem w Rzymie.
Często musimy stawić czoła trudnemu problemowi, najwyraźniej niemożliwemu do rozwiązania, połączonego z osobistą koncepcją danej osoby dotyczącą muzyki. Chciałem spytać cię: czym jest muzyka dla ciebie? Co, według twojej osobistej opinii, może być definiowane jako muzyka?
Sądzę, że odpowiedziałeś na swoje własne pytanie: niemożliwym jest odpowiedzieć! Albo też niemożliwym jest odpowiedzieć w czymś tak krótkim jak wywiad…
W „The Idiots Are Winning” jest bardzo konkretny utwór: „Intentionally Left blank”. Dwie minuty, pięć sekund ciszy. Czy powinniśmy uznawać ten utwór w jakiś sposób połączony w myśl, w którą wpasowuje się 4’33” Johna Cage, czy też jest to kompletnie inne wytłumaczenie?
To całkowicie inaczej! „The Idiots…” to tak naprawdę kawałki przed „Intentionally Left Blank”, kawałki po nim są bardziej pomyślane jako DJ tools, więc pozostawiłem przestrzeń między właściwym krążkiem a nimi. Wydawało się to proste, ale oczywiście uczyniło to całą płytę agresywną, mylącą i irytującą dla ludzi, którzy tego nie wiedzieli. Lekcja przyswojona.
Jestem bardzo zainteresowany zrozumieniem, jaka jest twoje zdanie na temat połączenia pomiędzy muzyką i matematyką, jakie masz dokładnie doświadczenia na tym polu? Jak bardzo, według ciebie, twoje studia wpłynęły na twoje podejście do muzyki?
Oczywiste, że są to bardzo podobne rzeczy i sądzę, że moje muzyczne podejście bywa zwykle dość uporządkowane – naprawdę kocham bawić się mnóstwem powtarzających się schematów, tańczących jeden obok drugiego. A matematyczna przeszłość oznacza, że projektowanie własnych instrumentów w max/msp jest całkiem proste, co z pewnością miało wielki wpływ na moją ostatnią twórczość.
Co sądzisz o obecnej włoskiej scenie? Kilka lat temu w wywiadzie mówiłeś, że scena się zmieniała. Przez lata, ludzie jak ci z Margot Records wreszcie ugruntowali swoje brzmienie, inni artyści rozkwitają. Sytuacja się zmienia. Jaki kierunek według ciebie obieramy?
Trudno komuś, kto przyjeżdża tylko kilka razy w roku odnieść prawdziwe wrażenie, a każdy kraj jest zbyt zróżnicowany, by generalizować, ale: nadal podekscytowany jestem Włochami – sądzę, że Margot to tylko początek – są niewiarygodnie utalentowani, a z ich labelem i przyjaciółmi – Vaghe Stelle, na przykład – sądzę, że będą wywierali naprawdę długotrwały wpływ… Jak nowa, włoska, „kosmiczna” epoka! Z pewnością jednak nie jest to dla każdego. Ten rodzaj prawdziwej, avangardowej muzyki prosto z serca nigdy nie zastąpi starej sceny techno minimalowej, bo nie chce tego zrobić…
Definiowanie ciebie jako wyrzutek albo człowiek z pogranicza stało się teraz banałem – nie żebyś nie był taki ze swoją muzyką – ale jak to czujesz? Dlaczego, według ciebie, ludzie zawsze będą w ten sposób cię definiować, co w twojej muzyce jest, że niektórym zaczynają się błyszczeć oczy, a inni kręcą nosem?
Haha, prawda. Choć definicja nadal jest prawdziwa, to chyba część mojego typu osobowości – i coś, co zaobserwowałem w osobowościach kilku innych artystów Border Community. Sądzę, że brak potrzeby wpasowywania się pomaga w byciu wolnym podczas pisania muzyki. I kierując się opiniami innych, mocno wierzę, że mówi się więcej o tych ludziach niż o ich muzyce.
W 2010 wydany został twój ostatni, uznany wyczyn: DJ-Kicks podpisane nazwiskiem Holden. Jak to jest, pracować nad DJ-Kicks?
To było fajne, sądzę, że jest sporo historii w serii DJ-Kicks. Ale wiedziałem, co chciałem zrobić – stworzyć dokument jednego momentu w historii muzyki do tańczenia, która jest inną rzeczą niż muzyka taneczna.
Myślę, że, mimo wszystko, muzyka, z którą dorastasz jest kluczowa, gdy zaczyna się karierę, jak twoja. Jakiej muzyki słuchałeś kiedyś i co było ścieżką dźwiękową do ciebie?
Queen! A potem wczesny trance/electronica/techno – orbital itp. Myślę, że żeby być wiarygodnym, muzyka musi być częścią teraźniejszego dialogu, więc choć wczesne wpływy zostawiają ślady – blizny – największą wpływem na ciebie jest to, na co reagujesz pozytywnie lub negatywnie w każdej chwili.
Jak to często bywa, duża jest różnica między twoimi produkcjami a setami. Mówiąc o tych ostatnich, jak wyczuwasz set? Czym jest dla ciebie i jak powinien być zbudowany?
Nie mam o tym pojęcia – czuję, jakby były tym samym pomysłem. Grając, naprawdę chcę tylko stworzyć wycieczkę dla słuchających ludzi. Myśląc, że jeśli splotę wszystko wystarczająco dobrze, mogę grać wszystkie różnorodne style muzyki, które lubię.
“The Idiots Are Winning” to album, który mocno wstrząsnął światem muzyki elektronicznej! Jaki jest ogólny pomysł stojący za albumem? Dlaczego ten tytuł?
To bardziej migawka z miejsca, w którym byłem, nie uznawałem go nawet tak naprawdę za kompletny album… Więc były to początki tego, czego sięgam teraz, ale patrząc wstecz widzi się pewne rzeczy inaczej. Tytuł miał być zagadkowy, może samemu identyfikowałem się jako idiota.
Coraz częściej używasz w swoich produkcjach prawdziwych dźwięków i instrumentów. Dyskusje na temat monotonii i oziębłości muzyki generowanej sztucznie zawsze istniały i nigdy się nie skończą. Ale u zarania dziejów muzyki elektronicznej, istniały one przez powody takie, jak ograniczenie umysłów, innowacje w brzmieniach i tak dalej – teraz motywacje do nich są inne. Jakie masz odczucia dotyczące tej kłótni i czy sądzisz, że naprawdę doświadczamy „spłaszczania” muzyki elektronicznej?
I tak, i nie – myślę, że taneczny mainstream jest w erze ultrakonserwatyzmu, i ogromna większość ludzi celuje w naprawdę okropny styl produkcji, wszystko ma być tak nieskomplikowane, czyste i prostackie, jak to tyko możliwe. Oczywiście nie jestem zainteresowany tą muzyką, bo kaleczy mój słuch, nudzi mnie, wkurza. Ale jednocześnie wychodzą interesujące rzeczy lo-fi, syntezatorowe, jak Onehtrixptnever, Luke Abbott, Peking Lights, itp… I wśród wszystkich tych gównianych sztuczno-chicagowskich wydawnictw, jest niesamowity, surowy materiał housowy – STL, Floating Points, Actress… Ale to wszystko istnieje na pograniczach muzyki tanecznej i czegoś innego.
Od twoich pierwszych kawałków do ostatniego materiału jest przepaść co do brzmienia. Kiedy naprawdę zacząłeś uciekać od brzmienia „Horizons” i „One For You” i zacząłeś tworzyć to, czym dziś jest jedyne w swoim rodzaju brzmienie Jamesa Holdena?
Jeśli porównasz pierwsze do ostatnich, pewnie. Ale jeśli posłuchasz ich w sekwencji, nie ma punktu w którym stwierdzisz: och, teraz się zmienił. Bo wszystkie te są w zasadzie tworzone z tym samym celem. Dorastałem, odkrywałem nowe rzeczy, dowiadywałem się więcej o sztuce tworzenia utworów, nudziłem się czymś i, co najważniejsze, współdziałałem ze scenami dookoła mnie.
Co do nadchodzących projektów, co masz w głowie? Powinniśmy spodziewać się nowego albumu czy też coś innego?
Powinniście spodziewać się albumu, ale nie powinniście wstrzymywać oddechu, to nie będzie w tym roku. Wszystko, co mogę powiedzieć, to, że pracowałem intensywnie nad własną muzyką od stycznia, jestem niesamowicie szczęśliwy, czuję się spełniony i nawet granie cieszy mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Źródło: soundwall.it